Rozdział I
Perspektywa Madeline
Taaak może zacznę od przywitania, to się chyba zaczyna tak. WITAJCIE DRODZY CZYTELNICY… Yyy może nie, będzie po mojemu. (czyli bez witania). Może zaczniemy od początku Prolog pewnie czytaliście więc nie będę przynudzała tak jak robi to moja „SIS”. No cóż dzisiaj pierwszy dzień w nowej budzie. Nie uśmiecha mi się to bo nienawidzę szkoły, nie to co Noelle. Nie żeby od razu ją kochała czy coś, ale zawsze chciała pokazać się z dobrej strony a ja mam wylane, przez co mam więcej kłopotów niż sama bym chciała mieć. Musze już wstawać bo zaraz się spóźnimy. Ześlizgnęłam się z nowego łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne dżinsy z dziurami na nogawkach, czerwoną bokserkę która opinała mój biust i do tego czarną dżinsową kurtkę na długi rękaw. Z komody obok wzięłam bieliznę i buty na obcasie z ćwiekami. Wzięłam to wszystko do łazienki i przebrałam się po wzięciu szybkiego prysznica. Włosy związałam w luźnego warkocza i zrobiłam dość mocny makijaż. Z pokoju wzięłam jeszcze moją czerwoną torbę i schowałam do niej paczkę papierosów, portfel i plan zajęć. Zeszłam do kuchni i wzięłam batonik zbożowy. Noelle mnie zawsze za to opieprza, bo nigdy nie jem normalnie, a ona się mną opiekuje. W sumie jest dwie minuty wcześniej urodzona, ale to nie znaczy że jestem dzieckiem mamy prawie po 17 lat, a traktuje mnie jakbym miała 12. Nienawidzę jej za to, ale jednak dba o mnie, bo nasza mama umarła. Może jednak wrócimy do żywych.
Jak zwykle moja siostra była już gotowa i tylko zeszła z torbą do korytarza. Wzięła swoje drugie śniadanie i poszłyśmy razem do jej samochodu. Podróż do budy zajęła nam około 20 minut bo Noelle uwielbia się ślamazić w tym aucie.
- Tylko zachowuj się kulturalnie i grzecznie. Bez bójek tak jak ostatnio. – oskarżyła mnie moja „kochana” siostrzyczka. Nienawidzę jak to robi. Ja się ostatnio tylko broniłam, nie moja wina że chłopak później wylądował w szpitalu z poobijaną wątrobą. Mógł nie zaczynać.
- Tsaa. – odpowiedziałam krótko i wysiadłam z tego czegoś co Noelle nazywa cudeńkiem. Ruszyłam w stronę sekretariatu nie czekając za nią. Kiedy weszłam do środka (oczywiście nie pukając) zobaczyłam dość sympatyczną z wyglądu kobietę miała około 30 lat i dwóch dość przystojnych chłopaków, ale wydawali się wredni. Podeszłam do lady i przedstawiłam się, a w tym momencie weszła do pomieszczenia Noelle.
- Ach tak panny Lively. Miło mi jestem Caroline, a to Diego i Xavier. Oprowadzą was po szkole, a oto wasz plan szkoły. – mówiła dość szybko sekretarka. Chłopacy się spojrzeli na nas i uśmiechnęli lekko. Spojrzałam na moją siostrę znacząco, a ona nie ogarniała o co mi chodzi. No cóż rodziny się nie wybiera. Wyszliśmy w czwórkę z pokoju i poszliśmy korytarzem przed siebie. Nastolatki coś tam mówili i komentowali każdego nauczyciela, klasę i osoby które omijaliśmy, ale nie interesowało mnie to. Zauważyłam jedynie że mojej siostrze odpowiadało to towarzystwo bo z nimi rozmawiała. Kiedy mijaliśmy klasę od chemii zobaczyłam trzech chłopaków i jedną dziewczynę, którzy się wyróżniali wyglądem. Nastolatkowie mieli na sobie czarne spodnie i niebieskie lub zielone koszulki. Widziałam w nich coś co bardzo lubiłam, a jak zjechałam wzrokiem na ich dłonie zauważyłam tatuaże nieskończoności na lewych dłoniach. Jeden z chłopaków palił papierosa i kiedy podniosłam na nich znowu wzrok nasze spojrzenia się zetknęły. Nie odwracałam wzroku. Nigdy tego nie robiłam bo to oznacza słabość.
