niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 10

Rozdział 10

Perspektywa Madeline

Kiedy jechałyśmy pod szkołę bałam się odezwać pierwsza, ale wiedziałam, że i tak kiedyś będę musiała jej o wszystkim powiedzieć. Spojrzałam na moją siostrę i zaczęłam bardzo ale to bardzo niepewnie.
- Będziesz na mnie zła jak Ci powiem gdzie wczoraj byłam? - jej mina była dla mnie dość dziwna i nie widziałam czego mogę się po niej spodziewać.
- Nie jestem pewna czy chce to wiedzieć – odpowiedziała mi po chwili milczenia. Która dla mnie wydawała się wiecznością. Trochę jej słowa mnie zaskoczyły i nie wiedziałam jak na nie zareagować.
- No wiesz, myślałam, że się o mnie martwiłaś – zaśmiałam się, - a poza tym chociaż nie dowiesz się tego od tej jebanej Barbie – dodałam poważniej. Na prawdę nie lubię tej tlenowej lali. Za każdym razem jak ją widzę mam ochotę przyozdobić jej buźkę o kilka pięknych blizn.
- Jeśli nikogo nie zabiłaś i nie będzie powodu by policja wystawiła za tobą list gończy. Sądzę, że obejdę się bez tej wiadomość.  Zresztą od kiedy się nią tak przejmujesz? – powiedziała do mnie Noelle w ogóle nie patrząc w moją stronę tylko na drogę. Jej wypowiedzi była dla mnie zaskakująca. No bo zawsze starała się trzymać rękę na pulsie i chciała wiedzieć co robię, gdzie idę i z kim. Zachowywała się jak moja matka, a nie siostra. Teraz nie chce wiedzieć. Przez chwilę zastanowiłam się co też powiedzieć. Chciałam by dowiedziała się tego od de mnie, a nie od Amy czy kogoś innego. W końcu ona wczoraj mi się zawierzyła chciałam również być z nią szczera.
- Nią? Ha nigdy i przenigdy, ale wystarczy jedno słowo albo chociaż dowiem się, że coś ci zrobiła to będzie z nią krucho – odpowiedziałam na pytanie siostry. Ja niby przejmuję się to Barbie. To co nie. Prędzej nie wiem co świnie zaczną latać niż ja będę się nią przejmować. - A co do policji. Hmm… Mogą się o mnie pytać – puściłam jej oczko, gdy na mnie zerknęła.
- Nigdy od de mnie usłyszysz tego słowa. No dobra widzę, że nie odpuści powiedz mi to co masz do powiedzenia i skończymy temat o Barbie – powiedziała do mnie początkowo surowo ale później jej głos stał się bardziej zrezygnowany. Spodziewałam się, że będzie chciała wiedzieć jak dowie się, że policja może się o mnie wypytywać.
- A no więc… Była na nielegalnych wyścigach motocyklowych oraz brałam w nich udział To znaczy, że się ścigałam z Barbie. W czasie tego wyścigu doszło do wypadku w którym zginął chłopak. Tam też poznałam Mathew, który mi pomógł – odpowiedziałam w bardzo dużym skrócie wczorajsze wydarzenia. Pominęła jedynie fakt, że Mathew pomógł mi uciekać przed policją. Która przyjechała na miejsc zdarzenia.
- Po pierwsze nie zaczyna się zdania od ,,a no”, a po drugie domyśliłam się, że wiesz coś na temat śmierci tego chłopaka – powiedziała do mnie, a mnie zatkało. Ja jej tutaj wyznaję, że byłam świadkiem śmierć chłopaka, a ona mnie jeszcze poprawia. SZOK… Ktoś inny na jej miejscu na pewno sam kazał mi się zgłosić na policję i odpowiedzieć im jak to było lub chociaż mnie ochrzanił. Iż byłam nie odpowiedzialna, głupia oraz co ja też sobie myślałam by brać udział wyścigach.
- I tylko tyle? Myślałam, że się wkurzysz.
- Jestem zła i wolę byś nie brała udział w wyścigach motocyklowych. Jednak wiem, że jeśli będę ci tutaj rozkazywać, krzyczeć to ty i tak zrobisz po swojemu – powiedziała do mnie, a już nic nie mówiłam. Bo wiedziałam, że miała rację. Jeśli by mi zakazała jeździć to tym bardziej mnie by do tego ciągnęła. W końcu zakazany owoc smakuje najlepiej. Zresztą akurat wjechaliśmy na parking pod szkołą. Gdzie zauważyłam, że naprzeciwko wejścia do niej stała dyrka wraz z innymi ludzi. Pewnie również na ten cały obóz, więc wyszłam samochodu i pożegnałam się z Noell. Ruszyłam w stronę mojego przyjaciela Petera. Widziałam, jak jakaś kobiet rozmawia z naszą kochaną dyrektorką po czym podchodzi do nas. Można powiedzieć, że spojrzała na nas. Jednak dla mnie to było bardziej lustrowanie czy też ocenianie. Nie byłam jej dłużna i również ją zmierzyłam. Jednak ciekawiło mnie, co też pomyślała na nasz widok i kim do chuja jest.
- Nazywam się Alise Margaret Floweres i będę waszą opiekunką na obozie. To znaczy, że macie robić wszystko co wam powiem jeśli chcecie dotrwać do końca bez jakichkolwiek nieprzyjemności – zaczęła mówić, ale jakoś specjalnie nikt jej nie słuchał. A może tylko ja i moi znajomi jej nie słuchaliśmy. Gdy drzwi do autobusu się otworzyły, a ta cała Alise czy jak jej tam było pokazała nam, że możemy wejścia. Każdy chciał wejść pierwszy by zająć jak najlepsze miejsce. Nie którzy byli tak zdesperowani, że łokciami się przepychali. Miałam ochotę się z nich śmiać. Zachowali się żałośnie jak banda dzieciaków. Nam, czyli mi i Peterowi udało się usiąść gdzieś pośrodku. Zdziwiłam się jak zobaczyłam wchodzącego Joshuę, który zajął miejsce przed nami. Nie wiem czemu ale gdy tylko wszedł to tak jakbym wyczuła jego obecność. Coś jakby przyciągało mnie do niego.
- Cześć Josh. Pamiętasz Madeline? - oznajmił Peter, a chłopak z tatuażami obrócił się lekko w naszą stronę. Tak, że zauważyłam jak się lekko uśmiechnął. No może zaraz się tam nie uśmiechnął lecz drgnął mu kącik ust.
- Siema… Jasne, że pamiętam. Czy to nie ona ostatnio groziła scyzorykiem Amy? - powiedział Josh w stronę Petera. Wiedziałam, że chłopak o niczym nie wie, bo jakoś wcześniej nie złożyło się abym mu opowiedziała co zdarzyło się wczoraj.
- Ej ja tutaj cały czas jestem! - prawie krzyknęłam na cały autobus oraz pomachałam im przed twarzą ręką. Tak by zwróć ich uwagę na mnie, że jednak nie zmieniłam się jakiegoś tam ducha.
- Widzimy – powiedzieli prawie równocześnie, po czym Peter powiedział do mnie pół szeptem – Ale co ty zrobiłaś ostatnio, że tak cię zapamiętał?
- Nie teraz – powiedziałam do niego i się zaśmiała. Jednak usłyszałam moje imię i nazwisko od strony kierowcy. Wstałam i spojrzałam się na opiekunkę. Miną wyrażającą mega niezadowolenie. -Co? - zapytałam się ją tak na odpierdziel.
- Może trochę grzeczniej? Sprawdzam obecność oraz chce byś się przestawiła i powiedziała coś o sobie – powiedziała nasz opiekunka. Skrzyżowałam ręce na pierwsi i spojrzałam na nią jak na człowieka niespełna rozumu.
- Aha… No skoro muszę. Mam na imię Madeline ale to już pewnie wiesz. Nazwiska nie ma sensu również mówić, bo po co. Coś więcej? Hmm… No wiec tak na pewno nie jestem tutaj z własnej woli pewnie jak inni. Nie myśl sobie, że się podporządkuje tobie lub jakiemuś innemu opiekunowi. Co zamierzam osiągnąć po tym jakże ciekawym obozie. Cóż chce mieć spokój- mówiłam do niej z lekceważeniem nawet nie patrząc na nią. Wyglądało to tak jakbym mówiąc to oglądałam swoje paznokcie. Kątem oka widziałam, że Alise coraz bardziej się wkurza. Nie powiem podobało mi się to. Jednak nic nie powiedziała tylko gestem dłoń kazała mi usiąść tak też uczyniłam. Gdy siedziałam spojrzałam się na Josh, który zerknął na mnie. Uśmiechnęłam się do niego pewna siebie po czym obserwowałam jak inni się przedstawiają. Gdy przyszła kolej mojego przyjaciela, którego wypowiedź była krótka i podobna do mnie. Jednak najbardziej skupiłam się na słowach Josha.
- Jestem, a imię moje już wam znane. Nie lubię pleść głupot typu moje zainteresowania. Bo po co komu to do wiadomości. Wystarczy wam, że znacie moje imię – powiedział do niej również wkurzając opiekunkę. Która próbowała od niego wyciągnąć coś więcej. Jednak Josh machnął tylko ręką i usiadł. Po nim było kilka jeszcze osób. Okazało się, że brakuję jednej dziewczyny. Opiekunka stwierdziła, że nie ma co czekać więc ruszyliśmy. Jednak po chwili kazała kierowcy się zatrzymać i otworzyć drzwi. Do autobusu wpadła zadyszana dziewczyna. Rzuciła do opiekunki, że przeprasza za spóźnienie. Jednak ta kazała jej usiąść i wróciła do rozmowy z kierowcą, który ruszył. Wyjeżdżając widziałam Noelle, której pokazałam dyskretnie cześć by nikt nie widział. Wracając do pani spóźnialskiej, która usiadła z Joshem. Nie przeszkadzało mi to, że usiadła koło niego. Do czasu aż nie zaczęła go podrywać. Najchętniej bym ją udusiła lub rzuciła hieną na pożarcie. Jednak nie tylko ja, bo pana tatuaż też to denerwowało. Było widać, że nie ma ochoty z nią rozmawiać, bo albo patrzył przez okno lub z nami rozmawiał.
Z tego co udało mi się usłyszeć to obóz jest oddalony od szkoły o około trzy lub cztery godziny ale oczywiście podróż się przeciągnęła, ponieważ jakaś grupa na samym końcu autobusu piła piwa i musieli co jakiś czas korzystać z toalety. Naliczyła chyba z dziesięć razy gdy przez nich musieliśmy się zatrzymać. Oczywiście w czasie tych postojów nie odbyło się od przyłapania mnie i moich znajomych na paleniu fajek, ale moje zdążyłem schować. Więc Alise moich nie zabrała. Około godziny 16 byliśmy na miejscu. Po krótki przywitaniu oraz rozdzieleniu nas po pokojach kazali nam iść się rozpakować, a następnie pojawić się na kolacji. Okazało się, że los lubi wplatać mi figle. Gdyż jakby ten cały obóz nie był wystarczając karą. Jeszcze do tego okazało się, że jestem w pokoju z Emily. Z tą która w autobusie podrywała bez skutecznie Josha i się spóźniła. Prócz niej jest z nami jeszcze Anastazja. Nie miałam ochoty przebywać w pokoju z Emily dlatego też szybko się rozpakowałam i poszłam do jadalni. Kolacja była słaba, bo była jajecznica. Mało tego okazało się od jutra będą dyżury w kuchni i to my będziemy gotować. To jest obóz dla trudnej młodzieży czy obóz prac. Po kolacji poszłam do salonu gdzie na razie było pusto. Usiadłam na jeden z kanap przy kominku. Obóz nawet dobrze się nie zaczął, a ja mam już go dość. Zaczęłam się zastanawiać jakie jeszcze szykują dla nas niespodzianki. Gdy pewnym momencie ktoś mi zasłonił oczy. Złapałam te osobę za dłonie, bo od raz wiedziałam kim on jest.
-Peter- powiedziałam do niego  wyrzutem. Puścił mnie i usiadł koło mnie. - Już rozpakowany? Z kim jesteś na pokoju? - spytałam się przyjaciela. Liczyłam, że ma on więcej szczęścia niż ja.
- Tak już po. Jestem z Joshem oraz z takim Gabrielem. Fajny koleś, ale trochę narwany jak dla mnie – oznajmił Peter i mnie objął. Było przyjemnie tak siedzieć na kanapie przy nim. Niestety nie mogło to trwać wiecznie, bo ktoś nas rozdzielił.
- Zakaz miziania się! - usłyszałam naszą cudowną opiekunkę, która oczywiście musiała pojawić się w nie odpowiednim momencie. Spojrzałam na kobietę takim spojrzeniem jak tych wszystkich kreskówkach, że błyskawice idą od oczów. Po czym wstałam i złapałam za dłoń chłopaka po czym skierowaliśmy się w stronę jego pokoju. - O 21 jest cisza nocna! - krzyknęła jeszcze raz za nami opiekunka, a ja się zaśmiałam. Dobrze, że nie po dobranocce. W tedy dopiero była by żenada.
- Czyli przed 21 muszę odstawić do pokoju beż żadnego ,,ale”- oznajmił Peter i otworzył mi drzwi. Usiadałam na jego łóżku. Przy okazji napisałam SMS'a do Noelle, że dojechaliśmy. Potem się już tylko wydurniliśmy i poznałam Gabriela. Niestety Peter dotrzymał słowa i o 21 byłam u siebie, a dziewczyna już spały. Przebrałam się w piżamę i kładą się do łóżka wybrałam numer do Noelle. Próbowałam się do niej dodzwonić trzy razy, a później dałam już sobie spokój i schowałam komórkę pod poduszkę, a laptopa, którego przełożyłam na szafkę nocą pod łóżko. W pewnym momencie odpłynęłam.

