piątek, 3 listopada 2017

Informacja

Kochani wiem że jest długa przerwa i też od raz przepraszam za jakoś tego posta ale piszę na telefonie. Zarówno mi i jak i Mad komputery odmówiły posłuszeństwa i jesteśmy bez narzędzia pracy. Postaramy się jak najszybciej zażegnać ten problem i szybko dodam kolejne rozdziały.

Kochacie czarownice


piątek, 5 maja 2017

Rozdział 11

Rozdział 11

Perspektywa Noelle

     Na drugi dzień obudziłam się wcześnie rano. Nigdzie nie widziałam Damona, a Perth smacznie spała dalej na fotelu. Tak słodko wyglądała jak spała, że nie chciałam jej obudzić. Poszłam do swojego pokoju gdzie wzięłam rzeczy na przebranie, a następnie udałam się do łazienki. Kątem oka dostrzegłam napis na lustrze:

  ,,Ciesz się z wygranej walki, ale wojna jeszcze trwa"

     Pewnie jeszcze wczoraj bym się wystraszyła lub zaczęła krzyczeć. Jednak teraz doskonale wiedziałam, kogo to sprawka.
- Wypchaj się Amy - powiedziałam po czym spróbowałam zmyć napis z lustra. Jednak jakby on nie schodził, dałam sobie spokój z tym i po prostu przemyłam twarz zimną wodą. Ponownie spojrzałam w lustro po napisie nie było śladu. Domyśliłam się, że to była tylko sztuczka Amy. Nie można zmazać czegoś czego tak naprawdę nie ma. Wcale nie cieszę się z wygranej. Co właściwie wygrałam? Nic... Nawet nie wiem kim jestem? Mam kompletną pustkę w głowie. Najchętniej bym się teraz spakowała i wyjechała z tego miasteczka. Jednak nie mogłam tego zrobić, bo właściwie tutaj tak naprawdę zaczęłam żyć. Poszłam pod prysznic i włączyłam gorącą wodę mając nadzieję na odprężenie. Ubrałam się w ciuchy, które wcześniej przygotowałam, czyli niebieska sukienka do kolan z odkrytymi ramionami. Po czym zeszła na dół podeszłam do przyjaciółki. Postanowiłam jej nic nie mówić o wczorajszych wydarzeniach ani to do czego jestem zdolna, bo przerażało mnie to. Fakt, że byłabym zdolna do zabicia kogoś. Ciągle mam w głowie te słowa ,,Przestań bo ją zabijesz!". Powtarzają się niczym echo ,,zabijesz" i tak w kółko. Nawet nie wiem czemu nie umiałam przestać. Perth chyba wyczuła, że się jej przeglądam, bo się obudziła.
- Hej śpiąca królewno - powiedziałam do niej z uśmiechem, a ta spojrzała na mnie po czym rzuciła mi się na szyję przewracając mnie wraz krzesłem. Poczułam uderzenie z tyłu głowy, gdy upadłyśmy na podłogę.
- Boże przepraszam Noelle ale tak się cieszę, że nic ci nie jest. A tak właściwie to ty spałaś jak ja przyszłam. I kto tu jest śpiącą królewną? - powiedziała podnosząc się ze mnie i podając mi dłoń. Uśmiechnęłam się do niej.
- Cały czas ty, bo ja nie spałam tylko była nieprzytomna, a to różnica. Po za tym to ja mam za co przepraszać. Chodź zrobimy sobie śniadanie... Bo nie mam pojęcia gdzie podziała się twoja służba pałacowa - powiedziałam do niej Perth przypatrywałam mi się jakby badała czy nic mi jest po czym sama się uśmiechnęła. Poszliśmy razem do kuchni zaczęliśmy robić kanapki. Przez okno widziałam jak ojciec kłóci się z Damonem. Ciekawiło mnie o czym się tak kłócą jednak nie chciałam niczego robić przy przyjaciółce, bo raczej ona niczego nie widziała. Chwilę tak stałam przy oknie krojąc pomidory, ogórka oraz rzodkiewkę do kanapek obserwując ich kłótnie aż w pewnym momencie Damon spojrzał w moją stronę powiedział coś do ojca i ten też spojrzał. Wyglądało na to, że oboje nie chcą się przy mnie kłócić. Tym bardziej chciałam wiedzieć o co im poszło. Nim skończyliśmy robić sałatkę oraz kanapki mężczyźni weszli do kuchni.
- Cześć - przywitali się równocześnie. Spojrzałam na nich jednak jedynie skinęłam głową. Nie była pewna swojego głosu, a tym bardziej nie chciałam niczego ujawniać przed Perth. Zresztą też potrzebuję trochę czasu by jakoś poukładać własne myśli nim posypią się nowe informację.
- Dzień dobry - powiedziała moja przyjaciółka w stronę mego ojca, a ten jej odpowiedział tym swoim typowym uśmiechem - Cześć - po czym przywitała się z Demonem. Robiąc przy tym taki uśmiech, że bardziej figlarnego uśmiechu nie widziałam. Czyżby mojej przyjaciółce podobał się Demon? - Może zjecie z nami śniadanie, bo Noelle trochę się rozpędziła z ilością - dodała od razu Perth. Gdy Damon jej odpowiedział, dopiero teraz zauważyłam ile wyszło tych kanapek. Nawet w czwórkę tego nie zjemy.
- My chętnie też się przyłączymy do śniadania - powiedział mężczyzna bardzo podobny do mojego ojca był z nim nastoletni chłopak miał czarne włosy oraz czapkę z daszkiem. Był raczej ubrany tak w stylu skeyta. Przyjrzałam się, to musi być mój kuzyn ze strony ojca o którym mówił wczoraj Damon, a ten mężczyzna musiał być moim wujem.
- Ah Stephen już jesteście - powiedział mój ojciec po czym poklepał mężczyznę po plecach. Zauważyłam spojrzenie mojej przyjaciółki. Powiedziałam jej bez głośnie, że to mój wujek oraz kuzyn. Ta jedynie skinęła głową po czym położyła tace z kanapkami na stół.
