Rozdział
7
Część 1: Perspektywy
Noelle
Zauważyłam,
że Madeline po chwili również spojrzała na ramię i lekki ślad,
który oznaczał się na mojej bladej skórze. Uśmiechnęłam się
do niej.
-
Daj spokój... Nie dość masz problemów, to nic –
powiedziałam do niej. Zdawałam sobie sprawę o tym, że myśli
teraz jak tylko dobrać się do tej całej tlenionej barbie. Przecież
każdy wiedział, że blond to nie jej naturalny kolor. - Przecież
obie wiemy, o tym, że jej zależało na tym aby cię sprowokować.
Chyba się tak łatwo nie dasz tej tlenionej lalce.
– dodałam po chwili i uniosłam brew do góry. Kiedy zobaczyłam
lekki grymas uśmiechu na jej twarzy.
-
Skoro mówisz, że chciała mnie sprowokować to przecież nie mogę
jej zawieść. Zwłaszcza, że ją dzisiaj wystawiłam. To teraz nie
da nam spokoju... Niech zobaczy z czym się wiąże prowokowanie mnie
– powiedziała
do mnie. Przypomniałam sobie, o tym co powiedziałam Amy po szkolę.
-
Nie martw się tym rozmawiałam z nią po szkolę. Nie czuję do
ciebie urazy że ją wystawiłaś –
powiedziałam do Madeline. Nie zdradzałam za wiele z mojej rozmowy z
Amy. Ponieważ wiedziałam, że Madeline nigdy w życiu mi nie
uwierzy, że ,,groziłam'' komuś. Zauważyłam jak zdziwienie
malowało się na jej twarzy i jak w wyraźnym znakiem zapytania
uniosła brew. Jakby chciała powiedzieć ,,O
czym ty w ogóle gadasz człowieku''.
Gdy otwierała usta by coś powiedzieć usłyszałyśmy jak z dołu
tata woła na kolacje. Uśmiechnęłam się bo czułam się uratowana
od pocisków pytań jakie by popłynęły od mojej jakże
przewidywalnej siostrzyczki.
-
Chodź na kolację –
powiedziałam wstając z miejsca. Madeline nie odpowiedziała ani nie
ruszyła się z miejsca tylko patrzyła się na mnie. Ściągnęłam
usta jakbym się nad czym zastanawiała. Po czym szybko się
uśmiechnęłam.
-
Wiesz już nie pamiętam kiedy ostatnio się ścigałyśmy kto
pierwszy na dole. O ile dobrze pamiętam ostatnim razem cię
pokonałam –
powiedziałam do niej obojętnie. Po czym skierowałam się do drzwi.
-
Jeśli wtedy wygrałaś to tylko dla tego, że ja ci dałam,
zapamiętaj –
powiedziała do mnie. Odwróciłam się do niej twarzą z wyrazem,
który mówił ,,Ta
jasne tak się tłumacz''.
-
Udowodnij to... Kto pierwszy na dole? –
powiedziałam do niej. Szczerze to nie pamiętam kto ostatnim razem
wygrał. To było tak dawno temu i nie przykładałam do tego wagi.
Jeszcze wtedy mama żyła.
-
Sama się o to prosiłaś. Na trzy... - powiedziała
do mnie moja siostra zrównując się ze mną. Po czym zaczęła
liczyć -
Raz... -
po pierwszej liczbie dołączyłam się do odliczania z nią –
Dwa... i Trzyy.. -
na trzy obie ruszyliśmy pędem na dół. Na przemian sobie
utrudniając bieg łapiąc się za bluzki, dłonie i tym podobnym.
Zachowałyśmy się jak dzieci, czego już nie robiliśmy już dawno.
Oczywiście na dole pierwsza była Madeline. Spojrzała na mnie swoją
zwycięska miną, która mówiła ,,Ja
wygrałam, a ty nie''.
Usiadłyśmy do stołu gdzie czekały trzy talerze z kanapkami oraz z
sokiem pomarańczowym.