Perspektywa Noelle


Niedziela jak niedziela. Człowiek chce pospać dłużej niestety dzisiaj nie było to dane ani mi ani mojej siostrze. Ponieważ musiałam zawieść Mad pod szkołę. Gdyż dzisiaj wyjeżdża na ten cały obóz. Trochę się martwiłam, że będę sama domu jednak dobrze mi zrobiła ta rozmowa wczoraj. Jednak nie zmieniało faktu, że bałam się być sama w domu. Bałam się, że może coś się zdarzyć, że mogę go znowu gdzieś zobaczyć. No ale nie mogłam dać po sobie nic poznać, bo Maddie na pewno nie pojedzie na ten obóz. Jeśli zobaczy coś po mnie, a wtedy będzie miała kłopoty. Rano jak codziennie wstałam wcześnie, gdyż obudził mnie mój budzik tym swoim charakterystycznym DRYŃ. I tak w kółko puki go nie wyłączyłam. Pierwszej chwili miała wielki znak zapytania w głowie, po co ja w ogóle nastawiłam zwłaszcza, ze wczoraj wróciliśmy późno do domu. Jednak to nie trwało długo bo zaraz sobie przypomniałam: ,,Ah obóz, no tak”. Po czym poszłam przebrać się w długą spódnicę w paski oraz białą bluzkę na ramiączkach. Postanowiłam, że jak będę wychodzić wezmę te bransoletkę od Mad oraz brązowe sandały i torebkę. Gdy miałam już zaplanowany strój zrobiłam sobie lekki makijaż dzienny i zeszłam na dół by zrobić sobie i Mad śniadanie. Chciałam zamówić taksówkę, bo tata jednak nie przyjechał. Jednak gdy wyjrzałam przez okno zobaczyłam mój samochód. Przecież dzisiaj miałam dzwonić do mechanika i lawetę. To skąd on się tutaj wziął. Zjadałam szybko śniadanie i rzuciłam Mad, że czekam na nią na dworze. Na samochodzie widniała kartka.

,,Samochód jest sprawny możesz śmiało z niego korzystać. Kiedyś mi podziękujesz”  

Nie wiedziałam co o tym myśleć i kto jest adresatem tego listu. Uznałem, że pewnie to ojciec załatwił często tak robił. Robił coś, a później zostawiał kartki z informacją. Dlatego postanowiłam się tym nie przejmować tylko wsiadałam do samochodu i go odpaliłam. Po pewnym czasie z domu wyszła również Mad. Nie widziałam jej miny na widok samochodu. Gdy moja siostra wsiadała odpaliłam i ruszyłam w stronę szkoły.
- Będziesz na mnie zła jak Ci powiem gdzie wczoraj byłam? - pierwsza odezwała się moja siostra. Nie wiedziałam czy aby na pewno chce wiedzieć. Przecież Amy mówiła, że Mad była świadkiem śmierci. Do tego dochodziło jeszcze fakt, że ta rozmowa Amy i jej kolegów wydawała się podejrzana. Obiecałam sobie, że nie będę za bardzo intrygować w jej życie.
- Nie jestem pewna czy chce to wiedzieć – odpowiedziałam jej po chwili milczenia.  Zgodnie z prawdą nie była pewna czy chce to wiedzieć. Nie wiedziałam, czy z tym sobie dam radę, bo co jeśli Maddie tym razem przesadziła i plątała coś bardziej poważniejszego.
- No wiesz, myślałam, że się o mnie martwiłaś, a poza tym chociaż nie dowiesz się tego od tej jebanej Barbie – Cóż jakoś nie wydawało mi się, że by chciała mi powiedzieć tylko dlatego, żeby Amy tego nie powiedziała. W końcu Madeline nie należy do osób, które by się przejmowały jakimiś pustymi lalami. Eh naprawdę bym wolała by tego nie mówiła. Zwłaszcza, że sama miałam swoje podejrzenia i nie chciałam by one się potwierdziły.
- Jeśli nikogo nie zabiłaś i nie będzie powodu by policja wystawiła za tobą list gończy. Sądzę, że obejdę się bez tej wiadomość.  Zresztą od kiedy się nią tak przejmujesz? – powiedziałam do niej w ogóle nie patrząc w jej stronę tylko na drogę. Wiedziałam, że zaskoczyłam ją gdyż zawsze starała się wiedzieć jak najwięcej by móc ją chronić czasem przed nią samą. Mad często narzucała mi, że zachowuję się jak matka, a nie siostra. Jednak obiecałam sobie, że nie mogę cały czas nad nią skakać.
- Nią? Ha nigdy i przenigdy, ale wystarczy jedno słowo albo chociaż dowiem się, że coś ci zrobiła to będzie z nią krucho – odpowiedziała na moje pytanie. - A co do policji. Hmm… Mogą się o mnie pytać – nie wytrzymałam zerknęłam na nią. Chociaż tego się spodziewałam, w końcu była świadkiem śmierci Camilo. Więc to było pewne, że policja będzie chciała wiedzieć co się stało. Wracając jednak do jej pierwszej wypowiedzi. Ode mnie nigdy nie usłyszy pozwolenia na skrzywdzenia Amy. Nawet nie będę się jej żalić. W końcu nie może ciągle rozwiązywać moich problemów tak jak ja nie mogę zachowywać się jak jej matka.
- Nigdy ode mnie nie usłyszysz tego słowa. No dobra widzę, że nie odpuści powiedz mi to co masz do powiedzenia i skończymy temat o Barbie – powiedziałam do niej na początku trochę zbyt surowo niż zamierzałam, bo brzmiałam jak jej matka, a nie siostra. Jednak później mój głos stał się bardziej zrezygnowany. Liczyłam, że może Mad zmieni zdanie i da sobie z tym spokój.
- A no więc… Byłam na nielegalnych wyścigach motocyklowych oraz brałam w nich udział. To znaczy, że się ścigałam z Barbie i innymi. W czasie tego wyścigu doszło do wypadku w którym zginął chłopak. Tam też poznałam Mathew, który mi pomógł – odpowiedziała mi. Szczerze nie dodała nic nowego. Więc mamy tak nielegalny wyścig, śmierć chłopaka, Mad świadkiem i być może policję w przyszłości. Po prostu pięknie… Jasne zdawałam sobie sprawę, że zrobiła jakąś głupotę oraz, że to było coś poważnego skoro ktoś zginął. Jednak nie spodziewałam się, że Madeline mogłaby okazać się tak nieodpowiedzialna. Mało jeszcze media mówią jak kończą ludzie ściągających się nawet w legalnych wyścigach. To jest bardzo niebezpieczne to czemu ona w ogóle brała w tym udział. Co by było gdyby to ona zginęła. Pomyślała o nas, o mnie i tacie. Co byśmy my czuli gdyby zginęła?
- Po pierwsze nie zaczyna się zdania od ,,a no”, a po drugie domyśliłam się, że wiesz coś na temat śmierci tego chłopaka – powiedziałam do niej starając się panować nad sobą, by znowu nie brzmieć jak nasz ojcem. W końcu nie chce co wieczór pytać siebie: ,,Co by było gdyby?”.
- I tylko tyle? Myślałam, że się wkurzysz – no oczywiście, że jestem zła. Jak mam nie być zła. Gdybyśmy się zamieniły miejscami ona też była by zła. Każdy na moim miejscu był by zły. To, że nie krzyczę na nią to nie znaczy, że nie jestem na nią zła.
- Jestem zła i wolę byś nie brała udział w wyścigach motocyklowych. Jednak wiem, że jeśli będę ci tutaj rozkazywać, krzyczeć to ty i tak zrobisz po swojemu – powiedziałam do siostry, a później już żadna z nas się nie odezwała. Pewnie ani ja ani ona nie wiedzieliśmy co miałybyśmy powiedzieć. Co miałam powiedzieć jej? ,,Dziękuję Mad, że mi się zwierzyłaś” lub ,,Dobrze Mad” i pogłaskać ją po główce. Żadna z tych wypowiedzi nie była na miejscu. Można powiedzieć, że byłam uratowana przez to, że właśnie wjechaliśmy na parking przed szkołą. Pożegnałam się z siostrą po czym poczekałam przy samochodzie. Chciałam poczekać aż odjedzie w między czasie napisałam SMS do Perth.