- Zapraszamy kanapek starczy dla wszystkich - zwróciłam się do gość. Wszyscy usiadaliśmy przy stole nastrój trochę był sztywny. Początkowo nikt się nie odzywał. Nie umiałam powiedzieć czy przez to, że wcześniej w ogóle się nie spotykaliśmy czy raczej, że nikt nie chciał poruszać istotnych tematów przy Perth. Oczywiście próbowaliśmy ze sobą rozmawiać, ale wyglądało to jakbyśmy wmuszali w siebie rozmowę. Po śniadaniu moja przyjaciółka stwierdziła, że czas na nią. Zaprosiłam ją na dzisiaj na wieczór babski, który miał się odbyć wczoraj. Początkowo nie chciała, bo stwierdziła, że nie chce się narzucać. Jednak zapewniłam ją, że nie będziemy bawić się w domu tylko pójdziemy pod namiot do fordu oraz, że tam się spotkamy. Wtedy też się zgodziła, bo zdążyłam jej powiedzieć o Pablo i naszym forcie, w którym się spotkamy. Zresztą też chciałam spędzić z nią wieczór sam na sam. Zdala od tych wszystkich tajemnic. W czasie gdy ja żegnałam się z przyjaciółką reszta przeniosła się do salonu. Widziałam ojca, jego brata oraz dwóch moich kuzynów. Których powinnam znać, pamiętać, skoro kiedyś się bawiliśmy, a zamiast tego miałam pustkę w głowię. Jak zwykle pierwszy spojrzał na mnie Damon. Uśmiechnął się w taki cudowny sposób, że aż na sercu zrobiło się ciepło. Zresztą jak na razie tylko on umiał się tak uśmiechać.
- Twoja przyjaciółka wydaję się miło osobą - powiedział mój tata. Przeniosłam spojrzenie na niego, a następnie jego brata. Chociaż byli bardzo podobni do siebie to nie byli identyczni. Udało wyłapać mi się kilka różnic.
- Mówisz tak jakbyś jej wcześniej... - zaczął mówić brat ojca. Jednak przerwał w chyba połowie zdania, bo zauważyłam jak ojciec go szturchnął. Nie no kolejne tajemnicę.
- Dość! Mam serdecznie dość tych wszystkich tajemnic. Poczynając od tych zdolności, a kończąc na tym że nawet nie pamiętam, że mam kuzynów i co jest gran. Chce wiedzieć wszystko bez żadnych tajemnic. Chociaż udawajmy, że jesteśmy prawdziwą rodziną, która nie ma ich przed sobą.  - powiedziałam już dość wzburzona. Mam dość tych wszystkich tajemnic. Chciałam wiedzieć wszystko, a miałam przeczucie, że ludzie w tym salonie mogą powiedzieć mi powiedzieć co cholery tutaj się dzieję.
- Jakbyśmy my byli normalną rodziną - powiedział piętnastolatek, który pozuję na skeyta. Przynajmniej tak się ubiera, bo nie wiem jeszcze czy rzeczywiście jeźdź na dyskoloce, czym się interesuje i takie tam. Nie no kuzynka roku... Nawet nie we czym interesuję się jej kuzyni, ba nawet nie wiedziała, że takich ma.
- Mathew - skarcił go jego ojciec.
- Ale on ma rację czy normalna rodzina ma przed sobą tajemnicę, czy normalna rodzina ma jakieś dziwne umiejętność - niby stanęłam w obronie Młodego, ale tak na prawdę. To chciałam poznać prawdę nie wiadomo jako ona by bała. Nawet taka jeśli miało okazać, że moje rodzina to jacyś kosmici.
- Noelle usiądź powiemy ci tyle możemy ale po pierwsze uspokój się - powiedział mój ojciec. Miała ochotę usiądź z wielkim oburzeniem. Jednak w tedy byłabym bardziej podobna do Mad niż się przyznaję do tego.
- Nie - powiedziałam krótko. Nie usiądę, nie będę się zgadzać na ich warunki. Zresztą uważałam, że to ich winna, bo gdyby nie bawili się jakieś szopki i tajemnice, to ta rozmowa przebiegała by całkowicie inaczej.
- Skoro tak wolisz. Jak już zdążyłaś się zorientować Stephen jest moim bratem, mamy jeszcze jednego młodszego brata Grisha, który jest nie osiągalny. Mathew jest synem Stephena oraz bratem Bastiena. Ten przebywa na tym samym obozie co Madeline. Natomiast jeśli chodzi o Damona, jest synem siostry waszej matki, ma jeszcze brata Davida. Cóż mama miała dwie siostry w tym jedna nie żyję, a druga zaginęła i nikt nie wie co się z nią dzieję. Skoro o zaginięciach mowa. Macie jeszcze starszego brata, który został porwany jako noworodek z szpitala - okej ta ostatnia wiadomość mnie zaskoczyła, że musiałam usiądź tak też uczyniłam.
- Ale jak to... Nie szukaliście go? - powiedziałam do ojca. Nie mogłam uwierzyć, że miałam starszego brata. Zapragnęłam go poznać dowiedzieć się kim jest, jak wygląda oraz jaki jest. Przez całe życie myślała, że jestem najstarsza, a tutaj okazuję, że gdzieś tam na świecie mam starszego brata.
- Cały czas go szukamy. Między innymi dlatego twoja mama nie żyję. Noelle to nie był wypadek. Ona została zamordowana, ktoś użył jakiś zaklęć lub coś w tym stylu. Dlatego ludzie stwierdzili, że to był zwyczajny wypadek - z każdym słowem była coraz bardziej w szok. Bo najpierw wiadomość, że mamy brata, a później oznajmienie iż mama wcale nie zginęła wypadku tylko została zamordowana. Wiedziałam, że muszę dokończyć jej działa odnaleźć mojego brata oraz pomści jej śmierć. Chociaż to drugie zastawie Mad. ,,Przestań bo ją zabijesz" znowu te słowa, które nie dawały mi spokoju. Czy ja byłam zdolna do morderstwa? Nie wiem...