-
Tato, a Ciebie co naszło że zrobiłeś nam kolacje–
powiedziałam. Tata nie odpowiedział nic na to tylko się uśmiechnął
do mnie i wzruszył ramionami. Spojrzałam na kanapki, które
składały się liścia sałaty, jakieś szynki, pomidora, jajka,
cebuli i sera oraz majonezu… chyba. Nie wiem jeszcze nie
spróbowałam. Ostrożnie wzięłam jedną kanapkę uważając by
żadna z warstw nie spadła z powrotem na talerz. Ser był starty
przez co było trudno było trzymać. Lecz kanapki wyglądały
wyśmienicie. Ostrożnie ugryzłam spodziewając się, że zastanę
jakąś skorupkę. Byłam zaskoczona, że zrobił nam kolację, i że
w ogóle umie ją robić. Gdy brałam drugą kanapkę zauważyłam
jak Madeline wyciąga telefon z kieszeń.
-
Madeline znasz zasady. Nie używamy telefonów przy posiłkach –
powiedział do niej. Ona pokazała gestem dłoń, że chwileczkę. Po
czym pokazała mi SMS’a. Nadawcą jego był jakiś Michael:
Cześć
mała. Wiem że dopiero się widzieliśmy, ale chciałem zaprosić
ciebie i twoja SIS na imprę tematyczną, bo w niedziele Peter jedzie
na obóz a bez pożegnania się nie obejdzie. :) Daj znać czy da się
coś załatwić.
Spojrzałam
na moją siostrę jak na osobę niespełna rozumu. Ja i impreza...
Oraz byłam zaskoczona, że ona pokazuję mi swojego sms’a. Ojciec
w życiu jej nie puść na imprezę. Zwłaszcza, że już raz się
wymknęła z domu oraz uciekła na cały dzień. Jednak jedyne co
zobaczyłam, to jej proszący wyraz. Na pierwszy rzut oka widać
było, że jej bardzo zależy aby iść tam. Chce abym to ja
przekonała tatę, aby puścił nas na tę imprezę. Skinęłam
głową, że zgoda. Bo wątpiłam aby inaczej dała mi spokój.
-
Skoro już pokazałaś siostrze SMS możesz odłożyć telefon –
powiedział ojciec do Madeline byłam pod wrażeniem, że tak długo
czekał. Madeline schowała go do kieszeń. Lecz cały czas zerkała
na mnie abym powiedziała tacie o imprezie. Jednak wolałam od razu
nie mówić. Pomogliśmy sprzątnąć po kolacji. Ojciec położył
się wcześniej, bo jak twierdził był strasznie zmęczony
dzisiejszym dniem. Kiedy ja i Madeline myłyśmy naczynia.
-
Kiedy spytasz się taty? –
spytała się mnie Madeline. Spojrzałam na nią. Wycierała właśnie
ostatni talerz z kolacji.
-
Jutro. Jeśli bym się spytała dzisiaj na pewno by się nie zgodził.
A później by się zaparł i nic byśmy nie osiągnęły –
powiedziałam do niej. Choć by się wyparła tego to jednak uparta i
dumna jest za ojcem. Jest wybuchową mieszanką rodziców. -
Idę do pokoju poczytać trochę oraz skończyć wypakowanie się.
Skoro już mowa o wypakowaniu się, kiedy się pakujesz na obóz.
Pomóc ci zmieść wszystkie twoje ubrania w walizce? –
powiedziałam
do niej.
-
Jutro rano się spakuję. Też idę do pokoju i za przykładem
staruszka i pójdę w kimono –
powiedziała do mnie. Uśmiechnęłam się do niej i poszłam do
pokoju. Pierwsze za co się zabrałam to rozpakowałam się do końca.
Po czym wzięłam książkę ,,Szafir''. Opowiada ona o dziewczynie,
która jest czarodziejką. Na razie tyle wiem, bo nie skończyłam
jeszcze czytać. Położyłam się na łóżku...
Nawet
nie wiem kiedy, ale zasnęłam przy książce. Dobrze chociaż, że
książka się nie zniszczyła przynajmniej tyle. Odnalazłam stronę,
na której skończyłam czytać. Poszłam pod prysznic. Później
podeszłam do szafy wybrałam żółtą koszulkę z jakimiś
napisami, do tego jeansowy kombinezon. Na koniec ubrałam kalosze.
Przecież dzisiaj miałam pracować w ogrodzie. Zeszłam na dół.
Madeline jeszcze nie było. W kuchni zastałam tylko tatę przy kawie
i gazecie.
