piątek, 13 marca 2015

Rozdział 3

Rozdział 3 wyjątkowo pojawił się w piątek... Gdyż muszę w sobotę jechać do szkoły a tam nie mam dostępu do neta. Natomiast moja współprowadząca słabo orientuję się na blogsport

Rozdział 3

Perspektywa Madeline


Po zjedzeniu obiadu poszłam do siebie. Oczywiście nie sprzątałam, bo i po co. Włączyłam muzykę na maxa ją pogłaśniając i wyciągnęłam z szafki obok biurka moje książki. Fakt że każdy myśli że się nie uczę jest trochę nie fajny, ale stwierdziłam że nie mogę być do tyłu z lekcjami i czytam tematy do przodu żeby coś się nauczyć. W końcu jakim cudem wydostaje się z jedynek na tydzień przed zakończeniem semestru lub roku szkolnego? No właśnie ale nikt o tym wiedzieć nie musi.
Około godziny 19 wzięłam mój szary dres i koszulkę z napisem „Let it rock” i wzięłam prysznic. Włosy wysuszyłam i wyprostowałam. Makijażu nie robiłam, żeby Noelle nie skojarzyła że chce się wykraść. Toaleta zajęła mi około godziny więc była 20. Zeszłam do kuchni biorąc butelkę wody mineralnej i spojrzałam w stronę salonu gdzie na kanapie siedziała moja siostra i czytała jakąś zapewne nudną lekturę.
-Ja idę spać. Dobranoc siostrzyczko. – powiedziałam od niechcenia, a ta tylko spojrzała na zegarek i pokiwała lekko głową. Udałam się szybkim krokiem do siebie i przebrałam się w skórzaną spodniczkę z granatowymi wstawkami, granatowy gorsecik i skórzaną czarną kurtkę. Cały ten strój zakończyłam naszyjnikami, granatowymi sandałkami, której brzegi podeszwy były odblaskowe, dwoma naszyjnikami, pacyfkowymi kolczykami i metalową bransoletkę. Zrobiłam dodatkowo ostry makijaż. Do kurtki schowałam komórkę i pieniądze. Nie wiedziałam gdzie w końcu wylądujemy więc wolałam wziąć ze sobą przynajmniej 200 dolarów. Wybiła godzina 22, więc otworzyłam okno i przeskoczyłam na rosnące obok domu drzewo. Zeszłam po gałęziach na dół i podeszłam do czarnego BMW które stało na ulicy. Od razu Wsiadłam na przednie siedzenie, bo z tyłu była słynna para buntowników, którzy się przytulali.
- Hej śliczna- powiedział Steven jak zamknęłam drzwi za co dostał po w ramie od Alexis.
- Auu za co to? – zapytał masując bolącą rękę, a my się z Ali zaśmiałyśmy. Na miejsce jechaliśmy około 30/40 minut nie wiem dokładnie bo nie byłam zbytnio zainteresowana godziną, tylko tym jak szybko można jechać w wykonaniu Petera po ciemku. W pewnych momentach dojeżdżał aż do 150km/h. Byłam w podziwie, bo ja lubię adrenalinę, ale zabić bym się nie chciała.
W końcu dojechaliśmy do pięknej dużej willi z oknami zamiast ścian. Była pięknie oświetlona i ozdobiona. Zatrzymaliśmy się przed garażem który otworzył się, dla samochodu Peta. Jak na dżentelmena przystało Peter przytrzymał mi drzwi i pomógł wysiąść. Po tym jak go złapałam za dłoń nie uwolnił mnie aż do przedstawienia mi Mickela. W sumie nie przeszkadzało mi to, bo Peter był bardzo miłym i przystojnym chłopakiem. Po około godzinie zaczęło zjeżdżać się coraz więcej ludzi.
Była druga w nocy jak przyjęcie zaczęło się rozkręcać na całego.
- Z każdym zatańczyłaś oprócz mnie. – usłyszałam smutny głos Peta przy moim uchu. Uśmiechnęłam się i pociągnęłam go na parkiet. – wiesz że naprawdę ślicznie dzisiaj wyglądasz? – zapytał mnie podczas naszych wygibasów.
- Dziękuję. – spojrzałam mu w oczy, a ten przybliżyła się do mnie i przytulił na podziękowanie za taniec. Uciekłam szybszym krokiem w stronę ubikacji i poprawiłam makijaż. Wychodząc natknęłam się na dziewczynę z tapetą na twarzy.
- Uważaj jak chodzisz dziwaczko. – usłyszałam jej piskliwy głos. Spojrzałam na nią jak na wariatkę.
- Że co ty do mnie powiedziałaś szmato? – zapytałam wkurzona. Byłam już troszkę pod wpływem alkoholu więc nie kontrolowałam się aż tak dobrze jak przed paroma godzinami.