- Powiedziałeś ludzie to kim my jesteśmy - powiedziałam do ojca. Chociaż bardziej chciałam wiedzieć kim jesteśmy.
- Ty, Mad i cała rodzina ze strony waszej matki jesteście Czarodziejami. Natomiast ja jestem potomkiem czarodziejki oraz byłym Łowcą. We mnie już nie ma magi. Mogę czarować jedynie używając kamieni magi, które zostały dawno temu zniszczone. Zostało ich tylko trzy, które nikt nie wie gdzie są - powiedział ojciec. Okej ja jestem czarodziejką, tak samo moja siostra, pewnie też brat i rodzina od strony mamy. Natomiast strona ojca są potomkami czarodziejki oraz ojciec jest byłym Łowcą.
- A ty - spytałam się wuja, no co muszę wiedzieć wszystko.
- Podobnie jak twój tata. Kiedy on poznał twoją mamę i się w niej zakochał. Klan nas wykluczył, bo uznał naszą rodzinę za zdrajców. Nasz ojciec się nas wyrzekł, bo stanąłem bo stronie brata. Dlatego nasz młodszy brat jest nie osiągalny, bo on został z ojcem w Tygrysach. Najchętniej by cię pozbawił życia nim cieszył się, że ma tak piękną i mądrą bratanicę - powiedział do mnie. Czyli dlatego, jest nie osiągalny. Fajnie wiedzieć, że mam wuja, który chętnie by mnie zabił. Jednak całej tej wypowiedzi wyłapałam znowu te słowo Tygrysy. Przypomniała mi się rozmowa Mathewa, Joshuły i Amy. Też mówili o jakiś Tygrysach.
- Tygrysy kim oni są?
- To klan Łowców, którzy polują na Czarodziej i Wiedźmy są dwa klany Tygrysy i Wilki. Ci pierwsi zabiją bez mrugnięcia oka nie ważne, czy to kobieta czy też dziecko. Im wystarczy to, że potrafisz czarować należy cię zabić. Czasem Tygrysy zmuszają magiczne istoty do posłuszeństwa i bratobójstwa. Natomiast Wilki osądzają czy należy cię zabić. Jeśli zabiłeś człowieka bądź używasz zakazanych czarów zabiją cię po rozprawie. Oni z reguły nie spół pracują z nami. Chyba, że uważają iż to przyniesie większe dobro - powiedział Damon. Widziałam po minach ojca i wuja, że nie chętnie słuchali o swoim klanie. Dlatego nie chcieli by tutaj przyjechali. Pewnie by zabili Amy, nas i innych nam podobnym.
- Dobra ja jestem Czarodziejką co to właściwie oznacza? - czułam się tak jakbym przesłuchiwała ich. Jednak chciałam poznać całą prawdę. Sądziłam, że już bardziej mnie nie zaskoczy i nie zrani niż to iż ktoś porwał mojego brata, mama została zamordowana, a jeden z wujków najchętniej by mnie zabił.
- Nie którzy z nas potomkowie wielkiej siódemki bądź też rodzin obdarzonych przez nich wyjątkową mocą. Posiadają nadzwyczajne moce takie jak twoje czyli to co zrobiłaś w lesie. Prócz tego każdy czarodziej potrafi rzucać zaklęcia i tworzyć eliksiry. Jednak nie którym lepiej wychodzi rzucanie zaklęć bo bardziej polegają na swoich umysłach, a innym eliksiry wychodzą lepiej bo polegają na emocją. Ty i Mad macie potężna moc pomimo, która z każdym dniem zrasta. Już teraz mogę powiedzieć, że będzie potrafiła tworzyć własne zaklęcia oraz rzucać je tak jakbyś w ogóle się ich nie uczyła. Jednak przyrządź eliksir będzie potrzebowała księgi, a u Mad jest odwrotnie. Nauczę cię wszystkie co powinnaś już wiedzieć nim trafisz do szkoły magii - powiedział do mnie Damon. Słuchałam go zafascynowała, w jego odpowiedź nikt nie został porwany, zamordowany ani nie chciał mnie zabić. mówi tylko to kim jestem i do czego jestem zdolna. Jednak najbardziej w uszy wpadła mi wiadomość o księdze. Nie wiedziałam czy mam mówić mu o niej czy też nie. Jak na razie wolałam mu nic nie mówić.
- Czy to wszystko, bo jednak muszę iść do szkoły?
- Nie musisz zadzwoniłem do dyrektorki, że źle się czujesz i przyjedziesz dopiero jutro. Musisz jeszcze wypocząć twoja moc była uśpiona przez trzynaście lat. Wasza mama ją uśpiła by nikt nie mógł was namierzyć - powiedział ojciec. Spojrzałam na niego, czyli kiedyś potrafiłam czarować i pewnie dla tego nie pamiętam o tym. Pewnie też w tedy bawiłam się z Damonem i jego bratem. Skinęłam ojcu, że się zgadzam. Zresztą nie uśmiechało mi się iść dzisiaj do szkoły.
- Później zaczniesz mnie uczyć - zwróciłam się do Damona. Widziała, ze on i ojciec chcieli się sprzeciwić więc szybko dodałam. - Albo sama zacznę to robić.
- Dobrze ale najpierw jeszcze odpocznij -  powiedział Damon. Zgodziłam się i powiedziałam, że pójdę do swojego pokoju. Nie zamierzałam jednak w ogóle odpoczywać. Pierwsze co zrobiłam to sięgnęłam po księgę, którą schowałam pod łóżkiem. Czuła, że nie wiedziałam jeszcze wszystkiego, że coś jeszcze przed de mną ukrywają. Dlatego wiedziałam, że wcześniej widziałam w niej zaklęcie przywołaniu wspomnień:

Mare salsissimum sal lacrimis
memoria ad me in virtute
Ut navigat aequor
tako instantiam inventione cor meum
Ego enim facientes virtutes latentes in mare
Volo ut fiat!

Wypowiedziałam po czym zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie siebie kilka lat wcześniej. Chwilę później jakbym stała obok siebie bawiącej się w salonie na dole. To był ten sam dom... Już wcześniej mieszkaliśmy tutaj:

,, Dwie dziewczynki się bawiły w salonie miały może miały cztery latka jak nie więcej. Rozpoznałam w jednej siebie ze zdjęć. Boże jaka ja byłam urocza. Poszłam dalej do przed pokoju tam widziałam moich rodziców. Boże mama... Poczułam jak łzy napływają mi do oczów na widok mamy. Tak dawno jej nie widziała, a teraz stała tutaj z naszym tatą. Miałam ochotę ją dotknąć. Powiedzieć, że ją kocham, a co najważniejsze chciałam ją ostrzec.
- Kochanie tyle lat już minęło, a my nadal nie mamy śladu Edwarda - powiedziała moja mama. Ona pewnie mówiła o moim bracie. Ciekawe ile lat był starszy od nas i ile lat miał teraz.
- Nie podawaj się... Na pewno go znajdziemy jesteśmy już tak blisko - uspokajał ją ojciec. Po czym czuł gestem dotknął policzka mamy jakby wycierał łez. Widziałam, że musiał ją bardzo kochać. Pewnie dlatego zatracił się tak w pracy po jej śmierć. - Zresztą cała moją agencja go szuka. Znajdziemy go.
Widać, że kobieta chciała coś powiedzieć, ale z salonu dobiegł płacz. Rodzice pobiegli szybko do salonu. Poszłam za nimi okazało się, że to ja płakałam.
- Co się stało skarbie? - spytała się moja rodzicielka. Ja jako dziecko spojrzało na nią przez zapłakane oczy. Po czym pokazałam na moją siostrę.
- Ale to był wypadek... Ja nie chciałam... Mamo - powiedziała Mad. Zauważyłam, jak nasz ojciec klęka przy małej Mad. Spojrzał na nią z troską oraz spokojnie powiedział by się uspokoiła i powiedziała się co się stało. - Z Noelle chcieliśmy sięgnąć zabawkę z szafy. Chciałam ją przyciągną, ale ona mi się wysunęła i spadła na Noell.
- Och kochanie tyle razy wam mówiłam, że nie możecie używać mocy kiedy nas nie ma pobliżu - powiedziała nasza matka po czym przytuliła nas obie. Czyli Damon miał rację, że już wcześniej umiałyśmy czarować. Po słowach mamy w pokoju pojawił się mgła z której wyłoniła się jakaś kobieta z mężczyzną i dwoma chłopcami.
- Puk puk - powiedziała kobieta po czym się uśmiechnęła do wszystkich w pokoju. Mała Ja wyrwałam się z wielkim krzykiem CIOCIA po czym pobiegłam się przywitać. Zaraz za mną podążyła Mad. Kobieta nas objęła po czym dała nam lizaki. Zauważyłam, że moja mama nie jest zadowolona z tej wizyty.
- Czy nie możesz używać drzwi jak cywilizowani ludzie - powiedziała do kobiety. Stając z podłogi i mierząc swoją siostrę spojrzeniem.
- Och kochana, nie jestem zwykłym człowiekiem. Zresztą ty też nie - powiedziała do mojej mamy. My z Davidem i Damonem poszliśmy się bawić. Kiedy dorośli się kłócili. Pod koniec tej kłótni moja matka wykrzyczała, że jeśli nie umie jej siostra nie umie dostosować się do zasad panujących tym świecie lepiej będzie gdyby nas nie odwiedzała. Bo ona chce dać nam normalne życie jakie prowadzą ludzie. Mojej mamy siostra powiedziała, że skoro tak chce niech jej nie prosi o pomoc po czym zawołała chłopców i zniknęła.
- Lepiej będzie jak dziewczynką zablokuję moce. Niech mają normalne życie takiego jak ja nie miałam. Będą też bezpieczne, bo łowcy ich nie namierzą - powiedziała nasz rodzicielka."

Czyli to był dzień kiedy po raz ostatni widziałam Davida i Damona. Jednak to nie był koniec. Bo po tej wizji napłynęła zaraz druga.

''Widziałam siebie i Mad jak mieliśmy dwanaście lat jechaliśmy samochodem razem z mamą. Za szybą samochodu panowała straszna ulewa. Z Mad siedzieliśmy z stył. Nasza mama skupiała się w drodze, a my jej w tym nie przeszkadzaliśmy. Ja wyglądałam no obrażoną, a Mad była zajęta swoim telefonem.
- Ale mamo - zaczęłam jednak ta spojrzała na mnie w lusterku.
- Noelle nawet nie zaczynaj rozmawialiśmy już na ten temat i nie zmieniłam zdania - powiedziała do mnie. Podniosłam się samochodzie by być bliżej niej. W tedy też dostrzegłam coś na drodze jakby kształt człowieka. Kobiety... Widziałam jej ruch dłonią, który mama również musiała zauważyć. Po spojrzała na mnie i Mad również wykonała ruch dłonią ale inny. Chwilę później siedziałam na siedzeniu i byłam zamknięta, a nasz samochód koziołkował. Słyszałam krzyk swoje jak i też Mad oraz mamy. Gdy samochód się przestał się obracać. Spojrzałam na mamę, która wyglądała strasznie.
- Odeślę was do domu. Nie będziecie pamiętać, że jechaliście ze mną i co się stało - powiedziała, a ja widziałam, że ten kształt kobiety się zbliżał do samochodu. Jednak nim się zbliżył byliśmy w domu."