-
Cześć –
powiedziałam do niego. Zastanawiając się jak powiedzieć mu o
imprezie. Widziałam, ze Mad zależy aby na nią pójść. Choć nie
wiem czemu ten cały Michael również mnie zaprosił. Jak nawet mnie
nie zna. Tata spojrzał na mnie, gdy zobaczył jak jestem ubrana
uniósł brew.
-
Cześć. Co dzisiaj zamierzasz robić? -
spytał się ostrożnie dobierając słowa. Uśmiechnęłam się do
niego i zaśmiałam się pod nosem.
-
Och zamierzam zrobić porządek w ogrodzie. W końcu kiedyś był
taki ładny. Na zdjęciach widać jego piękno. Chce je przywrócić
abyśmy mieli miejsce gdzie będziemy mogli posiedzieć. No i być
może wieczorem wybrać się z Madeline na imprezę skoro już jutro
jedzie na ten cały obóz –
powiedziałam szykując sobie śniadanie. Ojciec akurat pił kawę
jak tylko wspomniałam o imprezie. Zaczął się krztusić.
-
Że na co się wybrać! -
zaczął krzyczeć już chciałam powtórzyć jednak on od razu
krzyczał dalej –
W żadnym wypadku! Madeline ma karę nie pójdzie na żadną imprezę!
-
prowadził swój wywód dalej. Będzie to trudniejsze niż
przypuszczałam na początku… Chwila od początku wiedziałam, że
będzie trudno.
-
Tato pójdziemy tam razem. JA i Madeline będziemy razem. Przecież
mnie znasz nic się nie stanie. Chyba, że wolisz znosić dwie
nadąsane nastolatki? -
powiedziałam do niego, a widząc, że jego mina się zmienia. -
Skoro ufasz mi na tyle, aby zostawiać mnie samą na tydzień lub
nawet dłużej, a nie ufasz mi aby puścić na imprezę. Zwłaszcza,
że nie często cię o to proszę –
dodałam po chwili. Wiedziałam, że wyciągnęłam największe
działo. Jednak chciałam aby pozwolił iść na tą imprezę dla
Madeline. Z drugiej strony miałam w tym egoistyczne pobudki.
Usiadłam z śniadaniem przy stolę naprzeciwko niego. Czekając na
jego odpowiedź jadłam powoli robiąc minę męczennicy. Wiedziałam,
że nie długo się zgodzi. Nigdy nie umiał odmawiać kiedy robiłam
tę minę.
-
Już dobrze... tylko się uśmiechnij – powiedział
do mnie uśmiechnęłam się do niego bardzo mocną.
-
Dziękuję –
powiedziałam do niego w tym samym czasie do kuchni weszła Mad.
-
Masz ogromny dług wobec siostry i mnie. Jeśli o mnie chodzi to
wystarczy jak spełnisz swoją obietnicę –
powiedział ojciec do Mad i wyszedł z kuchni, bo jego telefon
dzwonił. Zauważyłam, że na wyświetlaczu znowu się pojawiło
imię Aaron. Zawsze jak on dzwonił ojciec wychodził tak byśmy my
nie mogły usłyszeć rozmowy. Jednak tym razem nie miałam chęć
przejmować się tajemniczymi telefonami mojego taty.
-
Możesz odpisać swojemu koledze, że przyjedziemy –
powiedziałam do niej. Miałam nadzieję, że ten wypad nie okaże
się totalną porażką i nie będę marudzić Mad abyśmy wyszły
już po godzinie. Najwyżej, aby nie psuć jej ostatniego wypadu
przed obozem zaszyję się gdzieś w cichym miejscu.
-
Panienko Noelle już jestem –
powiedziała Morgana wchodząc, miała własne klucze, aby mogła
wchodzić. Dziwne, że nie słyszałam jak otwiera drzwi. Chyba, że
tata znowu zapomniał ich zamknąć.
-
Chcesz pracować z nami w ogrodzie? - Mad
zaśmiała się po tych słowach po czym spojrzała na mnie i zaraz
przestała się śmiać.
-
Ty tak na serio...?? -
spytała się mnie. Nic nie mówiłam tylko skinęłam głową. -
Sorry ja i praca nie przepadamy za sobą –
powiedziała w miarę normalnie jak na nią.
-
Jak tam chcesz –odpowiedziałam
jej wychodząc z kuchni. Morgana trzymała wielki karton, który w
przedpokoju wzięłam od niej i położyłam na podłodze.