,,Hej laska właśnie ostawiłam Mad na obóz i mam wolną chatę wpadłabyś do mnie na nocowanie”

Napisałam do przyjaciółki na wszelki wypadek gdyby ojciec nie wrócił. Nie chciałam jeszcze być sama w tak wielkim domu. Czułam, że nie jestem jeszcze na to gotowa. Nawet sama nie wiem, czego się boję. Na szczęście odpowiedź nadeszła szybko.

,,Jasne przyda mi odpoczynek od chłopaków. Czyli babski wieczór?”

Uśmiechnęłam się do telefonu po czym schowałam go do torebki. Spojrzałam na znajomych Mad, którzy nie byli w komplecie. Ciekawe czemu akurat tylko dwójka jest wysłana na ten obóz, a nie cała czwórka. W końcu ich wszystkich przesłuchiwała policja. To czemu tylko moja siostra i ten czarnowłosy chłopak są ukarani. Wolałam się na tym nie rozwodzić i nie szukać kolejnego spisku. Odczekałam więc do chwili gdy autobus odjedzie. Po czym sama wsiadłam w swoje auto. Które chodziło jeszcze lepiej niż wcześniej. Postanowiłam po drodze wstąpić do sklepu aby kupić coś na wieczór. W razie czego napisałam do taty, że dzisiaj wpada do mnie przyjaciółka jednak on nie odpisał mi nic. Co oznaczało, że jeszcze wykonuję te swoją pracę.
W sklepie kupiłam kilka paczek chipsy czy też paluszki, popcornu, napoju i tym podobnym. Mogłabym wymieniać tak w nieskończoność. Ale jestem pewna, że wy nie chcecie tego słuchać. Weszłam jeszcze do wypożyczalni filmów po jakieś romanse, horrory i jakieś akcję. By nie było, że dziewczyny na nocowaniu oglądają same romanse. Wręcz przeciwnie czasem sięgają po inne gatunki. W gruncie rzeczy zależy wiele to od tego z jakich powodów się spotykają. Zabrałam wszystkie torby do samochodu i rzuciłam na tylne siedzenia. Do wieczora miałam jeszcze wiele czasów więc wróciłam do domu i przebrałam się. Postanowiłam nie siedzieć zamknięta czterech ścianach tylko wybrać się po wędrówkę po okolicznych lasach. Dlatego przebrałam się w coś bardziej wygodniejszego i wyszłam na spacer. Chociaż początkowo planowałam pochodzi po lasach jednak szłam przy brzegu jeziora.
- Będziesz długo jeszcze za mną szła – powiedziałam do Amy już jakiś czas temu zauważyłam, że idzie za mną. Jednak początkowo starałam zachowywać się normalnie. Jednak już nie wytrzymałam więcej, bo coraz częściej brakuję mi na nią sił. Podobnie jak Madeline źle reaguje na ludzi którzy coś mają do mnie.
- Wpadasz w paranoję wcale za tobą nie chodzą po prostu wyszłam na spacer. Chociaż tobie trochę się dziwię, że oddaliłaś się tak daleko od miasteczka – powiedziała do mnie, a ja nie wiedziałam co chciała przez to powiedzieć. Odwróciłam się w jej stronę i spojrzałam na nią. Nie dam jej tej satysfakcji i nie pokarze jej, iż się jej obawiam.
- O co tak właściwie chodzi Amy? - powiedziałam do niej. Byłam sama zaskoczona, że mój głos brzmiał pewniej niż tego się spodziewałam. Bo w końcu ja byłam sama one były trzy. Jak zawsze towarzyszyły Mackenzie i Penelope. Jeśli miałabym powiedzieć, która z nich wygląda bardziej sztuczniej nie potrafiła bym wskazać. Wszystkie trzy były tak plastikowe jak lalki Barbie.
- Chyba raczej nam? Ja i moje koleżanki liczymy, że nam odpowiesz na kilka pytań – powiedziała blondynka. Spojrzałam na nią próbując naśladować spojrzenie Madeleine. Które zawsze uważa w kłótniach z ludźmi pokroju Amy i jej świty.
- Co jeśli ja nie mam zamiaru odpowiadać na wasze głupie pytania?
- Wyglądasz na mądrą dziewczynę. Pewnie wiesz, że czasem pogoda nad jeziorem może się szybko zmienić – boże tej dziewczynie bardziej przyda się psycholog niż mnie. Ja wariuję ale ona swoim szaleństwem bije mnie na głowę.
- Lecz się dziewczyno, bo pod tą farbą już całkowicie mózg twój nie pracuję najlepiej – powiedziałam do niej zaciskając dłoń pięść. Jeśli będzie trzeba będę się bronić. Już nigdy nie będę słaba! Nie będę ofiarą! Nie wiedziałam o co jej chodziło z tą pogodą.
- No skoro sama nasz prosisz by odbyło się nie przyjemnie – powiedziała po czym spojrzała na swoją przyjaciółkę Mackenzie. Brązowowłosa skinęła głową, a chwilę później zaczęły na niebie zaczęły pojawiać się ciemne chmury. Nie wiedziałam czemu, ale miała wrażenie, że to ona jest tego sprawczynią. Jakby  potrafiła panować nad chmurami. - Spójrz na mnie Noelle – zwróciła się do mnie raz jeszcze Amy. Spojrzałam na nią prawie krzyknęłam, bo jej twarzy wyglądała jak tego chłopaka.
- Co jest do chuja – powiedziałam, bo nie wiedziałam co tutaj się dzieję. Miałam ochotę powtarzać sobie, że to tylko sen, że musiałam w domu zasnąć. Jednak podświadomość mi podpowiadała, że to wszystko działo się naprawdę.
- Tak to ja zaatakowałam cię tamtego wieczora – zaczęła mówić do mnie Amy zbliżając się do mnie. Odruchowo zaczęłam się cofać. Nie wiedziałam co miałam zrobić. Kim ona jest?! Co to za sztuczki? W głowie miała te pytania i wiele innych. - Za sprawą iluzji sprawiłam byś ty i ten chłopak widzieli chłopaka. Już w Madeleine wyczułam coś dziwnego. Kim wy jesteście!
- Kim jesteśmy? Raczej czym wy jesteście i co do chuja tutaj się dzieję – powiedziałam do niej. Kompletnie nie wiedząc co znaczyło jej pytanie. Przecież to oczywiste kim my z Mad jesteśmy.
- My jesteśmy wiedźmy, a wy? Czym jesteś Noelle? Wiedźmą? A może Czarodziejką? Czy kimś innym – mówiła do mnie cały czas podchodząc.
- Człowiekiem – odpowiedziałam jej pierwsze co przyszło mi do głowy. Nie byłam ani wiedźmą ani czarodziejką a tym bardziej nikim innym niż człowiekiem. Zwykłym szarym człowiekiem, który lubi się uczyć.
- Oh nie ładnie bawić się z nami kotka i myszkę, Penelope chyba przyda się jej nauczka – powiedziała Amy w stronę czarnowłosej dziewczyny.
- Z przyjemnością – powiedziała tamta po czym skierowała otwartą dłoń moją stronę. Na dłoni jej widziałam wyładowania elektryczne. Widziałam jak błyskawice idą w moją stronę gdy naglę między mną, a nimi pojawił się ten chłopak co wcześniej. Wykonał jeden ruch dłonią a te wyładowania trafiły w drzewo.
- Dajcie jej spokój – powiedział do nich. Kim on był? I czemu mi pomagał? Przeszło mi przez myśl. Tak wiem jestem głupia zamiast się cieszyć, ze ktoś mi pomaga. Ja się zastanawiam czemu to robi. Jednak koleżanka Amy nie dawała spokój posłała w jego stronę kolejne iskry. Chłopak odpowiedział jej tym samym, że ich spotkały się na środku. Powodując wybuch, który odrzucił nas wszystkich. Jeszcze chwilę po tym słyszałam jak szumi mi w uszach. Jednak tamta dwójka nie odpuszczała. Gdy jedno atakowało to albo drugie kontratakowało lub też robiło unik. Zauważyłam jak Amy skupia się na chłopaku jednak on nie zwraca na nią uwagi.
- Mackenzie rusz się wreszcie i pomożesz nam – krzyknęła stronę brązowej włosy Amy. Spojrzałam na dziewczynę. Wyglądała na oszołomioną podobnie jak ja. Jednak szybko poderwała się na nogi. Widziałam jak jej włosy się unoszą. Nie potrafię tego dokładnie opisać jednak chwilę później z nieba stronę chłopaka kierował się piorun, który uderzył w niego. Gdy próbował się podnieś Penelopę próbowała raz jeszcze go zaatakować.
- Nieeeee!! - krzyknęłam w jej stronę do końca nie zdawała sobie sprawy z tego co robię. Dopiero jak krzyknęłam zauważyłam jak wszyscy patrzą na mnie. To było dziwne mój głos był o wyższych falach dźwiękowych. Spróbowałam jeszcze raz musiałam mu pomóc. Uratował mnie przed nim już drugi raz. Tym razem po prostu wydobyłam z siebie krzyk, coś Lydia w serialu Teen Wolf. W stronę Amy nie wiem czemu akurat w jej stronę. Może przez to, że czułam iż to jej wina, że to ona zaczęła.
- Przestań bo ją zabijesz! - gdzieś w tym krzyku usłyszałam głos Mackenzie, jednak przestałam dopiero wtedy gdy przede mną pojawił się ten chłopak i złapał mnie za ramiona. Opadałam wtedy na kolana, czułam się jakby wypompowywana z wszystkich sił. Spojrzałam na jego twarz jednak po chwili mi zniknęła. Obudziłam się dopiero w domu na kanapie salonie. Gdy próbowałam się podnieś chłopak podszedł do mnie i powstrzymał mnie.
- Musisz jeszcze odpoczywać – powiedział do mnie. Spojrzałam na niego zdezorientowana jednak zaraz po chwili zauważyłam na fotelu śpiącą Pertheinę. Chłopak podążył za moim spojrzeniem. - Twoja przyjaciółka przyszła gdy byłaś nie przytomna powiedziałam jej półprawdy, że przepracowałaś się i straciłaś przytomność i musisz odpoczywać. Jednak uparła się zostać do czasu aż ci się poprawi.
- Kim ty jesteś? I co ja właściwie tam zrobiłam – spytałam się go prosto z mostu szeptem aby przypadkiem nie obudzić różowłosej.
- Mam na imię Damon i jestem twoim kuzynem. Twój tata będzie rano, bo do niego zadzwoniłem kazał poczekać na siebie. Więc pewnie on ci resztę wyjaśni – powiedział Damon. Damon ładne imię, ale ja nigdy nie słyszałam, żebyśmy mieli kuzyna o tym imieniu. Nie wiedziała, że w ogóle mam jakiś kuzynów.
- Ale ja nie mam kuzynów. Przynajmniej nic o tym nie wiem – powiedziałam uparcie dążyłam by dowiedzieć się więcej. Przecież gdybym miała jakiś kuzynów wiedziałabym o tym. Czyż nie?
- Masz i to nie jednego lecz kilku. Oprócz mnie masz jeszcze Devida i dwóch od strony ojca. Przyjadą rano wraz z bratem twojego ojca. Wiesz o tym tylko nie pamiętasz. Gdy byliśmy mali mieliśmy jakieś pięć lat bawiliśmy razem. Dopóki nasze mamy się nie pokłóciły – powiedział do mnie. Próbowałam sobie to przypomnieć ale miałam pustkę głowię. Zresztą jak próbowałam coś sobie przypomnieć tylko czułam ten ogromny ból głowy. - Musisz jeszcze odpocząć… Może chcesz iść do swojego pokoju? - pokiwałam przecząco głową. Wolałam zostać tutaj gdzie będę słyszeć gdy ojciec przyjdzie. Położyłam głowę. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Strój Madeline