     Nie mogłam uwierzyć, że tamtego dnia byłam z mamą w tym samochodzie. Teraz wierzyłam, że tata mówił rację iż to nie był wcale wypadek. Ktoś celowo zepchnął nas z drogi po czym wykończył mamię. Miałam opłynąć w trzecią wizję gdy poczułam jak, ktoś mnie szarpie. W tedy też otworzyłam oczy i zobaczyłam Damona nad sobą.
- Wstrzymaj się na razie z rzucaniem zaklęć gdy nie poznasz, jak o nie działają. Po za tym tego eliksiru piję się jeden łyk, a nie całą buteleczkę. Mogłaś się nigdy nie obudzić - powiedział do mnie. Słuchałam go piąte przez dziesiąte ciągle miałam przed oczami to co widziałam w tych dwóch wizjach. Jakim cudem nie pamiętałam ich?
- Jak można komuś wymazać wspomnienia? Sprawić by nie pamiętał albo zablokować moce- spytałam się jego. Damon chwilę popatrzył na mnie jakby rozważał czy w ogóle odpowiedzieć na to pytanie. Jakby spodziewał się, że ja będę chciała kiedyś tego spróbować.
- Jest to dość łatwo jeśli się ukończyło szkołę. Bo jeśli spróbuje tego nie doświadczony czarodziej może wymazać zbyt wiele lub też może nawet wprowadzić w śpiączkę drugą osobę - powiedział po chwili milczenia. - Chodź na obiad, bo wszyscy czekają na nas. Noelle mogłabyś nie mówić o tym swoim ojcu, nie będzie zadowolony, a nie chce znowu się z nim sprzeczać - ostanie zdanie powiedział już przy drzwiach. Wykonując przy tym gest jakby się drapał się po głowie.
- Szczerze nie zamierzałam nikomu o tym mówić. Tak jak o ksiedzę jeśli ty nikomu nie powiesz ja również będę milczeć - powiedziałam do niego. Teraz gdy wiedziałam, że mówił prawdę, że kiedyś się spotykaliśmy. Skinął głową po czym oboje zaszliśmy na dół. Rzeczywiście wszyscy czekali już na dolę na stole stał wielki garnek z Chiry potrawą, która tacie najlepiej wychodziła. - Nie wierzę, że gotowałeś - zwróciłam się do ojca. Bo nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam go gotującego.
- No wiesz skarbie gdy jestem rozjazdach nie mogę żyć wiecznie na budkach z jedzeniem - powiedział do mnie z lekkim uśmiech - Siadajcie bo zaraz ostygnie - powiedział po czym wziął talerz i nałożył mi jedną porcję. Tym razem przy obiedzie panowała całkowicie inna atmosfera niż przy śniadaniu. Wujek dowcipkował opowiadał dowcipy, a inni się śmiali. Czasem też wujek rzucił coś śmiesznego z ich młodość. Dowiedziałam, się, że wujek i ojciec są również bliźniakami tak jak ja i Mad. Po obiedzie razem wszyscy pozmywaliśmy i posprzątać po obiedzie. Gdy posprzątaliśmy przenieśliśmy się na basen za ogrodem bowiem było tak ciepło, że to było idealna pogoda na chlustanie się w wodzie. Na które ubrałam bikini dwuczęściowe dół z wysokim stanem Pin Up oraz wzory i czarną najzwyklejszą górę wiązaną na szyj. Położyłam się na jednym leżaku ojciec i wuja siedzieli nie daleko basenu i pili piwo. Natomiast Damon i Matthew ścigali się w basenie, który z nich zrobi więcej długość w basenie. Obserwowałam to ich ale szybko mi się znudziło postanowiłam poczytać książkę i trochę się po opalać. Tak na basenie minęło więcej część później zrobiło się późno i trzeba było wracać do domu. Ubrałam się powrotem sukienkę po czym zaczęłam robić kolację. Pomagali mi przy tym Damon i Matthew. Między czasie zauważyłam, że wczoraj dzwoniła do mnie Mad. Nie wiem czemu wcześniej nie spojrzałam na telefon. Dlatego postanowiłam od razu do niej oddzwoni by dowiedzieć się co tam u niej się dzieję. Dzisiaj mieliśmy zaplanowanego girla więc też włączyłam na głośnik by spokojnie móc szykować sałatkę. Madeline odebrała od razu.
-  Cześć siocha – odezwała się moja siostra. Szczerze myślałam, że nie będę mieli tam telefonu. Zresztą też liczyła, że złapie mnie poczta niż odbierze. Bo nie wiedziałam jak wyjaśnić to, że nie odebrałam wczoraj ani też nie dzwoniłam cały dzień.
- Cześć... Wybacz, że nie zadzwoniłam wcześniej ale dopiero teraz wzięłam telefon - powiedziałam zgodnie z prawdą. Widziałam jak Matthew wywraca oczami za co dostał przyjacielskiego kopniaka w piszczel, no bo ręce miałam zajęcia.
- Jakoś to przeżyje.. Może. Co robisz? - odpowiedziała. Odetchnęła takim typowym ,,UF" jak tych kreskówkach, że nie wypytuję mnie co się działo, że nie odbierałam. Pamiętałam, że gdzieś tam Damon wspomniał, że nie należy o magi wspominać ludziom, którzy nie mają z nią nic wspólnego.
- Ktoś musi robić kolację, bo jak zwykle w domu pełno leni - widziałam spojrzenia chłopaków oraz ich komentarze więc powiedziałam ciszej tak by tylko oni słyszeli, że ich to się nie tyczy i pokazałam na ogród gdzie ojciec i wuja rzucili się na przygotowanie altany. Chociaż nie ma co tam robić więc pewnie dalej piją piwo i gadają o głupotach.
- No właśnie słyszę że harmider masz. Co tyle ludu tam? - powiedziała Mad nie wiedziałam jak mam jej to powiedzieć. Zresztą musiałabym wspomnieć o zaklęciu jakie rzuciła na nas nasza mama, że wymazała nam część wspomnień. Jednak obiecałam Damonowi, że nikomu o tym nie powiem, bo bym musiała wyjaśniać skąd to wiem.
- Zjazd rodzinny, a ja robię za kucharkę - powiedziałam jednak zaraz dodałam by nie dostać od chłopaków z jakiego dipu, który oni przygotowywali bądź marynaty do karkówki. - Sorry ja oraz Damon i Młody.
- Rodzinka Bastiena i Davida? - czyli wyglądało na to, że Madeline wiedziała więcej niż myślałam. Damon powiedział, że pewnie David jej powiedział. Zresztą też musiała się zajrzeć po nazwisku Bastiena. Wuja wspominał, że jest na tym samym obozie co Mad.
- Tak ojciec i brat Bastiena i brat Davida - powiedziałam skoro wiedziała to czemu miałam jej nie powiedzieć kto dokładnie tutaj się znajduję. Bo wątpię by wiedziała o Edwardzie czy też o drugim bracie ojcu i dziadku, którzy należą do Tygrysów.
- I nasza rodzinka się okazało że jest okazała. Ech.. Ciekawie - mało powiedziane, że okazała ale tą wzmianką poczekam. Zamiast tego powiedziałam...
- Nie tylko okazała ale przepełniona testosteronem.
- Ale mówię Ci jaki ten testosteron jest przystojny.. Mmmmm - chłopacy jak jeden mąż zaczęli się śmiać, a ja szybko złapałam telefon i wzięłam go do ręki.
- Ty tylko o jednym ale wiesz, że ci słyszą bo mam na głośnik - powiedziałam wyłączając głośnik by Mad nie klapnęła jeszcze czegoś głupiego. Chociaż to trzeba przyznać, że nasza rodzina jest dość urodziwa. Mogli by śmiało startować to TOP MODEL.
- Ups.. sorki. To ja zamilknę, bo zrobię z siebie jeszcze większego błazna niż przed Davidem który co nieco umie czytać - ja już tam się domyślam, co tam mógł sobie wyczytać z głowy Mad. Zwłaszcza, jak ta wypatrzyła jakiegoś fajnego chłopaka.