-
Mam jeszcze kilka kartonów w przyczepie. Zanieś go do ogórka, a
później pomożesz mi zanieś inne i możemy zająć się pracą.
-
Dobrze to zaraz przyjdę ci pomóc –
powiedziałam do niej znowu podnosząc z ziemi karton. Co ona tam
włożyła? Eh... Myślałam, że pracę w ogrodzie są lekkie.
Zwłaszcza jak trzeba przywróć blask ogrodowi, a nie tworzyć od
nowa. Zaniosłam ten karton do ogórka, po czym poszłam po kolejny
już bramką do ogrodu. Morgana właśnie zamykała klapę od
przyczepy.
-
Na razie mam kilka sadzonek kwiatów i narzędzie. Później
zobaczymy co jeszcze trzeba –
powiedziała do mnie.
-
WOW naprawdę dziękuję –
powiedziałam do niej i wzięłam ostatnie pudło bo były tylko
trzy, a ona trzymała drugi. Poszłyśmy do ogródka i położyłyśmy
kartony obok pierwszego. Podeszłyśmy do altany o której istnieniu
nawet nie wiedziałam, bo nie było jej widać. Na stole rozłożyłyśmy
plan ogrodu. Wyraźne było kilka sektorów. Postanowiłyśmy zacząć
od sektora z miejscem na ognisko i trawnikiem, a później porządki
na miejscu do uprawy ziół i warzyw. Na koniec drzewa i oczko oraz
ich okolice. Nie wiem ile nam to zajęło, ponieważ tak pochłonęła
nas praca, wiem że później przyszły dzieci pani Morgany nam
pomóc. Gdy zajmowałam się już sadzeniem sadzonek krzewów oraz
kwiatów. Do ogródka weszła Mad.
-
Kończycie już, bo już dawno po obiedzie i zbliża się wieczór a
chyba nie zamierzasz iść tak na imprezę –
powiedziała i skrzyżowała dłonie na piersi rozglądając się po
ogrodzie.
-
Tak już końcówka tylko posadzimy sadzonki, jakbyś pomogła to by
szybciej zrobiły. W końcu też będziesz korzystać z tego ogrodu –
powiedziałam do niej ona popatrzyła chwilę na mnie, bo czułam jej
spojrzenie na sobie.
-
Dobra... Co mam zrobić? -
spojrzałam na nią zaskoczona jak tylko zgodziła się pomóc. Nie
wierzyłam, że się zgodzi.
-
Tam w baniaku dzieci pani Morgany uszykowały faunę naszego oczka
możesz ją wpuścić do oczka. Nie bój się ryby nie brudzą –
powiedziałam do niej wskazując na baniaki. Wiem, że było tam
kilka gatunków rybek oraz skrzek żab jakiegoś gatunku, którego
nazwy w życiu bym nie zapamiętała.
-
Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz…-
dodała Mad ze skrzywioną miną, ale poszła w stronę naszego oczka
gdzie czekał na nią najstarszy syn Morgany, który znał się na
tym i wiedział co i jak. Wróciłam do sadzenia sadzonek. Gdy już
skończyłam zauważyłam, że Madeline również zbliża się do
końca.
-
Okej idę się szykować. –powiedziałam
do siostry.
-
My też już kończymy.
– usłyszałam z jej strony, ale nie była jakoś zainteresowana
mną, tylko chłopakiem z którym pracowała.
-
Idę pod prysznic. O której mamy być?
Część 2: Perspektywa
Madeline
Po
chwili również spojrzałam na ramię Noelle, gdzie miała lekki
ślad co oznaczało ładnego śiniaka. Widziałam jak Noe próbuje
się do mnie uśmiechnąć, ale to i tak nie złagodzi myśli mordu
na Amy. Ta jednak chyba za dobrze mnie zna, bo od razu się odezwała
próbując mnie uspokajać.
-
Daj spokój... Nie dość masz problemów, to nic –
powiedziała do mnie, ale i tak myślałam tylko nad tym jak się
zemścić, bo teraz nie da nam spokoju bo ją wystawiłam, chociaż z
chęcią obiłabym jej tą tapetowaną buziulkę- Przecież
obie wiemy, o tym, że jej zależało na tym aby cię sprowokować.
Chyba się tak łatwo nie dasz tej tlenionej lalce.
– dodała po chwili wyrywając mnie z zamyślenia, ale jednak nie
mogłam powstrzymać lekkiego grymasu uśmiechu na mojej twarzy,
który na pewno zauważyła.