- To co słyszałaś NOWA. – odsyczała na mnie, a ja przygwoździłam ją do ściany ręką, tak że przyciskałam jej gradło i mogłam ją nawet niechcąco udusić, gdyby nie Mickel który złapał mnie w pasie i odciągnął od niej.
- No i po co?! – krzyknęłam na niego, a ten pociągnął mnie na taras za domem. Byłam w szoku że był tam wielki basen i stanowisko dla DJa tak jak w salonie.
- Pogrzało Cię? To jest wiedźma która rządzi w szkole. Twoi przyjaciele mają dość problemów przez swój styl bycia, a jeszcze ty chcesz wrypać ich w kłótnie z Amy? Nie pozwolę na to.- oznajmił trzymając mnie za ramiona i patrząc w oczy.
- Ok.. Sorki, ale idę się upić. – uśmiechnęłam się i wróciłam na sale. Siedziałam na kanapie i piłam piwo jedno po drugim.
- Nie przesadzasz? – zapytała Alexis podchodząc i siadając obok mnie.
- Niee. – powiedziałam przeciągle.
- Znasz go? Prawie całą impreze wodzi za Tobą oczami.- Pokazała na dobrze zbudowanego nastolatka, który miał włosy postawione na jeża. Był dość przystojny, ale nie znałam go i trochę mnie przerażało jego mrożące spojrzenie. Wypiłam jeszcze ze trzy piwa i powiem szczerze że urwał mi się film.
Obudziłam się dopiero, gdy Peter kładł mnie do łóżka i przykrył kołdrą. Poczułam że dostałam od niego buziaka w Polik i zasnęłam.
Rano, a raczej o godzinie 16 wstałam z łóżka i okazało się że jestem bez kurtki i butów. Peter siedział przy komputerze i coś pisał.
- Hej. – szepnęłam cicho, a ten od razu się odwrócił i podał mi piwo.
- Lecz się tym przez co zachorowałaś. – zaśmiałam się i wzięłam od niego butelkę. Wypiłam je przez parę minut i rozmawiałam z Petem o wszystkim i o niczym. Po tym poszliśmy do kuchni gdzie dostałam pyszną jajecznice i kawę z mlekiem. Poczułam się wspaniale, gdy Peter pytał jak się czuję i czy czegoś nie potrzebuje. Byłam ważna chociaż dla niego, albo po prostu się bał że przez niego się rozchoruje, ale to nie pierwszy raz gdy urwał mi się film. Wieczorem około 20 mój przyjaciel podwiózł mnie pod mój dom. Uśmiechnęłam się lekko i dałam mu całusa w Polik.
- Tak jak ty. Kładąc mnie spać. – szepnęłam mu na ucho a ten zrobił duże oczy że o tym wiem. Wysiadłam z auta i udałam się do drzwi. Gdy przekroczyłam próg od razu chciałam iść do siebie, ale usłyszałam moją jakże wspaniałą siostrzyczkę.
- Poczekaj siostrzyczko – odwróciłam się i zeszłam z pierwszego stopnia schodów.
- Czego – powiedziałam do niej wzdychając. Widziałam w jej oczach gniew.
- Nie uważasz że jesteś winna wyjaśnienia? Gdzie byłaś cały ten czas? Myślałaś, że nie zauważy nikt twojej nie obecność. Szczerze to nie wiem co sobie myślałaś – prawie na mnie krzyknęła, a mi się zachciało śmiać. Wiem że jestem czasem okropna i nieodpowiedzialna, ale to nie znaczy że musi mi matkować.
- Nie twoja sprawa. Mogę robić co chce – Odpowiedziałam bez uczucia patrząc w jej oczy, które mnie przeszywały.
- Właśnie, że nie możesz. Oczywiście mama nie żyję, a tata pracuję i jesteśmy my dwie lecz to nie oznacza, że możesz być tak nieodpowiedzialną smarkulą. Zachowujesz się jak rozpieszczony szczeniak, już dwulatek ma więcej rozumu – Taaak znowu to całe kazanie o moim zachowaniu. Błagam niech ona w końcu przestanie. Tylko mnie przynudza, a ja jestem ZMĘCZONA!!
- Nie jesteś moją matką, żeby decydować za mnie. Może i urodziłaś się dwie minuty wcześniej ale to nie oznacza, że nią jesteś, rozumiesz? Nie masz prawa tak się zachowywać.- Byłam już wkurzona i nie myślałam nad tym co mówię, niech da mi wreszcie spokój. Niby jest lepsza przez to że się uczy i jest milusia. O nie niech nie liczy na jakiekolwiek względy z mojej strony, ja się o to nie proszę. Widziałam w oczach Noelle łzy. Była wściekła i było jej przykro że znowu wspominam matkę. Bywa życie nie jest sprawiedliwe.
- Ale ja jestem waszym ojcem. – usłyszałam głos ojca który wyszedł z salonu.