- Idziesz? – usłyszałam Noelle która szarpnęła mnie za rękę zauważając na kogo się patrzę. Prawie się przewróciłam, więc spiorunowałam ją wzrokiem, a ta zaczęła mi robić kazanie, że nie pozwoli mi się trzymać z takim typem ludzi i coś jeszcze ale nie słuchałam jej, z resztą jak zawsze, gdy próbuje być moją matką. Mam gdzieś to co ona uważa o moich znajomych. Założyłam słuchawki na uszy i nie zważając na jej słowa puściłam muzykę z telefonu na maxa.
Perspektywa Noelle
Następnego dnia wstałam jeszcze przed budzikiem. Nie mogłam się doczekać kiedy pójdę do szkoły. Mieliśmy mieszkać tutaj na stałe. Koniec zmieniania szkoły i na nowo poznawaniem ludzi. Zawsze bałam się zbliżać do ludzi, bo w tedy trudno by było wyjechać. Moim planem było chodzeniem do szkoły i unikanie ludzi. Moja siostra miała gdzieś wszystkich dla niej najważniejsze była i będzie ,,dobra zabawa''. Usiadłam przed biurkiem i sprawdziłam wartość swojego plecaka. Czy mam aby wszystkie książki. Spojrzałam na swoją listę. Ach tak zapomniałabym o tym, że przed zajęciami mamy iść do sekretariatu. Mają jakiegoś ucznia przydzielić aby nas oprowadził po szkolę. Na pewno nie będzie robił tego bezinteresownie. Będzie miał jakiś udział w tym. Na stówę przekupili go jakimś zwolnieniem z lekcji albo od pytania lub to zwyczajny lizus. Wielu takich widywałam w różnych szkołach. To dziwne dorośli tego nie widzą. Lecz w szkolę jest jeszcze gorzej niż w ich życiu. Gdyż tam trzeba patrzeć na to nawet z kim gadasz bo możesz spać na samo dno wykluczenia.... Podeszłam do szafy naprzeciwko łóżka. Wzięłam z niej bokserkę, którą sobie zrobiłam. Kupiłam zwyczajną białą bokserkę i farby do tkanin. Namalowałam na niej pacyfkę, z której farba spływa. Do tego zwyczajne jeansy w niektórych miejscach przetarte. Na to założyłam kamizelkę we wzory i sandały rzymianki. Gdy byłam ubrana poszłam do łazienki gdzie uczesałam włosy i założyłam na nie opaskę z piórami. W tym stroju wyglądałam jak hipis. Jednak ja nigdy nie trzymam się jednego stylu. Zeszłam na dół jak zwykle Madeleine jeszcze spała smacznie w swoim pokoju. Westchnęłam cicho i poszłam do kuchni. Przygotowałam sobie pełno wartościowe śniadanie. Czyli kanapki z chleba pełnoziarnistego i szynką, do tego szklanka świeżą wyciśniętego soku jabłkowego. Zwykle wiem trochę więcej lecz dzisiaj nie jestem pewna czy bym coś jeszcze przełknęła tak miałam ściśnięte gardło. Gdy udało mi się zjeść to posprzątałam po sobie i wróciłam do swojego pokoju. Bardzo podobały mi się meble jakie w nim ustawiliśmy oraz kolory ścian. Nad łóżkiem namalowałam sobie nocne niebo. Fajnie by było gdybym kupiła sobie lampki i przyczepiła tak żeby wyglądało na prawdziwe nocne niebo, albo kupię sobie projektor z nocnym niebem. Nie wiem jeszcze najpierw będę musiała wpakować swoje książki i uzupełnić niektóre serie. Na razie wyjęłam z pudła sztalugę i przyrządy do malowania. Wybrałam miejsce koło biurka, ponieważ jak stoi się wejściu to nie widać jej od razu. Rzuciłam jeszcze do plecaka szkicownik i książkę, którą obecnie czytam. Z dołu słychać było, że siostra już wstała. Chwyciłam plecak, który założyłam na jedno ramię. Schodząc na dół założyłam kolczyki, które zostały po mamie. Chciałam aby była ze mną ten symboliczny sposób.