- Nie mogę się do czekać aż wrócisz, bo zaczyna mi brakować wkurzającej siostry - powiedziałam do niej, bo cholernie mi brakowało jej dziwnego poczuci humoru oraz zaczyna mnie wkurzać to, że jestem jedyną dziewczyną w domu.
- Dobra dobra nie podlizuj się, a możesz wziąć i wyjść na chwilę na ogródek? - powiedziała Mad widocznie nie chciała znowu z czymś wyskoczyć zresztą nie wie, że ja wyłączyłam już głośnik.
- Chwileczkę - powiedziałam po czym wyłączyłam na chwilę mikrofon w smartfonie po czym. - Ja zaraz przyjdę i skończę te sałatkę tylko nie roznieście mi kuchni - zwróciłam się do chłopaków ci odpowiedzieli mi, że bez obaw niczego nie zniszczą. Po czym wszyłam przed dom, a nie na ogródek. Bo z tyłu był ojciec i wuja - Okej już - powiedziałam do siostry po włączeniu mikrofonu.
- No to teraz opowiadaj co u ciebie, bo ptaszki mi śpiewają - powiedziała moja młodsza siostrzyczka Mad. Wiedziałam, że mówi o David, który pewnie dowiedział się od Damona. Więc moja pierwsza myśl była, że zabiję Davida iż powiedział Mad oraz Damona, że powiedział bratu. Gdy mi zabronił mówić mojej najlepszej przyjaciółce ale jeszcze go przekonam.
- Nie wiem co mówił cię te ptaszki ale u mnie wszystko dobrze - powiedziałam mojej siostrze. Nie chciałam nic zdradzać przez telefon, bo to nie rozmowa przez telefon. Zresztą ktoś może podsłuchiwać te rozmowę na przykład ta kobieta, która zabiła mamę. Pamiętam jej twarz z moich przywołanych wspomnień. Widziałam ją przez sekundę za nim matka nas odesłała do domu.
- No dobra, a ogólnie poznałam chłopaka – wiedziałam, że kogoś poznała, bo co innego mógł by wyczytać David z jej myśli. Czasem mam wrażenie, że Mad ma jakiś radar na chłopaków.
- Fajnego? – zapytałam, a w myślach miałam znowu kolejny, który to już w tym miesiącu. Zresztą nawet nic nie zaczęła jeszcze z Matthewem z tym od motoru. Byłam pewna, że na pewno znalazł się na jej liście.
- Szczerze to jeszcze nie wiem, gadałam z nim dwa razy. Powiem Ci jak lepiej go poznam - eh czyli normalka. Ledwo poznała chłopaka, a już w nim zauroczona. Miałam ochotę zrobić ,,O la Boga co z tej dziewczyny wyrośnie".
- I od razu zakochana? – zapytałam z kpiną w głosie, bo jak można tak od razu twierdzić, że ktoś nam się podoba. Nawet go nie znając...
- Nie powiedziałam zakochana, tylko że poznałam chłopaka różnica. Znowu chcesz mi prawić kazanie? To zmienię temat. Straciłam laptopa - powiedziała Mad. Nie no ojciec ją zabiję zresztą nie dawno jej go kupił. Jednak ciekawiło mnie jakim sensie straciła tego laptopa.
- Tata Cię zabije - powiedziałam do niej bez żadnych grudek. Niech wie, że ojciec na pewno nie będzie zadowolony z tego powodu iż straciła laptopa. Nie coś drobnego co łatwo można zastąpić. Wręcz przeciwnie takie rzeczy kosztują.
- Nie po prostu kupi mi nowego - ta już widzę jak kupuje jej nowego zwłaszcza, że zabrał jej kieszonkowe. Wątpię by tak chętnie kupił jej nowego. Zresztą laptopy nie są tanie. Co Mad myśli, że tata w garażu trzyma kurę co znosi złote jaja?
- Pamiętasz że masz odcięte kieszonkowe? - przypomniałam siostrze, bo chyba na tym obozie zapomniała, że jest odcięta od kasy.
- Dlatego powiedziałam że on mi kupi a nie ja – stwierdziła, jakby to nie było to samo.
- A czy to nie oznacza odcięcia od nowych rzeczy? – stwierdziłam bardziej do siebie niż do niej, bo wiedziałam, że z pewnością albo mnie słucha albo odsunęłam słuchawkę.
- Nie wiem bo chcę się po niego włamać - powiedziała po chwili milczenia. Czyli jednak oni jej zabrali? Czyli nie straciła po prostu zabrali jej bo tak mają regulaminie. Dziwnę, że telefonu jej nie zabrali. Zresztą ojciec coś tam mówił, że tam odcinają młodzież od technologi i Mad powinno to wyjść na dobre. Ale nie... ta nie zamierza się podporządkowywać tylko jeszcze bardziej wpakowywać się kłopoty.
- A oddadzą ci na koniec tego – chciałam wybić jej ten pomysł głowy. By nie wpakowywała się większe bagno. Już teraz policja ma powody by się nią interesować, ale nie. Ona zamiast trochę się wyciszyć jeszcze bezgłośnie krzyczy do nich ,,Mam was w dupie spróbujcie mnie tylko zamknąć".
- No ale mniejsza z tym. Pobiłam się z dziewczyną – powiedziała znowu zmieniając temat. Czyli wiedziałam od razu, ze włamię się tam by odzyskać tego laptopa. Jednak miała dziwne wrażenie, że nie skończyła zdania.
- I co dalej bo słyszę że nie skończyłaś? – spytałam się jej, no dalej Mad powiedz to co chcesz nie zmuszaj mnie bym się ciebie o wszystko wypytywała.
- I podpaliłam kosz.. Siłą woli - czyli moja siostra również ma moc i to nie byle jaką. Tylko panowanie nad ogniem. Ciekawe czy tą mocą również by mogła zabić jak ja swoją. Raczej tak jakby kogoś podpaliła i ten nie zdążył by się ugaść.
- Eh dać ci panowanie nad ogniem, a już bawisz się pirotechnika - powiedziałam do niej. Trochę pouczająco, chociaż zastanawiało mnie czemu w moich wspomnieniach potrafiła przesuwać przedmioty siłą woli, a nie władać ogniem. Muszę o to spytać Damona w końcu on miał wspomnienia z tamtego czas. Mu nikt nie zabrał jak nam.
- No widzisz siostra nawet bez scyzoryka jestem groźna, a teraz wracając. Wiem że ty też miałaś niezłą przygodę, więc opowiadaj ja mam duuuuużo czasu. – oznajmiła Mad.
- Ja niczego nie podpalałam - powiedziałam od razu tak. Jednak zaraz domu wyszedł Damon wołając, że wszystko prawie gotowe. - Sorry Mad ale muszę leć kolacja już gotowała, a po niej umówiłam się z Perth - powiedziałam i się rozłączyłam, że się jej tłumaczę ale miałam to gdzieś. Chciałam wymigać się od mówienia od tego co ja zrobiłam. Bo nie było czym się chwalić.
     Poszłam na tego girl, po czym na którym poinformowała, że dzisiaj nie będzie mnie na noc, bo chce spędzi noc z przyjaciółką sam na sam. Cóż nikt specjalnie nie przeciwstawiał się temu. Ojciec rzucił bym była ostrożna, a Damon abym jej nic nie mówiła. Spoko jeszcze jej nie powiem ale nie dalekiej przyszłość zamierzam jej powiedzieć o tym. Nie będę miała tajemnic, przed moją BBF. Nie na tym polega przyjaźń.
     Po girlu spakowała ubranie na jutro i inne niezbytne rzeczy na nocowanie pod namiotem. Z Pertheiną umówiłam się na miejscu. Kawałek podjechałam samochodem, by rano mieć gdzie wszystko schować. Namiot i tym podobnym aby nie musieć wstępować do domu tylko od razu pojechać do szkoły. A ten kawałek od parkingu przy sklepie do fordu mogę się spokojnie przejść. Mogłabym pojechać pod sam ford samochodem ale szkoda mi mojego zawieszenia. Zresztą co to jest osiem kilometrów. Pertheina była już na miejscu i czekała na mnie więc rozłożyłyśmy namiot. Chwilę po plotkowaliśmy, a następnie poszliśmy spać.