Strój Noelle

Odwiezienie Mad

Spacer

środa, 13 lipca 2016

Rozdział 9

WOW w końcu się udało i startujemy z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że teraz będziemy dodawać częściej rozdziały :)

Rozdział 9

Perspektywa Noelle


       Wpatrywałam się w stronę z wyraźnym oczekiwaniem jej wyjaśnień. Przecież obiecywała mnie, ojcu, że dzisiaj niczego nie odwali. Nie dość, że wyszła imprezy nic nie mówiąc mi ani nie prosiła by przekazać mi jakiekolwiek informację przez kogoś. To jeszcze podjeżdża z jakim nieznajomym na motorze. Gdy zauważyłam jak łapie chłopaka z rękę i podchodzi z nim. Skupiłam się wyłącznie na niej. Tej chwili chłopak i kobieta z którą przed chwilą rozmawiałam byli dla mnie nie widzialni liczyła się tylko ona i to co powie.
- To ja was zostawię - powiedziała kobieta wchodząc do środka. Udałam, że tego nie słyszę. Nie interesowała mnie impreza w środku czy inni ludzie. Tej chwili jasno oczekiwałam od Mad wyjaśnień.
- Cześć siostra. Sorka że mnie nie było ale byłam w sklepie po zapasy - można powiedzieć, że tym niby niewinnym zdaniem mój gniew osiągnął szczyt gór Himalajskich. Uniosłam brew do góry. ,,Czyżby to w takim razie gdzie one są". Jednak ten komentarz zostawiłam dla siebie. W tej chwili było milion ważniejszych rzeczy. Nasłanie na mnie tych ludzi... Jej wycieczka z nieznajomym. Jednak nie chciałam tych wszystkich kwestii poruszać przy nieznajomym.
- Mam dość jadę do domu. Zostajesz czy wracasz? - powiedziałam do niej. Nic więcej żadnej rekomendy. Po prostu te dwa proste zdania.
- No wypadałoby wrócić z siostra ale pozwolisz ze się pożegnam ze znajomymi a ty sobie pogadaj z Mathew - czy ona ze mnie drwi. Przed chwilą postawiła mnie nie zręcznej sytuacji z jak mu tam było... nie ważne gospodarzem tej imprezy. A teraz? Co kolejny, który ma ze mną przeprowadzić wywiad. ,,Na Boga dorośnij Madeline!"
- Nie zamierzam z nikim rozmawiać! Czekam w samochodzie- powiedziałam do niej po czym wymieniłam ich bez żadnego słowa. Tej chwili pragnęłam wróć do domu, i mieć to wszystko za sobą. Wmawiając sobie, że więcej tych ludzi nie zobaczę i nie dam się więcej w kręci w taką akcję.
- Jak sobie wolisz - usłyszałam jeszcze głos siostry. Oczywiście, że wolę... mam dość jakichkolwiek rozmów na dzisiaj... jak nie na tydzień. Zastanawiało mnie kim jest ten chłopak i czemu ona go trzyma za dłoń. Czyżby to był jej chłopak? Nie powiedziała by mi, że z kim się spotyka. Jeszcze pierwszy raz słyszę te imię. Poszłam do swojego samochodu. Oparłam głowę o siedzenie. Marząc o tym by ta noc w końcu się skończyła. Czekając za Mad napisałam sms do przyjaciółki, że muszę z nią jutro pogadać, bo oszaleję. Rozmowa z tymi ludzi uświadomiła mi, że rzeczywiście muszę to z siebie wyrzuć. A komu? Jak nie osobie, którą bardzo polubiłam i uważałam za przyjaciółkę. Przecież nie mogłam powiedzieć o tym ani Madeline ani jej znajomym. To nie tak, że nie ufam siostrze. Bardziej z tego powodu, ze czułam iż jak była temu współwinna. Jak ja? Nawet nie zauważyłam kiedy pojawiła się Mad. Całe szczęście nie odzywała się do mnie bo w innym wypadku bym nie wytrzymała. Chciałam odpalić jednak usłyszałam dziwny dźwięk. Ponowiłam kilka razy próbę. Jednak za każdy razem było to samo.
- Niech to szlak... Przeklęty złom! -  powiedziałam uderzając kierownice po kolejnej nie udanej próbie odpalenia samochodu. Po czym wyszłam i zajrzałam po maskę. Jednak kompletnie nie wiedząc co się zepsuło i jak to odkryć. Jeśli chodzi o samochody umiałam tylko wymienić koło oraz sprawdzić olej. W innych kwestiach byłam zielona.
- Nie przejmuj się to tylko samochód. Kupi się nowy – powiedziała siostra podchodząc do mnie po czym zachichotała. Ja natomiast znacząco się na nią spojrzałam.
- Nie przejmować się? Chyba zostawię to Tobie - powiedziałam do niej bardziej złośliwie niż chciałam. Z wyraźnym podtekstem do jej zachowywania. Tej samej chwili pojawił się chłopak z którym przyjechał z nią.
- Pomóc wam? - spytał się podchodząc do klap, którą automatycznie zatrzasnęła by nie mógł nawet spojrzeć. Zdawałam sobie sprawę, że tej chwili zachowuję irracjonalnie ale miałam to gdzieś
- Nie dzięki... Przejdziemy się. Prawda Mad - powiedziałam do niej z naciskiem by potwierdziła. Równie dobrze może ją podwieźć przecież to nie będzie pierwszy raz
- Tak to prawda spacer dobrze nam zrobi. A poza tym musimy sobie coś wytłumaczyć, wiec dzięki i mam nadzieje że do zobaczenia - mówiła patrząc się na mnie. Ulżyło mi, że nie poprosiła go by jednak zajrzał albo powiedziała, czy nie mógł jej podwieźć.
- Jak tam wolicie. Jasne miejmy nadzieję, że następnym razem odbędzie się bez takich atrakcji - powiedział w stronę Mad. Miałam wrażenie, że ostrożnie dobiera słowa. Później spojrzał na mnie - Miło było poznać.
- Mnie również - wydusiłam z siebie i odczekałam aż wsiądzie na swój motor i odjedzie. Po prostu jak zniknie z pola widzenia. Między czasie zamknęłam samochód. Później skierowałam się w stronę domu. Nie wiem czemu, ale ta noc była bardzo podobna do tamtej i w głębi serca cieszyłam się iż Mad jest ze mną. Zatrzymałam się i spojrzałam na siostrę - Fajnie, że jednak zdecydowałaś się mi towarzysz. Jednak proszę ci byś nie próbowała cokolwiek wyjaśniać i tłumaczyć - powiedziałam do niej. Czekając aż się zrówna ze mną. Bałam się, że jeśli ona zacznie wypytywać? Co pewnie będzie miało miejsce, bo musiała zauważyć, że zachowuje się inaczej. Nie umiałam wytłumacz swojego zachowania. Jednak wiedziała, że jest spowodowane frustracją oraz niemocą. Ciągle nie dawały mi spokoju słowa Michaela i tej kobiety w dredach, która się nie przedstawiła. Madeline się o mnie martwi i próbuje do mnie dotrzeć. Westchnęłam...
- Eh... Nie rzucaj mnie na głęboką wodę. I nie proś mnie bym ci powiedziała o co chodzi... nie chce o tym rozmawiać - powiedziałam do niej już trochę spokojniej. Nie chciałam z nią rozmawiać. Najpierw musiałam pogadać o tym Perth, bo potrzebuję usłyszeć, że nie wariuję. Ciągle nie dawał mi spokoju ten chłopak, który mnie uratował. Czemu go nigdzie nie widuje? Jakim cudem tak szybko zniknął?
- Dobra, ale na mnie możesz liczyć o tym pamiętaj. I tak btw to ojciec mi kazał się dowiedzieć - powiedziała do mnie Madeline. Spojrzałam na nią zaskoczona zatrzymując się gwałtownie.
- Cóż możesz mu odpowiedź, że jestem dużą dziewczynką i umiem sobie radzić ze swoim problemami - powiedziałam do niej. Zastanawiając się... Czy to tak bardzo widać? Niech to szlak. Skoro już drąży temat nie odpuści tak łatwo. Co miałam powiedzieć: ,,oj to nic wielkiego tylko próba gwałtu ale nie ma co się martwić, bo uratował mnie chłopak, który później zniknął". Ta już widzę jego relację - To jak ty Mathew jesteście razem czy po prostu do niego świrujesz - powiedziałam gdy minęliśmy już spory kawałek i nikt z imprezowiczów nie mógł nas usłyszeć.
- Nie no coś ty to znajomy a oryginalnie to poznałam go przed momentem wiec nie. Chociaż faktem jest to, że jest ciachem - powiedziała w końcu. Zaśmiałam się z jej odpowiedź, bo kiedyś jej to wystarczyło by zarywać do chłopaka. Zwłaszcza jak uważała go za przystojniaka.