-
Skoro mówisz, że chciała mnie sprowokować to przecież nie mogę
jej zawieść. Zwłaszcza, że ją dzisiaj wystawiłam. To teraz nie
da nam spokoju... Niech zobaczy z czym się wiąże prowokowanie mnie
– powiedziałam
do niej z lekkim jadem w głosie.
-
Nie martw się tym rozmawiałam z nią po szkolę. Nie czuję do
ciebie urazy że ją wystawiłaś –
powiedziała, ale nie zdradziła mi nic więcej. Patrzyłam na nią
jak na idiotkę. Uniosłam brew i już chciałam zadać jej pytanie o
co jej chodzi, ale uratował ją nasz tata.
-
Chodź na kolację –
powiedziała wstając z miejsca. Nic nie odpowiedziałam i nadal
zastanawiałam się o co chodzi Noelle, która ściągnęła usta
jakby się nad czym zastanawiała po czym szybko się uśmiechnęła.
-
Wiesz już nie pamiętam kiedy ostatnio się ścigałyśmy kto
pierwszy na dole. O ile dobrze pamiętam ostatnim razem cię
pokonałam –
powiedziała do mnie obojętnym tonem co oznaczało po prostu zejście
na łagodniejszy temat. Po czym skierowała się do drzwi.
-
Jeśli wtedy wygrałaś to tylko dla tego, że ja ci dałam,
zapamiętaj –
powiedziałam do niej nie chcąc ciągnąć jej za język, bo i tak
bym się nic nie dowiedziała. Odwróciła się do mnie twarzą z
wyrazem, który mówił ,,Ta
jasne tak się tłumacz''.
-
Udowodnij to... Kto pierwszy na dole? –
powiedziała do mnie. -
Sama się o to prosiłaś. Na trzy... - powiedziałam
do siostry zrównując się z nią. Po czym zaczęła liczyć -
Raz... -
po pierwszej liczbie dołączyła się do odliczania –
Dwa... i Trzyy.. -
na trzy obie ruszyłyśmy pędem na dół. Z boku wyglądało to na
pewno bardzo komicznie, bo sobie nawzajem przeszkadzałyśmy.
Zachowałyśmy się jak dzieci, czego już nie robiłyśmy już
dawno. Oczywiście na dole pierwsza byłam ja. Spojrzałam na Noelle
zwycięska miną. Usiadłyśmy do stołu gdzie czekały trzy talerze
z kanapkami oraz z sokiem pomarańczowym.
-
Tato, a Ciebie co naszło że zrobiłeś nam kolacje–
powiedziała, a tata nie odpowiedział nic na to tylko się
uśmiechnął i wzruszył ramionami. Nie miałam ochoty na jedzenie,
a zwłaszcza piętrowych kanapek, ale nie chciałam zrobić
przykrości ojcu. Chociaż niech się nacieszy że umie gotować. Gdy
nalewałam sobie jeszcze soku poczułam wibracje w kieszeni.
Wyciągnęłam telefon pod stołem tak żeby ojciec nie zauważył i
przeczytałam sms’a.
Cześć
mała. Wiem że dopiero się widzieliśmy, ale chciałem zaprosić
ciebie i twoja SIS na imprę tematyczną, bo w niedziele Peter jedzie
na obóz a bez pożegnania się nie obejdzie. :) Daj znać czy da się
coś załatwić.
-
Madeline znasz zasady. Nie używamy telefonów przy posiłkach –
powiedział do mnie opiekun który i tak zauważył białą obudowę
mojej komórki. Pokazałam gestem ręki że ma się odwalić na
moment i pokazałam wiadomość Noelle, bo miałam nadzieję że
namówi na imprezę ojca. Ta spojrzała na mnie jak na idiotkę, ale
po chwili skinęła głową na znak zgody.
-
Skoro już pokazałaś siostrze SMS możesz odłożyć telefon –
powiedział ojciec, a ja schowała go do kieszeń. Cały czas
zerkałam na nią aby powiedziała tacie o imprezie. Jednak wolałam
od razu nie mówić.
-
Kiedy spytasz się taty? –
spytałam się Noelle sprzątając po kolacji. Spojrzała na mnie.
-
Jutro. Jeśli bym się spytała dzisiaj na pewno by się nie zgodził.