Perspektywa Noelle


Po zjedzeniu obiadu Madeleine poszła do siebie nie sprzątając, z resztą tak jak zawsze. Cała brudna roboto zostaję dla mnie. Nie dość, że muszę przygotować to jeszcze później sprzątać. Z góry dochodziła głośna muzyka. Czyli ona znowu sprawdza wytrzymałość głośników. Ile razy się modliłam o to aby w końcu się przepaliły. Gdyż mam pokój nie daleko nie i nie mogę własnym pokoju zaznać chwili spokoju. Wzięłam z przedpokoju swoją torbę i poszłam do salonu. Szybko odrobiłam zadane lekcje. Większość materiałów sama już przerabiałam. Później wyciągnęłam czystą kartkę oraz ołówek. Zaczęłam czytać lekturę, a ołówkiem zaznaczałam ważniejsze momenty książki. Gdy przeczytam lepiej będzie mi stworzyć plan wydarzeń, a później opowiadać na temat książki. W ten sposób zapamiętam momenty kumulacyjne oraz inne o co może pytać nauczycielka. Około godziny 20 zeszła na dół Madeleine.
- Ja idę spać. Dobranoc siostrzyczko. – powiedziała do mnie, a ja uniosłam brew. Gdyż to nie było do niej podobne. Po pierwsze zwraca się do mnie w ten sposób jeśli coś chce, a po drugie normalnie jeszcze o tej godzinie okupuję głośniki. Na pewno nie idzie spać.
- Dobranoc. – odpowiedziałam jej lekko nieufnością i spojrzałam na mnie, a następnie na zegarek. Aby się upewnić co do godzin. Niech jej będzie skoro chce przynajmniej będzie trochę ciszej i sąsiedzi nie zadzwonią na policję. Wróciłam do lektury, w której mi przeszkodziła. Zostało mi już nie dużo do przeczytania. Gdy skończyłam zrobiłam plan szczegółowy oraz tylko taki po skrócie oraz zapisałam najważniejsze rzeczy kto był kto, relacje panujące między bohaterami. Gdy skończyłam swoje notatki z lektury włożyłam je do koszulki, a następnie do teczki z innymi notatkami z lektur, lekcji oraz tym podobnym. Poszłam do kuchni aby napić się szklanki zimnej wody. Trochę zaschło mi w gardle od tego czytania. Następnie zebrałam swoje rzeczy i poszłam do pokoju. Była jeszcze wczesna godzina więc postanowiłam po rozpakowywać jeszcze nie rozpakowane pudła z moim rzeczami. Gdy przypomniało mi się, że na angielskim nie było Madeleine. W końcu miałyśmy te lekcje razem. No nic rozpakowywałam dalej jak natrafiłam na jedno pudło na którym napisane było ,,Madeleine''. Postanowiłam po cichu zanieść do jej pokoju. Złapałam je i poszłam do jej pokoju. Pudło nie było duże więc otworzyłam dłonią jedną drzwi. Weszłam tyłem odwróciłam się przodem i zobaczyłam, że okno jest otwarte, a jej nie ma pokoju. No tak ,,siostrzyczko''... Powinnam się odrazy domyśleć, że specjalnie tak mówiła. Postawiłam byle jak te pudło i poszłam do swojego pokoju. Tam przebrałam się czarne spodnie rurki, białą bokserkę na to założyłam brązową bluzę z głową wilka. Kiedyś ją dostałam od taty. Jeszcze tak nie dawno dawał nam takie same ubrania. Dość późno zauważył, że ubieramy się inaczej. Lecz ją akurat lubię jest wygodna i dość ciepła. Choć już jest noc to jeszcze noce są dość chłodnę. Przed wyjściem ubrałam jeszcze brązowe glany i wzięłam czarną skórzaną torebkę. Byłam zła na Madeleine i postanowiłam spróbować ją znaleźć w końcu nie mieszkaliśmy w dużym mieście. Tylko w małym miasteczku i było możliwe kogoś znalezienie. Do torebki rzuciłam jeszcze kilka przydatnych drobiazgów.