- To dlatego go trzymałaś za rękę, bo dopiero co go poznałaś? - powiedziałam raźnie nie wierząc jej, że nie zarywa do niego. Nic a nic. Oj Madeline za dobrze Cię znam by w to uwierzyć.
- Oj nie ważne i tak nie uwierzysz, ze mi pomógł - puściła mi oczko. Po czym gwałtownie stanęła również mnie zatrzymała wyciągnięta ręką po czym pokazała, że mam być cicho i wskazała trójkę rozmawiających ludzi. Kojarzyłam wszystkich jednak z imienia znałam wyłączeni dwójkę.
- Czyś ty już zgłupiała do reszty?! - powiedział chyba Mathew. Przynajmniej tak wydawało mi się po głosie. Widać było, że był bardzo wkurzony, bo jego głos był wzburzony i kryło się w nim coś złowieszczego. Przez co miałam ciarki na plecach.
- Przecież nikt nie widział? Więc o co tyle hallo - widocznie Amy nie miała tego wrażenia co ja. Bo jej głos również był doniosły i nie było słychać w nim strachu. Tylko pewność siebie, która jej zawsze towarzyszyła.
- No oczywiście nic się nie stało. Tylko zginął Camilo - gdy odezwał się trzeci spojrzałam na Mad zastanawiając się czy wie o czym oni mówią. Nie dawało mi spokoju ostatnie dwa słowa ,,zginął Camilo". Ale jak zginął? O co tutaj chodzi.
- Nie chciałam by zginął... Zresztą to nie było przeznaczone dla niego tylko ... - nie dosłyszałam co mówi dalej bo ściszyła głos.
- Nie ważne dla kogo, nie powinnaś w ogóle tego robić w publicznym miejscu. Znasz zasady? Zresztą Camilo był naszym przyjacielem - głos Mathew się nie zmieniał. Co on gada? Jakie zasady?
- Oraz zarząd nie będzie zadowolony. Gdy ich poinformuje  o zdarzeniu, bo muszę to zrobić. Camilo był jednym z nas - powiedział ten chłopak w czarnych włosach, którego imienia nie znam. Po jego słowach miałam już całkiem mętlik w głowię.
- Śmiało leć do nich, bo nie zdążysz. Chętnie usłyszą, że nawaliłeś i dopuściłeś do śmierć kolegi. Zresztą pewnie zainteresuję ich fakt, że ta cała Madeline i Katy widziały całe zdarzenie. Pewnie będą chcieli zająć się nimi - powiedziała Amy topowym dla siebie tonem głosu. Jakby oznajmiała, że te partię szachów wygrała.
- Joshua. Amy ma rację. Lepiej będzie powiedzieć, że to był zwyczajny wypadek. Przecież, żadne z nas nie chce by w mieście pojawiły się Tygrysy - powiedział Mathew. Jakie tygrysy? Jak dla mnie wystarczyło to co usłyszałyśmy. Złapałam Mad i pociągnęłam ją do tyłu. Gdy byłam pewna, że nie mogą oni nas usłyszeć. Spojrzałam na nią...
- W coś ty znowu się wplątała - powiedziałam pół szeptem na wszelki wypadek gdyby mogli jednak nas usłyszeć. - Dobra pogadamy o tym w domu. Teraz udawajmy, że nic się słyszałyśmy oraz idziemy jakby gdyby nic - powiedziałam do niej. Po czym zadzwoniłam do taty. Poczekałam aż odbierze, po czym pokazałam Madeline by szła. Miałam nadzieję, że się uda.
- Byś mógł wyjechać nam naprzeciw - powiedziałam po czym wyszłam zakrętu. Gdy oni tylko nas zauważyli zamilkli i popatrzyli po sobie. Odczekałam odpowiedź taty po czym - Auto nawaliło i chciałyśmy się przejść - korciło mnie zatrzymanie się. By spytać ich wprost o czym rozmawiali. Intrygowało mnie to iż w czasie ich wypowiedź wymienili imię Mad. Jednak minęłam ich bez słowa. W głębi duszy liczyłam iż Mad też coś zrobi albo po prostu będzie sobą. Niech obrzuć Amy spojrzeniem, wszystko byle nie nawiązywała do ich rozmowy - Dobra jesteśmy jakieś trzy przecznice od domu - dodałam jeszcze kilka wskazówek. Na szczęście tata powiedział, że już wyjeżdża i nie długo będzie. Spojrzałam na Mad - Zadowolona. Zaraz będzie.
- Dobrze bo już mi się nie chce iść i tak szczerze powiedziawszy to współczuje ci Noe bo ja chociaż nie będę musiała przez tydzień patrzeć na gębę tej barbie - powiedziała Mad. Gdy spojrzałam na nią zaskoczona ta kiwnęła głową w stronę Amy i podeszła do mnie. Pokiwałam głową z niedowierzania. Czy ona nie może sobie darować.
- Ciekawe czy twoja siostra będzie mogła patrzeć na twoją gdy dowie się iż ją okłamałaś i wzięłaś udzia... Au - powiedziała Amy w stronę Mad. Gdy spojrzałam na nią ta akurat spojrzała się na tego chłopaka, z którym przyjechała Madeline. Jak on miał na imię. Jakoś na M... Przecież jeszcze przed chwilą pamiętałam.
- Lepiej siedź cicho bo niedługo to ty możesz być na miejscu Camilo - zaśmiała się Mad... Seriosly musiała wdawać się z nią w dyskusję. Przecież miałam gdzieś co ta tleniona barbie mówi. Więc czemu Mad wchodzi z nią w dyskusje. Wywróciła teatralnie oczami i spojrzałam na siostrę aby się pospieszyła. Bo na prawdę nie chce być tutaj, z nimi spotkał nas ojciec. Zwłaszcza, że jeden z nich miał tatuaże na całym ramieniu i przedramieniu. Zresztą wyglądał jak ktoś z pod ciemnej gwiazdy.
- Coś to wątpię... -  powiedziała Amy patrząc na Madeline. Jednak wyglądało to tak jakby chciała coś powiedzieć, bo nawet otworzyła usta. Jednak je zamknęła. Najwidoczniej rezygnując z tego. W sumie ciekawiło co jeszcze chciała powiedzieć.
- Amy daj spokój - odezwał się spokojnie chłopak w dredach. Patrząc na blondynkę.
- Mad choć w końcu szkoda czasu - zwróciłam się do swojej siostry. Chciałam wróć do domu. Gdzie będę mogła spokojnie zamknąć się w swoich czterech ścianach. Zresztą uważałam, że ta wymiana zdań jest bezsensowna.
- Lepiej pilnuj siostry by nie skończyła w rynsztoku - spojrzałam na Amy. Zastanawiając się czy to było kierowane do mnie czy też do Mad. W końcu można mieć ,,What". Zwłaszcza, że nie patrzyła na żadną z nas.
- Zamknij jape dziwko, bo zaraz nie będziesz taka śliczniutka - odezwała się Madeline i wyciągnęła swój scyzoryk, który dostała kiedyś od taty.
- Mad! - powiedziałam karcąco do niej łapiąc ją za ramię. W tym, czasie Mathew próbował odciągnąć Amy, która patrzyła na moją siostrę z wyraźnym wyzwaniem. Natomiast Joshua patrzył na to wszystko jakby go to nie obchodziło.
- Masz szczęście ze mam dobry humor. Cześć Mathew - odezwała się i podeszła do mnie. Nie wiedziałam co miałam zrobić z nią.
- Cześć - odpowiedział Mathew jej, po czym złapał Amy za ramię i coś jej szepnął. Gdy skończył mówić ona odpowiedziała mu również szeptem po czym go odepchnęła od siebie. Ja chciałam wyjść z tej ulicy. Miałam dość jak na jeden wieczór.
- Noelle uważaj na siebie, bo kiedyś przez Mad możesz źle skończyć o ile już Cię coś nie spotkało - zatrzymałam się pół kroku po słowach Amy. Spojrzałam na nią chcąc wyczytać z jej twarzy coś więcej. Przecież nie możliwe by wiedziała? W końcu tamten chłopak nie pamiętał mnie. Gdy spotkałam go następnego dnia. To jakim cudem ona mogła coś wiedziała o tym? Spojrzałam na siostrę jednak ta nic nie mówiła więc odwróciłam się i odeszłam. Madeline widocznie poszła za mną. Ciekawiło mnie co ona sądzi o wypowiedź Amy. Chwilę później, która minęła nam w ciszy. Ja byłam zatopiona we własnych myślach, a Madeline nie wiem. Co tam siedziało w jej głowie. W mojej... Nie dawały spokoju słowa tlenionej. Główkowałam na tym co mogły one oznaczać. Podjechał nasz ojciec..