***


     Świetnie spało się w namiocie. Żałuję, że nie pomyślałam o tym wcześniej. W końcu już dawno temu dobrze mi zrobił taki wypad. Jednak szkoda, że tylko w dwie nocowaliśmy. Bo pomyśleć co było gdyby było nas więcej. Większa frajda z gry w karty i innych. Trzeba będzie kiedyś zorganizować taki wypad z moją paczką i Mad oraz z kuzynami. Rano obudził nas budzik, jednak już nie spałam za nim on zadzwonił. Po prostu czekałam aż zadzwoni. Myśląc czy w ogóle było by realne gdybym ja i Madeline się dogadały oraz nasi znajomi. Obracamy się w różnych towarzystwach moi znajomi są bardziej poważni, poważnie myślą o życiu. No przynajmniej Perth i Xavier, bo ich brat niby myśli o studiach i przyszłość ale uważa, że czasem należy wyjść na imprezę. W sumie przeciwieństwa się przyciągają więc może uda nam się. Pierw jednak my musimy się dogadać. Nim zaczniemy cokolwiek robić. Wczoraj przygotowałam ubranie na dzisiaj oraz książki do szkoły. Więc przebrałam się w nie, a następnie wraz z Perth zjadłyśmy nasze śniadanie, które również było wcześniej przygotowane. Tylko wodę, na herbatę podgrzałam nad ogniskiem. Między czasie odczytałam wiadomość od ojca, które chyba zapełniły mi całą skrzynkę.

,,Wszystko jest okej… Właśnie szykujemy się do szkoły widzimy się później. Kocham i całuję ale na litość boską nie zapełniaj mi skrzynki :*”