Miałam rację noc była zimna. W większości domów paliły się światła, a w części było zupełnie ciemno. Sprawdziłam miejsca. Do których chodziliśmy w jednej spotkałam Pablo. Niestety nie wiedział gdzie jest Madeleine. Chodziłam po mieście jeszcze piętnaście minut po tym jak sprawdziłam wszędzie, gdzie się zapuszczałyśmy razem. Kilka razy pomyślałam, że to niedorzeczne aby tak chodzić. Przecież mogła iść do któregoś z tych nowych znajomych, a ja nie miałam do żadnego z nich numeru. Byłam zła na nią, na siebie... I nie miałam kompletnie pojęcia co dalej robić. Usiadłam na jakiś schodach prowadzących do jakiegoś sklepu. Schowałam głowę między dłońmi miałam ochotę płakać. Z bezsilność... Nie cierpiałam tego uczucia. Bo wiem, że powinnam coś zrobić ale nie miałam pojęcia co jest właściwe. Nie miałam pojęcia ile tak siedziałam. Jak dla mnie czas się zatrzymał. Nie istniało nic prócz tego, że zawiodłam ojca, siebie i wszystkich którzy podkładali we mnie nadzieję. Dopiero przypomniałam sobie o świecie. Gdy jakiś pijany chłopak mnie zaczepił.
- Cześć maleńka. Pomóc i czymś - wybełkotał chciał usiądź koło mnie wstałam szybko. Odsiewając się jak najdalej od niego.
- Spadaj - odpowiedziałam krótko i odeszłam szybko od niego. Nie miałam ochoty ani siły na użeranie się z pijanym nastolatkiem. Miałam okropne uczucie, że coś jest nie tak. Też macie jak idziecie gdzieś po ciemku i czujecie takie dziwne wrażenie jakby ktoś was obserwował. Odwróciłam się choć na początku założyłam, że to głupie. Lecz gdy się zobaczyłam tego chłopaka, który wcześniej mnie zaczepił w głowie usłyszałam muzykę jak tych wszystkich filmach. Przyspieszyłam kroku i stopniowo zaczęłam coraz bardziej biegnąć. Czułam jakby serce coraz szybciej mi biło jakby miało zaraz wyskoczyć z mojej klatki piersiowej oraz coraz trudniej było przełknąć ślinę i złapać oddech. Wiedziałam, że nie powinnam się odwracać lecz w takich sytuacjach człowiek nie myśli. Gdy się obejrzałam. Chłopak mnie dogonił nie spodziewałam się że takim stanie był w stanie biegać. Jednak widocznie jego nogi go nie zawodził jak moje. Złapał mnie dość mocno za ramion. Próbował mu się wyrwać ale im mocniej się szarpałam tym on mocniej zaciskał. Pewnym momencie czułam aż krew przestała mi normalnie przepływać.
-Zostaw mnie! W spokoju... Puszczaj to boli! - krzyczałam z dwóch powodów miałam nadzieję, że ktoś mnie usłyszy oraz może jakimś sposób coś do niego dotrze. Skoro nie zrozumiał, że nie chce z nim gadać.
- Nie dokończyliśmy rozmowy... Nie szarp się bo będzie gorzej - w tym momencie złapał mnie za długie ramię - Choć ze mną. Nie pożałujesz - powiedział do mnie prosto w twarz. Z jego mordy śmierdziało piwem i innym używkami. Czy ja wyglądam na kobietę w lekkich obyczajów tym stroju. Coś wątpię...
- Nigdzie nie idę! Puszczaj mnie! - krzyknęłam raz jeszcze i w tedy coś przyszło mi do głowy. Uderzyłam mu kolonanem między nogi i w tedy on mnie puścił. Na moje nieszczęście upadał. Nie uderzyłam go mocno i chciał od razu wracać do tego czym mu przeszkodziłam. Bałam się, bo wiedziałam iż mu nie ucieknę.