***


Tata oczywiście pytał co tam się stało z samochodem oraz czemu tak wcześniej wyszłyśmy z imprezy. Zbyłam go, że źle się poczułam a Mad nie chciała bym wracała sama po nocy. Zresztą obiecałyśmy, że będziemy się trzymać razem. Jeśli chodzi o samochód to powiedziałam mu, że jutro rano sama zawiadomię mechanika i lawetę. Więc nie powinien on się nim przejmować. Postanowiłam mu nie mówić o ,,wypadzie" Mad. Bóg wie gdzie i co tam robiła. Jak również wolałam nie mówić iż moja siostra była świadkiem jak ktoś zginął. Już w samochodzie tata dostał SMS na ten swój drugi numer.
- Jak musisz gdzieś jechać po prostu wysadź nas pod domem. Poradzimy sobie - powiedziałam do niego. Wiedziałam już co oznacza jego wiadomość. Albo wróć za kilka godzin lub zadzwoni, że musi jednak dłużej zostać i przeprasza. I tak w kółko aż do znudzenia.
- To nie powinno zająć dużo czasu. Na pewno będę mógł cię Madeline pożegnać przed wyjazdem na obóz - zaczął mówić widziałam jak w lusterku spojrzał na moją siostrę.
- Daruj sobie te obietnice... Będziesz to będziesz, nie to nie - powiedziała patrząc przez okno. Westchnęłam cicho. Ponieważ bardzo chciałabym iż nasza rodzina była NORMALNA. Ojciec już nic nie mówił tylko wysadził nas przed domem. Patrzyłam przez jakiś czas aż samochód znika. Po czym weszłam do domu.
- Wiem, że miałyśmy pogadać ale przełożymy to na jutro, bo padam? - powiedziałam do siostry. Byłam wykończona tym dniem jedyne o czym teraz marzę to o łóżku.
- Spoko - powiedziała do mnie. Po czym doczłapałam się do pokoju. Od razu pozbyłam się z siebie tych ciuchów. Wzięłam długi prysznic. Jednak to nie pozwoliło mi się zrelaksować cały czas myślałam, co próbowała powiedzieć Amy swojej ostatniej wypowiedź. Gdy byłam pod prysznicem usłyszałam jakby coś się stłukło.
- Mad to ty? - spytałam się jednak odpowiedziała mi głucha cisza. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z kabiny. Na podłodze leżała stłuczona żarówka. - Mad to wcale nie jest zabawne - powiedziałam ponownie jednak znowu cisza. Podeszłam do drzwi był zamknięte. Więc nie mogła wejść ona. Rozejrzałam się po łazience jednak. Gdy spojrzałam w lustro zobaczyłam jakby za mną stał ten chłopak. Krzyknęłam...
- Noelle wszystko w porządku? - usłyszałam głos Mad za drzwiami. Oderwałam na chwilę wzrok od lustra.
- Wszystko okej - powiedziałam do niej. Gdy ponownie zerknęłam do lusterka tam nic nie było. - Wariuje - powiedziałam szeptem. Po czym odtworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. - Za nim będziesz się kąpać założysz nową żarówkę bo spadła z żyrandola i się stłukła - powiedziałam do niej. Po czym poszłam do swojego pokoju gdzie przebrałam się w koszule nocą i usiadłam na łóżku. Po chwili usłyszałam szum wody. Nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Z tą całą sytuacją. Im dłużej zwlekałam tym bardziej czułam, że zaczyna mi odbijać. Postanowiłam powiedzieć o tym wszystkim. Poczekałam aż pójdzie do siebie i policzyłam do stu dając jej czas by się ubrała albo nie wiem co. Zapukałam licząc, że nie odpowie mi. Jednak usłyszałam ,,Wejdź"
- Yyy... Nie wiem jak zacząć ale muszę z tobą pogadać, bo czuję, że wariuje - zaczęła mówić gdy weszłam. Nie wiedziałam w ogóle jak zacząć te rozmowę.
- Wariatką to byłaś zawsze także luz - odpowiedziała mi Mad i poklepała miejsce obok siebie na łóżku. Uśmiechnęłam się trochę wymuszenie do niej. Jednak usiadłam koło niej.
- To teraz powinno mnie się zamknąć w szpitalu zamkniętym - zaczęłam mówić do niej - Chodzi o to, że podczas ostatniej imprezy poszłam cię szukać. Wtedy... - przerwałam nie wiedziałam jak to ująć w słowa.
- Mów. Prosto z mostu wiem ze jestem głupia nie mówiąc ci mogłam chociaż karteczkę zostawić. Sorki - uśmiechnęła  się do mnie i złapała mnie za rękę. Co dodało mi trochę siły.
- Obawiam się, że nie umiem tego powiedzieć prosto z mostu. Lepiej ci opowiem byś zrozumiała, że mi na prawdę odbija. Tylko proszę cię nie przerywaj mi - powiedziałam do niej. Zamknęłam na chwilę oczy by uspokoić swój głos - Wyszłam cię szukać nie wiedziałam nawet gdzie miałam to robić. Więc szwendałam się po ulicy nadzieją, że usłyszę coś co mnie nakieruję. Gdy w końcu się poddałam jakiś pijany chłopak mnie zaczepił - czułam jakby każde słowo sprawiało mi ból. Jednak dłoń Mad dawała mi otuchy. - Odeszłam od niego jednak on zaczął za mną iść... zaczęłam biegnąć.... Jemu udało się mnie złapać. Mówił obrzydliwe rzeczy i nie wiem co by się stało gdyby nie pomógł mi inny chłopak. Nawet nie miałam okazji mu podziękować, bo szybko uciekł - wolałam nie mówić, że zniknął jak tylko skręcił za zakręt z którego przyszedł - Teraz w łazience w lustrze widziałam jakby ten pijany chłopak stał za mną i wyciągał w moją stronę rękę. Dlatego krzyknęłam- powiedziałam do niej i spojrzałam na siostrę wyczekująco.
- Dżizes Noelle. Nie miałam pojęcia tak mi przykro...- powiedziała Mad. Cóż nie chciałam aby się obwiniała bo ja czułam się źle z tym, że wcześniej ją obwiniałam o to. W końcu to nie jej wina, że tamten chciał zrobić co próbował. Zamiast mnie mógł spotkać inną dziewczyną. I tak jak teraz o tym myślę. To miałam dużo szczęścia. W końcu nie wiem co by się stało gdyby nie tamten chłopak.
- Nie obwiniaj się... To nie twoja wina. Równie dobrze mogłabym siebie obwiniać. Jednak to nie przyniosło żadnego skutku. Po prostu czuję, że nie daję rady z tym wszystkich. Jeszcze te przewidzenia - powiedziałam do siostry. Potrzebowała kogoś kto mi powie, że nie jest ze mną w cale tak źle. Kogoś kto mną potrząśnie i każę się ogarnąć.
- To zrozumiałe. Twój mózg próbuje sobie z tym jakoś poradzi. Stąd te przewidzenia. Na pewno miną kiedy poradzisz sobie z tym. Może powinnaś pogadać ze staruszkiem lub z jakimś terapeutą. To by ci pomogło albo bij do mnie- powiedziała do mnie. Pogadałyśmy jeszcze trochę. Jednak trzeba było kończyć bo nazajutrz, nie raczej dzisiaj. Madeline jeździe na obóz. Więc przydało by się by trochę się przespała. Mi również sen dobrze zrobi. Jakoś podczas tej rozmowy nie miałyśmy pogadać o dzisiejszym dniu. W sumie wiedziałam, że Madeline niczego złego nie zrobiła. Nie doprowadziła do śmierć tego chłopaka. Znałam ją na tyle dobrze by widzieć do czego jest zdolna. Jasne trochę przeszkadzało mi, że mnie okłamała. Jednak czy ja nie robiła tego samego od dwóch dni.