Podróż do budynku szkolnego zajęła nam około 20 minut, bo nie chciałam złamać przepisów drogowych oraz do niej miałyśmy sporo skrzyżowań i świateł. Niby nasza okolica była ładna bo blisko jeziora i centrum miasteczka. Gdyż mieszkaliśmy na ulicy Lake.
- Tylko zachowuj się kulturalnie i grzecznie. Bez bójek tak jak ostatnio. – prosiłam ją oraz przypomniałam ostatni raz. Gdy musieliśmy czekać w szkolę trzy godziny jak przyjedzie do niej. Wkurzyłam się wtedy równie dobrze dyrektor szkoły mógł ze mną porozmawiać w końcu od dwunastego roku życia zachowuję się dojrzale i staram się pomóc ojcu jak tylko mogę.
- Tsaa. – odpowiedziała mi krótko i wysiadła z samochodu. Westchnęłam na jej zachowanie: ,,Proszę oby nie wpakowała się dzisiaj w nic''. Pomyślałam patrząc się w niebo. Zamknęłam cudeńko i poszłam w stronę sekretariatu. Weszłam chwilę po Madeleine i pierwsze co zobaczyłam kobietę miała około 30 lat i dwóch dość przystojnych chłopaków, którzy nie wyglądali na lizusów. Czyli ten drugi typ... Moja kochana siostrzyczka stała koło lady. Mam nadzieję, że była uprzejma. Podeszłam do niej...
- Ach tak panny Lively. Miło mi jestem Caroline, a to Diego i Xavier. Oprowadzą was po szkole, a oto wasz plan szkoły. – mówiła dość szybko sekretarka. Eh czy ktoś ją nakręcił. Niech mówi wolniej przecież się nie pali. Spojrzałam na stojących chłopaków w chwili gdy ci spojrzeli na nas i uśmiechnęli się lekko. W między czasie zauważyłam znaczące spojrzenie Madeleine, ale nie wiedziałam o co jej chodzi. Wyszliśmy w czwórkę z pokoju i poszliśmy korytarzem przed siebie. Nasi przewodnicy od razu zaczęli nam tłumaczyć wszystko. Szybko się okazało, że to nawet nie ten drugi typ. Czyżbym się pomyliła. WOW rzadko mi się to zdarza, ale okazali się dość inteligentni oraz oczytani. Gdyż jak opowiadali o nauczycielach, uczniach, klasach i innych rzeczach wyrażali się w specyficzny sposób. Kiedy minęliśmy klasę od chemii zauważyłam, że Madeleine się zatrzymała. Przeprosiłam chłopaków, którzy nas oprowadzali i podeszłam do niej.
- Idziesz? – powiedziałam do niej i szarpnęłam lekko ją za rękę w tym momencie zauważam na kogo się patrzy. Zaczęłam do niej mówić ale jak zawsze nie słuchałam mnie więc szybko dałam za wygraną. Spojrzałam raz jeszcze na tych ludzi. Co ona w nich takiego widzi. Ja tylko zauważam jedno KŁOPOTY.
Stylizację
Madeleine
Noelle
Hej!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się nawet, na razie mało się dzieje, ale może być ciekawie :)
Tylko zwróć uwagę na przecinki w zdaniach złożonych tak mi się rzuciło w oczy i liczby w opowiadaniach też chyba są błędem. Mam nadzieję, że się nie obrazisz za to ;) Jestem ciekawa następnego rozdziału :D
Pozdrawiam ;**
Juliet