- Nie słyszałeś, że ona nie chce. Mamusia cię nie nauczyła, że jak kobieta mówi nie to znaczy, że nie - powiedział jakiś chłopak. Miał ciemne włosy postanowię do góry oraz niebieskie oczy. Był ubrany w czarne spodnie, jakiś podkoszulek z napisami i na to bluzę szarą zapiętą do połowy. Ucieszyłam się, że ktoś jednak mi pomógł. Była wdzięczna losowi... Lecz moje serce nie chciało się uspokoić ciągle biło jak oszalałe. Mój nie doszły oprawca rzucił się z pięściami na chłopaka. Coś do niego powiedziałam ale nie zbyt wyraźnie więc nic nie zrozumiałam. Jednak ciemnowłosy chłopak zrobił unik i uderzył chłopaka, że ten się zatoczył i upadło. Później podszedł do niego coś wyszeptał do oprawcy, że ten wstał i odszedł. Ja z tego wszystkiego zapomniałam, że siedzę na ziemi. Chłopak podszedł do mnie i wyciągnął dłoni w moją stronę. - Nic ci nie jest - jego głosie było słychać wyraźną troskę. ON SIĘ O MNIE MARTWIŁ!!! Pierwszy raz w życiu jakiś chłopak się martwi o mnie. Którego ja pierwszy raz widzę na oczy. Chwila może pyta się, tylko dlatego iż przed chwilą mnie uratował.
- Nic, dzięki tobie. Dziękuję - powiedziałam chłopaka otrzepałam swoje ubraniem. On się rozejrzał jakby czegoś szukał lub sam się czegoś obawiał. Później wymruczał coś pod nosem i odszedł szybko. - Zaczekaj! - pobiegłam za nim. Gdy skręcił za zakręt również to zrobiłam lecz chłopak jakby wparował. Nigdzie go nie było widać. Nikt nie może tak szybko się poruszać oraz tutaj nie ma gdzie się schować. Miałam mętlik w głowie. Rozejrzałam się raz jeszcze po okolicy. Byłam przecznicę od swojego domu. Postanowiłam wracać dość szukania, a może Madeleine jest w domu. Widziałam w szybie jak wyglądam. Włosy w nieładzie, w spodniach pojawiła się kolejna dziura. Nic dziwnego, że ten miły chłopak uciekł od de mnie sama bym uciekła. Wróciłam do domu zadzwoniłam do taty powiedziałam mu o tym, że Madeleine uciekła i, że nie mogłam jej znaleźć oraz nie wiem gdzie jest. Poprosiłam go aby wracał jak najszybciej. Lecz pominęłam to co się wydarzyło na ulicy. Nie chciałam go nie potrzebnie martwić. Poszłam do łazienki i zmyłam siebie brud, a ubrania rzuciłam do kosza na pranie. Jutro po szkolę zrobię, albo Morgana rano się tym zajmę. Położyłam się spać lecz nie mogłam spać. Ciągle przed oczami miałam to scenę jak on mnie trzyma budziłam się co chwila.
Więc następnego dnia byłam nie wyspana. Od razu jak wstałam poszłam do pokoju Madeleine. Lecz jej pokój wyglądał tak samo jak wczoraj gdy odkryłam, że jej nie ma. W tedy usłyszałam jak ktoś na dolę wchodzi. Pomyślałam, że to ona i zbiegłam szybko po schodach.
- Gdzie... - urwałam wpół słowa. Gdyż to nie była ona - Tata! - wykrzyknęłam do niego rzucając się na szyję. Jak to robiłam gdy byłam mała. Cieszyłam się, że ktoś jest ze mną. Nie wiem czemu ale całą noc się bałam, że ten chłopak pijany może wejść do mojego domu. Też nie chciałam zamykać aby Madeleine miała jak wróć.
- No już słonko. Nie jesteś już taka lekka jak kiedyś - powiedział tata puściłam go, a on ostawił swój bagaż i przyjrzał mi się uważnie.
- Czy czegoś nie wiem? Nie witałaś się ze mną tak od kilku lat - powiedział do mnie, a ja się uśmiechnęłam. Nie chciałam mu mówić również teraz. Ważne, że tutaj był.
- Prócz tego, że martwię się o Madeleine to nic - powiedziałam mu. Chciałam skierować jego uwagę na siostrę. Znając jego jest zbyt podejrzliwy i trudno cokolwiek przednim ukryć.