Perspektywa Madeline,k


Widziałam jak wpatrywała się we mnie moja siostra. Miałam lekką nadzieję, że to ona zacznie, ale chyba to by było na nic, bo czekała aż ja coś powiem i to by było zamknięte koło, więc wolałam się odezwać. Złapałam Mathew za rękę i pociągnęłam go ze mną.
- To ja was zostawię - powiedziała jakaś kobieta wchodząc do środka. Noelle udała, że tego nie słyszy. Widać było że czeka na wyjaśnienia czego mogłam się spodziewać.
- Cześć siostra. Sorka że mnie nie było, ale byłam w sklepie po zapasy – mówiłam dość szybko, ale Noe po prostu to olała, wiedziałam że jest zła. To było wiać na kilometr.
- Mam dość jadę do domu. Zostajesz czy wracasz? - powiedziała do mnie surowo i podkreślała każdy wyraz.
- No wypadałoby wrócić z siostra, ale pozwolisz ze się pożegnam ze znajomymi a ty sobie pogadaj z Mathew – widziałam jej minę. Oznaczało to tylko jedno. Michaelowi się nie udało. W sumie nie dziwię się ona nigdy nie lubiła podpuch. Zrobiła dość obrażoną minę i spojrzała na mnie jak na kretynkę.
- Nie zamierzam z nikim rozmawiać! Czekam w samochodzie- powiedziała do mnie po czym wyminęła nas bez żadnego słowa.
- Jak sobie wolisz – powiedziałam jeszcze ale nie byłam pewna czy mnie usłyszała. Weszłam do środka i znalazłam moją paczkę która siedziała na kanapie. Podeszłam do nich z lekkim uśmiechem.
- I jak było?- zapytał Peter.
- Później teraz spadam, Michael? – powiedziałam tylko imię, a on kiwnął przecząco głową. Ech.. wiedziałam. Nie udało mu się. Nie mam pomysłu jak z niej to wyciągnąć. Chyba będzie trzeba zacząć normalnieć i spróbować się do niej zbliżyć. Pożegnałam się i poszłam do samochodu, byłam zamyślona jak to z  Noelle wyciągnąć. Rozbudziłam się dopiero kiedy usłyszałam że Noe próbuje odpalić silnik. Za to usłyszałyśmy dziwny dźwięk, nawet jak próbowała kilka razy auto nie chciało odpalić.
- Niech to szlak... Przeklęty złom! -  powiedziała uderzając kierownice po kolejnej nie udanej próbie odpalenia samochodu. Później wyszła i zajrzała po maskę, chociaż to tylko zachowywało pozory bo ani ja ani ona nie znamy się na samochodach. Motor to co innego, ale auto.. O niee…
- Nie przejmuj się to tylko samochód. Kupi się nowy – powiedziałam podchodząc do niej po czym zachichotałam, bo próbowałam trochę rozluźnić atmosferę. Ona jednak znacząco się na mnie spojrzała.
- Nie przejmować się? Chyba zostawię to Tobie - powiedział do mnie bardzo złośliwie. Z wyraźnym podtekstem do mojego zachowywania. W tym momencie podszedł do nas Mathew. Był przystojny nawet bardzo więc od razu się na niego spojrzałam.
- Pomóc wam? - spytał się podchodząc do klap, którą automatycznie moja siostra zatrzasnęła by nie mógł nawet spojrzeć. Zachowała się w tym momencie jak idiotka i tak na nią spojrzałam.
- Nie dzięki... Przejdziemy się. Prawda Mad - powiedziała do mnie z naciskiem bym potwierdziła. Przez chwilę się wahałam, ale z jednej strony może uda mi się coś z niej wyciągnąć.
- Tak to prawda spacer dobrze nam zrobi. A poza tym musimy sobie coś wytłumaczyć, wiec dzięki i mam nadzieje że do zobaczenia - mówiłam patrząc się na moją siostrę. Widziałam ulgę Noelle i aż zachciało mi się śmiać czy ona naprawdę sądziła że ją zostawię? Przecież nawet nie zna drogi
- Jak tam wolicie. Jasne miejmy nadzieję, że następnym razem odbędzie się bez takich atrakcji - powiedział Mathew w moją stronę. Później spojrzał na Noe - Miło było poznać.
- Mnie również – Poczekałyśmy aż odjedzie w tej samej chwili sis zamknęła auto i skierowała się w stronę drogi do domu. Po paru krokach zatrzymała się i spojrzała na mnie - Fajnie, że jednak zdecydowałaś się mi towarzysz. Jednak proszę ci byś nie próbowała cokolwiek wyjaśniać i tłumaczyć - powiedziała. Podeszłam do niej. - Eh... Nie rzucaj mnie na głęboką wodę. I nie proś mnie bym ci powiedziała o co chodzi... nie chce o tym rozmawiać - powiedziała do mnie po chwili ciszy, już trochę spokojniej.
- Dobra, ale na mnie możesz liczyć o tym pamiętaj. I tak btw to ojciec mi kazał się dowiedzieć - powiedziałam do niej, a ta na mnie spojrzała zaskoczona zatrzymując się gwałtownie.
- Cóż możesz mu odpowiedź, że jestem dużą dziewczynką i umiem sobie radzić ze swoim problemami – powiedziała zamyślona- To jak ty Mathew jesteście razem czy po prostu do niego świrujesz – próbowała zmienić temat jak już doszłyśmy dość daleko.
- Nie no coś ty, to znajomy a oryginalnie to poznałam go przed momentem wiec nie. Chociaż faktem jest to, że jest ciachem - powiedziałam w końcu. Zachichotała a ja na nią spojrzałam. Tak kiedyś od razu bym do niego zarywała, ale mam dziwne przeczucia co do niego i wolę poczekać. Może los znowu nas złączy. Wtedy zacznę.
- To dlatego go trzymałaś za rękę, bo dopiero co go poznałaś? – powiedziała nie wierząc mi.
- Oj nie ważne i tak nie uwierzysz, ze mi pomógł - puściłam jej oczko. Po czym gwałtownie stanęłam zatrzymując wyciągnięta ręką Noelle po czym pokazałam, że ma być cicho i wskazała trójkę rozmawiających ludzi. Był tam Mathew, Amy i jak się nie mylę to Joshua. Przynajmniej tak usłyszałam.
- Czyś ty już zgłupiała do reszty?! - powiedział chyba Mathew. Widać było, że był bardzo wkurzony, bo jego głos był wzburzony i kryło się w nim coś złowieszczego.
- Przecież nikt nie widział? Więc o co tyle hallo - widocznie Amy nie miała sobie nic do zarzucenia. Dopiero teraz skojarzyłam o czym rozmawiają. Mówili o tym wyścigu i o tym że Amy coś szeptała zanim był wypadek. Byłam bardzo ciekawa co z tego wyniknie.
- No oczywiście nic się nie stało. Tylko zginął Camilo - gdy odezwał się trzeci spojrzała na mnie Noelle. Chyba już się domyślała że ja wiem o czym rozmawiają.
- Nie chciałam by zginął... Zresztą to nie było przeznaczone dla niego tylko ... – Nie słyszałam dalej, ale podejrzewałam dla kogo. Oczywiście że dla mnie. Aż ciarki mnie przeszły gdy o tym pomyślałam.
- Nie ważne dla kogo, nie powinnaś w ogóle tego robić w publicznym miejscu. Znasz zasady? Zresztą Camilo był naszym przyjacielem - głos Mathew się nie zmieniał.
- Oraz zarząd nie będzie zadowolony. Gdy ich poinformuje  o zdarzeniu, bo muszę to zrobić. Camilo był jednym z nas - powiedział Joshua. Zastanawiałam się o czym oni plotą w tym momencie, ale z drugiej strony co mnie mogło to interesować.
- Śmiało leć do nich, bo nie zdążysz. Chętnie usłyszą, że nawaliłeś i dopuściłeś do śmierć kolegi. Zresztą pewnie zainteresuję ich fakt, że ta cała Madeline i Katy widziały całe zdarzenie. Pewnie będą chcieli zająć się nimi - powiedziała Amy typowym dla siebie tonem głosu. W tym momencie miałam już dość o czym oni gadają? Chciałam podejść i prosto w twarz wykrzyczeć Mathew że coś ukrywa, ale powstrzymywała mnie tylko ta cała Amy i to że obok stoi Noelle.
- Joshua. Amy ma rację. Lepiej będzie powiedzieć, że to był zwyczajny wypadek. Przecież, żadne z nas nie chce by w mieście pojawiły się Tygrysy - powiedział Mathew. A siostra złapała mnie za rękę i pociągnęła do tyłu. Gdy nie mogli nas usłyszeć Noelle spojrzała na mnie...
- W coś ty znowu się wplątała - powiedziała pół szeptem na wszelki wypadek gdyby mogli jednak nas usłyszeć. - Dobra pogadamy o tym w domu. Teraz udawajmy, że nic się słyszałyśmy oraz idziemy jakby gdyby nic – mówiła dalej. Po czym zadzwoniła do taty. Poczekała aż odbierze, po czym pokazała mi bym szła koło niej.
- Byś mógł wyjechać nam naprzeciw - powiedziała po czym wyszłyśmy za zakrętu. Gdy oni tylko nas zauważyli zamilkli i popatrzyli po sobie. W tym momencie już nie słuchałam Noelle tylko patrzyłam na całą trójkę. Na Mathew zawiesiłam wzrok najdłużej a ten trochę się zmieszał. Noe zerkała na mnie a gdy skończyła rozmawiać zapytała. - Zadowolona. Zaraz będzie.
- Dobrze bo już mi się nie chce iść i tak szczerze powiedziawszy to współczuje ci Noe bo ja chociaż nie będę musiała przez tydzień patrzeć na gębę tej barbie – powiedziałam, a Noelle spojrzała na mnie zaskoczona. Pokazałam na Amy. Pokiwała głową z niedowierzania.
- Ciekawe czy twoja siostra będzie mogła patrzeć na twoją gdy dowie się iż ją okłamałaś i wzięłaś udzia... Au - powiedziała Amy. Noe spojrzała na nią ta akurat spojrzała się na Mathew.
- Lepiej siedź cicho bo niedługo to ty możesz być na miejscu Camilo – zaśmiałam się...I widziałam jak moja siostra wywróciła oczami i spojrzała na mnie pośpieszając mnie.
- Coś w to wątpię... -  powiedziała Amy patrząc na mnie. Chciała jeszcze coś dodać, ale tak jakby ugryzła się w język.
- Amy daj spokój - odezwał się spokojnie chłopak w dredach. Patrząc na blondynkę.
- Mad choć w końcu szkoda czasu - zwróciła się do mnie Noe.
- Lepiej pilnuj siostry by nie skończyła w rynsztoku – Noelle w tym momencie spojrzała na Amy, a ja nie wytrzymałam. Na mnie może jeździć ale od mojej rodziny wara.
- Zamknij jape dziwko, bo zaraz nie będziesz taka śliczniutka - odezwałam się  i wyciągnęłam swój scyzoryk, który dostałam kiedyś od taty. Podeszłam do niej.
- Mad! - powiedziała karcąco do mnie Noelle i łapiąc mnie za ramię. W tym, czasie Mathew próbował odciągnąć Amy, która patrzyła na moją siostrę z wyraźnym wyzwaniem. Natomiast Joshua patrzył na to wszystko jakby go to nie obchodziło.
- Masz szczęście ze mam dobry humor. Cześć Mathew - odezwałam się po chwili namysłu i podeszłam do siostry.
- Cześć - odpowiedział chłopak, po czym złapał Amy za ramię i coś jej szepnął. Gdy skończył mówić ona odpowiedziała mu również szeptem po czym go odepchnęła od siebie.
- Noelle uważaj na siebie, bo kiedyś przez Mad możesz źle skończyć o ile już Cię coś nie spotkało – usłyszałyśmy Amy a Noelle zatrzymała się pół kroku po tych słowach. Spojrzała na mnie a ja zastanawiałam się czy to że coś się stało Noelle to moja wina? Ale jak kiedy? Czy aż taką złą siostrą jestem? Nie chciałam nawet myśleć o tym wszystkim, ale wiedziałam jedno Amy jest w to zamieszana, więc jak tylko się dowiem jak ona się w to wplątała będzie trupem. Chwilę później, która minęła nam w ciszy. Podjechał nasz ojciec..