A później by się zaparł i nic byśmy nie osiągnęły –
powiedziała. -
Idę do pokoju poczytać trochę oraz skończyć wypakowanie się.
Skoro już mowa o wypakowaniu się, kiedy się pakujesz na obóz.
Pomóc ci zmieść wszystkie twoje ubrania w walizce? – dodała i
poszła do siebie.
-
Jutro rano się spakuję. Też idę do pokoju i za przykładem
staruszka i pójdę w kimono –
powiedziałam do niej na odchodne. Uśmiechnęła się i zniknęła.
Ja udałam się powoli do siebie i zaczęłam przeglądać neta.
Nudziło mi się więc trochę popisałam z Joshuą, ale po godzinie
skończyliśmy. Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka.
Już dawno mnie w nim nie było, więc bardzo szybko zasnęłam. Rano
obudziły mnie jakieś krzyki dobiegające z kuchni. Ubrałam się w
dżinsy, czarny top, błękitną bluzę i czarne sneakersy. Włosy
przeczesałam i zeszłam do kuchni.
-
Masz ogromny dług wobec siostry i mnie. Jeśli o mnie chodzi to
wystarczy jak spełnisz swoją obietnicę –
powiedział do mnie tato i wyszedł z kuchni, bo zadzwonił telefon,
a na wyświetlaczu było jak zwykle „Aaron”.
-
Możesz odpisać swojemu koledze, że przyjedziemy –
powiedziała moja siostra, a ja lekko się uśmiechnęłam. Zjadłam
śniadanie, a do Noelle przyszła Morgana.
-
Chcesz pracować z nami w ogrodzie? – Usłyszałam
pytanie i zaczęłam się śmiać, ale po chwili spojrzałam w stronę
z której padło pytanie.
-
Ty tak na serio...?? -
spytałam się szarej myszki. Nic nie mówiła tylko skinęła głową.
-
Sorry ja i praca nie przepadamy za sobą –
powiedziałam w miarę normalnie.
-
Jak tam chcesz –odpowiedziała
mi wychodząc z kuchni. Skończyłam posiłek w samotności i poszłam
do siebie. Musiałam się spakować na ten rąbany obóz, ale może
nie będzie aż tak źle. No z resztą zobaczymy. Po około 3
godzinach mój bagaż był pełny. Zeszłam do ogródka po Noelle, bo
przez nią się spóźnimy.
-
Kończycie już, bo już dawno po obiedzie i zbliża się wieczór a
chyba nie zamierzasz iść tak na imprezę –
powiedziałam i skrzyżowałam dłonie na piersi rozglądając się
po ogrodzie.
-
Tak już końcówka tylko posadzimy sadzonki, jakbyś pomogła to by
szybciej zrobiły. W końcu też będziesz korzystać z tego ogrodu –
powiedziała do mnie Noelle. Spojrzałam na nią, ale ta nawet nie
odwróciła głowy. Chyba się bała że ją zabije spojrzeniem.
-
Dobra... Co mam zrobić? –
powiedziałam od niechcenia, a ta spojrzała na mnie zaskoczona.
Chyba nie wierzyła, że to powiem. Haha… ma za swoje. Jak tak
można nie wierzyć we własną siostrę.
-
Tam w baniaku dzieci pani Morgany uszykowały faunę naszego oczka
możesz ją wpuścić. Nie bój się ryby nie brudzą –
powiedziała do mnie wskazując na baniaki.
-
Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz…-
dodałam ze skrzywioną miną, ale poszłam w stronę naszego oczka
gdzie czekał na mnie najstarszy syn Morgany, który nie powiem był
nawet przystojny.
-
I co mam niby robić? –
zapytałam chłopaka, który spojrzał na mnie i lekko się
uśmiechnął.
-
Najpierw trzeba złapać ryby a potem je wpuścić do oczka. Resztę
trzeba dopiero później, gdy wypompujemy trochę wody z
beczek
-
powiedział i podał mi jedną rybę, a ja ją szybko włożyłam do
zbiornika wodnego. Po paru długich minutach usłyszałam Noelle.
-
Okej idę się szykować.
-
My też już kończymy.
– powiedziałam, ale nie byłam jakoś zainteresowana tym co ona
robi, tylko synem Morgany.
-
Idę pod prysznic. O której mamy być?- zapytała
mnie odrywając od młodzieńca. Zerknęłam na nią.