- Jeszcze nie wróciła? - w jego głosie było słychać wyraźną irytację. - Idzi przygotuj się do szkoły, a ja przygotuję ci śniadanie. Nie możesz się spóźnić - powiedział do mnie. Pocałowałam go jeszcze policzek i poszłam do góry. Cieszyłam się, że był ze mną, że on się zajmie wszystkim. Na pewno coś wymyśli w końcu jest dorosły. Ma większe doświadczenie oraz jest naszym ojcem. Nie miałam ochoty grzebać i szukać czegoś. Najchętniej bym ubrałam tak aby nie odsłaniając nawet cementy metra. Jednak wiedziałam, że to będzie wyglądało dziwnie i wzbudzi podejrzenia taty. Również chciałam wyglądać normalnie, bo po szkolę się umówiłam z znajomymi ze szkoły. Więc ubrałam kwiecistą sukienkę. Była głownie w kolorze biały i miała różowe róże, jakiś czerwony kwiat. Wyglądała na lata osiemdziesiąte. Na nią ubrałam jeansową kamizelkę z czymś na kołnierzu. Bodajże ćwiekami... Założyłam jeszcze kontury blado różowe, które tyłu miały złote ćwieki. Na sukienkę ubrałam jeszcze tego samego koloru co buty pasek z złotą klamrą. Swój dopełniłam naszyjnikiem sercem i różyczką, kolczyki z bukietu róż i wstążką i kilkoma bransoletkami tym samym kolorze co pasek i buty. Wzięłam swój wczorajszy plecak. Przepakowałam go na dzisiaj dodałam jeszcze teczka z notatkami. Poszłam do łazienki. Gdzie przemyłam sobie twarz zimną wodą. Muszę zachowywać się normalnie... Zwłaszcza przy tacie. Zarobiłam sobie kitkę z boku i lekki makijaż. Gotowa zeszłam na przepyszne śniadanie. Które było już czuć na górze. Kiedy jadłam zastanawiałam się. Gdzie jest Madeleine? Czemu jeszcze nie wracała? A jeśli coś się jej stało... Nie mogę tak myśleć. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam patrzeć się w okno i grzebać widelcem w talerzu.
- Nie martw się. Na pewno nie długo wróci, a jak już to dostanie szlaban - powiedział ojciec. O mało się nie zakrztusiłam przełykanym kęsem. Gdyż on nigdy nas nie karał. Nawet przyzwoitego klapsa od niego nie dostaliśmy, a tutaj naglę mówi, że da jej szlaban. Zebrałam się od stołu zaczynając sprzątać po sobie. Gdy już wyjeżdżałam spod domu. Czułam się dziwnie oraz nie swoją, że koło mnie nie Madeleine. Zwłaszcza gdy przejeżdżałam przez to miejsce co wczoraj miało miejsce z tymi chłopakami. Automatycznie złapałam mocniej kierownice. Na razie siniak się nie pojawił jednak jak prostowałam dłoń czy taż zginałam to mnie bolało. Napisałam jeszcze tacie, że zapomniałam mu powiedzieć, że umówiłam się ze znajomymi i nie wypada tego odwoływać ze względu na Madeleine. Odpisał dość szybko: ,, Masz rację. Zwłaszcza, że tak rzadko wychodzisz. Nawet nie waż się odwoływać''. Uśmiechnęłam się... Zajęcia minęły dla mnie nie miłosiernie długo. Ciągle patrzyłam przez okno czy też nie ma tam mojej siostry. Nawet kilka razy wydawało mi się, że ją widzę na korytarzu. Lecz nawet jej znajomych, z którymi wczoraj jadła nie mogłam nigdzie dojrzeć. Tylko lunch przeszedł miarę szybko. Potwierdziłam wyjście. Więc gdy wychodziłam ze szkoły po zajęciach wszyscy czekali na parkingu. Trojaczki nie miały samochu gdyż mieszkali przy szkolę.
- Jak chcecie możecie się ze mną się zabrać - zwróciłam się do nich zgodzili się. Jakieś pięć minut byliśmy na miejscu. Kristena przyjechała ze swoją przyjaciółką oraz o rok starszym bratem. Spotkanie przebiegło w miłej atmosferze udało mi się zapomnieć o wszystkim. Do czasu aż nie wychodziłam. Ponieważ w tedy wpadłam na tego chłopaka, co wczoraj mnie gonił, a później...