***

Tata oczywiście pytał co tam się stało z samochodem oraz czemu tak wcześniej wyszłyśmy z imprezy. Noelle nie chciała się tłumaczyć i tylko go zbyła, a że mówiłam że będę się z nią trzymała to też wróciłam.
- Jak musisz gdzieś jechać po prostu wysadź nas pod domem. Poradzimy sobie – powiedziała Noelle do ojca gdy ten dostał sms’a. Od razu pomyślałam o tym że znowu nas zostawi. Z jednej strony nie chciałam tego, ale z drugiej jednak lubię mieć luz i odpowiadało mi to że byłyśmy same.
- To nie powinno zająć dużo czasu. Na pewno będę mógł cię Madeline pożegnać przed wyjazdem na obóz - zaczął mówić i zerknął na mnie w lusterko a ja tylko obrażona odwróciłam wzrok w szybę i las za nią.
- Daruj sobie te obietnice... Będziesz to będziesz, nie to nie – powiedziałam patrząc w dal. Chciałabym żeby nie musiał wyjeżdżać, żeby został z nami. Ojciec już nic nie mówił tylko wysadził nas przed domem. Nie chciałam żeby nas znowu zostawiał. Nie przyznaje się, ale po prostu za nim tęsknię, dlatego tak odwalam, żeby musiał na mnie zwrócić uwagę.
- Wiem, że miałyśmy pogadać, ale przełożymy to na jutro, bo padam? - powiedziała do mnie Noelle, kiedy weszła do domu.
- Spoko - powiedziałam do niej i poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku z telefonem i napisałam do Petera.
„Hejo. Masz numer do Mathew?”
Po chwili dostałam odpowiedź twierdzącą z numerem nowo poznanego chłopaka. Już miałam dzwonić kiedy usłyszałam krzyk mojej siostry. Zeskoczyłam z łóżka i pobiegłam jak najszybciej do Niej.
- Noelle wszystko w porządku? – wrzasnęłam zza drzwi bo były zamknięte
- Wszystko okej – powiedziała i wyszła do mnie na korytarz. - Za nim będziesz się kąpać założysz nową żarówkę bo spadła z żyrandola i się stłukła - powiedziała do mnie, a ja ją zmierzyłam wzrokiem czy na pewno wszystko w porządku. Nic jej nie było więc wróciłam się po moje piżamy i poszłam się opłukać. Wilgotne włosy związałam w kucyka i ubrałam się w piżamę. Wróciłam do siebie i złapałam komórkę. Napisałam do motocyklisty i czekałam na odpowiedź. Dostałam ją dość szybko.
„Cześć. Mam nadzieję że nie zniechęciła cię do mnie ta wymiana zdań z Amy.” 
 Uśmiechnęłam się i napisałam, że nie oraz podziękowałam mu za spędzony czas. Po chwili zapytał mnie czy kiedyś się spotkamy, a ja zaczęłam prawie skakać na łóżku ale przypomniało mi się że jadę na obóz więc to spotkanie może być dopiero za tydzień i tak mu napisałam, a ten stwierdził że nie widzi problemu. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Wiedziałam że to Noelle i ją zaprosiłam.
- Yyy... Nie wiem jak zacząć ale muszę z tobą pogadać, bo czuję, że wariuje - zaczęła mówić siostra gdy weszła. Widziałam że nad czymś się zastanawia.
- Wariatką to byłaś zawsze także luz – odpowiedziałam rozluźniając atmosferę i poklepałam miejsce obok siebie na łóżku. Uśmiechnęła się trochę wymuszenie, ale usiadła koło mnie.
- To teraz powinno mnie się zamknąć w szpitalu zamkniętym – zaczęła mówić, a ja przewróciłam wzrokiem - Chodzi o to, że podczas ostatniej imprezy poszłam cię szukać. Wtedy... - przerwała na chwilę.
- Mów. Prosto z mostu wiem ze jestem głupia nie mówiąc ci mogłam chociaż karteczkę zostawić. Sorki - uśmiechnęłam się do niej i złapałam ją za rękę. Zawsze tak robiłam gdy wiedziałam że będzie poważna rozmowa.
- Obawiam się, że nie umiem tego powiedzieć prosto z mostu. Lepiej ci opowiem byś zrozumiała, że mi na prawdę odbija. Tylko proszę cię nie przerywaj mi - powiedziała do mnie. Zamknęła na chwilę oczy  - Wyszłam cię szukać nie wiedziałam nawet gdzie miałam to robić. Więc szwendałam się po ulicy z nadzieją, że usłyszę coś co mnie nakieruję. Gdy w końcu się poddałam jakiś pijany chłopak mnie zaczepił. Odeszłam od niego jednak on zaczął za mną iść... zaczęłam biec…Jemu udało się mnie złapać. Mówił obrzydliwe rzeczy i nie wiem co by się stało gdyby nie pomógł mi inny chłopak. Nawet nie miałam okazji mu podziękować, bo szybko uciekł. Teraz w łazience w lustrze widziałam jakby ten pijany chłopak stał za mną i wyciągał w moją stronę rękę. Dlatego krzyknęłam- opowiedziała mi a ja chciałam walnąć głową w ścianę bo wiedziałam że to moja wina.
- Dżizes Noelle. Nie miałam pojęcia tak mi przykro...- wydusiłam w końcu. Nie wybaczę sobie tego. Gdybym zostawiła chociaż karteczkę, ale nie ja jestem idiotką i egoistką. Nie wiem jak ja spojrzę teraz sobie w oczy.
- Nie obwiniaj się... To nie twoja wina. Równie dobrze mogłabym siebie obwiniać. Jednak to nie przyniosło żadnego skutku. Po prostu czuję, że nie daję rady z tym wszystkich. Jeszcze te przewidzenia - powiedziała do mnie bo chyba zauważyła że zaczęłam siebie obwiniać.
- To zrozumiałe. Twój mózg próbuje sobie z tym jakoś poradzić. Stąd te przewidzenia. Na pewno miną kiedy poradzisz sobie z tym. Może powinnaś pogadać ze staruszkiem lub z jakimś terapeutą. To by ci pomogło, albo bij do mnie - powiedziałam do niej, by dodać jej trochę otuchy. Pogadałyśmy jeszcze trochę. Jednak trzeba było kończyć bo nazajutrz, nie raczej dzisiaj, jadę na obóz. Jakoś podczas tej rozmowy nie miałyśmy pogadać o dzisiejszym dniu.