- Przepraszam - zwrócił się do mnie. Wyglądał tak jakby mnie w ogolę nie pamiętał. Również wyjąkałam jakieś tam przeprosiny i wyszłam jak najszybciej do samochodu. Może mi się to przyśniło. Gdzieś widziałam tego chłopaka i przypisałam mu etykietę imprezowicza. Nie to było realne... Ale z drugiej strony ten drugi chłopak co tak naglę zniknął. Przecież nawet nie widziałam go w szkolę. Oparłam głowę o kierownicę. Nie wiedziałam co mam wierzyć. Ten tego chłopaka z wczoraj. Był taki znajomy oraz czułam się przy nim bezpiecznie. Odpaliłam samochód i wróciłam do domu. Tata siedział w kuchni czytając gazetę. Lecz nigdzie nie widziałam Madeleine. Później poszliśmy oboje do salonu. Opowiedziałam mu spotkanie. Jednak znowu pominęłam końcówkę, jak wpadłam na tego chłopaka. Czułam, że w tedy głos by mnie zawiódł. Gdy naglę usłyszałam, jak podjeżdża samochód wstałam i podeszłam do drzwi. Przez które weszła Madeleine. Która jakby nigdy nic chciała iść do siebie.
- Poczekaj siostrzyczko - powiedziałam do nie. Dając upust swojej irytacji jaka zebrała się we mnie od wczoraj wieczora. Lecz gdy usłyszałam jej odpowiedź myślałam, że ja po raz pierwszy w życiu wybuchnę.
- Czego - powiedziała do mnie jakbym to ja jej zawracała głowy jakimś głupotami. Nie dość, ze zniknęła na całą dzień i nie chce wyjaśnić swoją nieobecność. To jeszcze tak się odzywa...
- Nie uważasz że jesteś winna wyjaśnienia? Gdzie byłaś cały ten czas? Myślałaś, że nie zauważy nikt twojej nie obecność. Szczerze to nie wiem co sobie myślałaś - powiedziałam do niej z lekko podniesionym głosem. Doskonały wiedziałam, że w salonie siedzi tata. Czemu jeszcze nie wchodzi... Z drugiej strony dobrze, bo mam okazję wyrzuć z siebie wszystkie negatywne emocję.
- Nie twoja sprawa. Mogę robić co chce - pff.. Gdyby była taka dorosła za jaką się uważa to by wiedziała, że powinna wczoraj powiedzieć iż wychodzi. A nie siostrzyczkować mi...
- Właśnie, że nie możesz. Oczywiście mama nie żyję, a tata pracuję i jesteśmy my dwie lecz to nie oznacza, że możesz być tak nieodpowiedzialną smarkulą. Zachowujesz się jak rozpieszczony szczeniak, już dwulatek ma więcej rozumu - z każdą sekundą rozmową byłam już coraz bardziej. Zła i zdałam sobie sprawy, że ta rozmowa do niczego nie prowadzi...
- Nie jesteś moją matką, żeby decydować za mnie. Może i urodziłaś się dwie minuty wcześniej ale to nie oznacza, że jesteś moją MATKĄ i nie masz prawa tak się zachowywać - Madeleine również coraz bardziej podnosiła głos. Zawsze gdy chce mnie wkurzyć. Przypomina mi, że nie jestem jej matką. Już chciałam powiedzieć, że wcale nie chce być. Chce normalne życie nie musieć jej usługiwać i nie słyszeć głupiego słowa ,,Dziękuję''. Dobrze, że tata wkroczył, bo miałam już świeczki w oczach. Odsunęłam się do tyłu aby nikt mnie nie widział.
- Ale ja jestem waszym ojcem.  

Stylizacje 


Madelein na imprezę 


Noelle poszukiwaniach siostry


Noelle do szkoły i spotkanie w pizzerii 



1 komentarz:

  1. Hej!
    Rozdział całkiem fajny, kurczę aż odetchnęłam z ulgą jak ten chłopak się pojawił, żeby pomóc Noelle, tylko szkoda, że tak szybko uciekł :)
    Pozdrawiam :**
    Juliet

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są Moderowane... To znaczy, że za nim pojawią się na blogu muszą przejść przez nasz rączki... Jest to włączone tylko z jednego powodu aby komentarz nawiązywały do danego postu. Wszelkie inne sprawy prosimy załatwiać na czacie :)