Napisałam do niego. Zastanawiając się jaka różnica jest między biwakiem w lesie przy starym fordzie, a zostawaniem samemu na tydzień w domu. Bo w końcu jakoś nie martwi się gdy wyjeżdża na te wszystkie służbowe wyjazdy. A jak raz na ruski rok zorganizuję biwak z przyjaciółką. Wysyła mi setkę SMS bym uważała oraz czy wszystko porządku i tym podobnym.
- Moja mama również nie oszczędzała telefonu – powiedziała Perth spojrzałam się na nią, bo również trzymała swój telefon w dłoń. No tak jednak nie tylko mój ojciec tak ma. Jak będę miała własne dzieci postaram im się ufać i nie szaleć gdy wyjdą z domu na noc. Postaram się bo nie wiem jak to będzie z emocjami.
- Eh ci rodzice… Jednak nie myślmy o nich. Chodź schowamy wszystko do skrzyni w fordzie i idziemy na lekcję – powiedziałam do niej trochę zazdroszczę, że Mad jest na jakimś obozie i nie musi wcale odrabiać lekcji a tym bardziej nie będzie musiała tego nadrabiać. Eh ta dopiero ma życie… Razem złożyliśmy namiot oraz inne rzeczy i schowaliśmy do skrzyni. Którą Pablo umieścił w fordzie by każdy z nas mógł do niej schować potrzebne rzeczy. Były w niej różne rzeczy między innymi: zapalniczki, latarki i wiele innych rzeczy mniej potrzebnych czy bardziej. Gdy namiot, śpiwory oraz materace były złożone i schowane do skrzyni zamknęłam ją swoim kluczem. Po czym wraz z Perth poszliśmy do szkoły.
     Pierwsze dwie lekcje minęły w miarę spokojnie, to znaczy nie widziałam nigdzie Amy i jej świty co już było sukcesem. Językoznawstwo nic szczególnego poza tym, że zapomniałam książki i musiałam się męczyć z kserem na korytarzy, który więcej kasy mi zjadł niż to było wartę. Przynajmniej jakaś nauczka, że zawsze należy nosić książki, bo innym wypadku wydasz więcej na ksero niż na książkę. Eh… Podobno on tak ma już od dawna, a uczniowie zgłaszają to niestety dyrekcja nic z tym nie robi. Bo dla nich liczy się tylko sport i sukcesy. Potrafią wydać więcej na sprzęt sportowy i nową salę gimnastyczną, że zapominają iż należy zainwestować w coś innego. Na przykład w bibliotekę, którą zalewa przy każdym większym deszczu. Chociaż pani z biblioteki robi wszystko by temu zapobiegać. Kładzie wiaderka gdzie tylko kapie aby uratować książki.  Jednak wracajmy do tematu, tak więc… Pierwsza lekcja minęła bez większych komplikacji nie licząc upartego ksera. Natomiast druga to była algebra myślałam, że usnę na niej. Bo nauczyciel musiał wziąć swoją klasę i mieliśmy połączone z młodszym rocznikiem. Razem z nimi rozwiązywaliśmy zadania z ich podręcznika. Niestety czekała nas druga godzina algebry. W czasie której wyszłam z klasy do łazienki gdy wpadła na mnie wystraszona Alexis.
- Hej byś uważała co? - powiedziałam do niej jednak wystarczyło jedną spojrzenie na dziewczynę, by wiedzieć iż bez powodu nie biegła. - Alexis? Prawda? Co się stało? - dodałam po chwili. W końcu znałam dziewczynę, no tak jakby była przyjaciółką Mad nie moją ale skoro nie ma tutaj Mad. To może ja jakoś pomogę zwłaszcza, że wyglądała iż potrzebowała tej pomocy.
- Tak… Steven… On i jeszcze jeden chłopak… - próbowała mówić ale strasznie się trzęsła i trudno było złapać jej powietrze. Złapałam ją delikatnie za ramiona po czym spojrzałam na nią.
- Uspokój się i spróbuj mi powiedzieć co się stało Stevenowi i temu drugiemu chłopakowi. Tylko spokojnie – powiedziałam by ją trochę uspokoić, bo nic nie rozumiałam, co ona mówiła.
- Oni są w łazience nieprzytomni chyba coś wypili. Musisz im pomóc – powiedziała na jedynym wydechu. ,,Chyba coś wypili?” Najbardziej zaciekawiło mnie to zdanie. Czyli ona nie wie co im jest. Jednak przerażające było to, że byli nie przytomni. Trzeba im jak najszybciej pomóc.
- Idzi do sekretariatu i powiedz im co się stało i żeby wezwali karetkę, a ja pójdę zobaczyć co u chłopaków – powiedziałam do niej. Ta tylko skinęła głową po czym pobiegła w stronę sekretariatu szkolnego. Ja natomiast pobiegłam do łazienki gdzie zastałam chłopaków. Steven w ogóle nie reagował ten drugi coś mamrotał, żeby kosmici go zostawili. Był przytomny chyba miał omany.
- Hej słyszysz mnie. Musisz powiedzieć mi co wypiliście… To ważne – mówiłam do niego powoli spokojnie próbując jakoś do niego dotrzeć. Jednocześnie sprawdzając puls blondyna. Jednak nie mogłam robić dwóch rzeczy naraz. Zwłaszcza, że znajomi Stevena, Uderzył mnie i odepchnął od chłopaka.
- Zostaw nas! Nie dam ci zjeść mózgu mojego kumpla!! - krzyczał gdy próbowałam go wyminąć, bo naprawdę było źle z kumplem Mad.
- Spokojnie wcale nie chce zjeść mózgu. Jestem Noelle chce wam pomóc – próbowałam dojść do chłopaka. W tej samej chwili do łazienki wpadł wicedyrektor oraz dyrektorka.
- Co tutaj się dzieję?! Co z nimi? - krzyczeli jeden przez drugiego. Znajomy Stevena krzyczał, żeby go zostawili on nie da się pokroić.
- Wypili jakieś świństwo. Jeden nie kontaktuję, a drugi ma jakieś omany. Może pan go odciągnąć od Stevena. Chce mu puls zmierzyć ale ten mi nie pozwala – powiedziałam w stronę wicedyrektora. Ten ruszył się z miejsca i gdy udało mu się odciągnąć go od chłopaka podeszłam do niego. By zmierzyć puls był bardzo słaby prawie nie wyczuwalny – Gdzie ta karetka?
- Jadą powiedzieli, że piętnaście minut będą – odpowiedziała dyrektorka za nią stała Alexis. Bałam się, że nie mamy tyle czasu. Bałam się, że nie dojadą na czas. Musiałam zacząć go reanimować. Jeśli miał przeżyć.
- Alexis sprawdź ich rzeczach czy nie mają jakieś butelki czy woreczków po tym co zażyli. Pani może mi pomóc – powiedziałam do nich, bo wicedyrektor był zajęty trzymaniem drugiego z uczniów. W myślach powtarzałam ,,Co za debile” oraz ,,Proszę nie umieraj mi tutaj”. Nie chciałam by Mad wróciła z obozu i dowiedziała się, że jej kolega nie żyję. Zresztą bałam się, że gdyby nie pojechała na ten obóz to ona mogłaby tutaj leżeć. Gdy tylko dyrektorka zajęła miejsca zaczęłam reanimować. Nie przestawałam nawet gdy Alexis znalazła jakąś dziwną butelkę. Robiłam przerwy tylko wtedy gdy dyrektorka wpuszczała powietrze. Odsunęłam się od Stevena dopiero gdy do łazienki weszli sanitariusze, jeden z nich zajął miejsce pani dyrektor, a drugi poczekał aż skończę reanimować i mnie zastąpił. Gdy oni reanimowali go oparłam się o ścianę byłam wykończona jednak nie spuszczałam ich z oczu. Ulżyło mi gdy stwierdzili, że chłopak zaczął oddychać. Przenieśli ich na nosze i zabrali do karetki.
- Chodź pojedziemy za nimi – powiedziałam do Alexis, która skinęła głową. Po czym pobiegłam do klasy i nie mówiąc nic nauczycielowi chwyciłam torebkę i wrzuciłam w szybko książki by następnie wybiegnąć z klasy. Droga do szpitala trwała zdecydowanie za długo. Musieliśmy jechać do sąsiedniego miasta. Bo w naszym była wyłącznie przychodnia, która nie miała sprzętów by ratować tym głupcom życie. W szpitalu nic nie chcieli nam powiedzieć, aż przyjechał opiekun Stevena. Rozmawiał z Alexis do mnie w ogóle nie podchodził. Jakieś dwie godziny czekania na przychodni przyjechał mój ojciec. Wtedy też okazało się, że Steven musi być operowany, bo w innym wypadku straci wzrok. Michael podpisał zgodę. W szpitalu siedzieliśmy do wieczora próbowałam dodzwonić się do Mad. Jednak jej telefon był wyłączony próbowałam kilka razy. Nagrałam się jej na pocztę. Damon zaproponował, że przeniesie się do obozu jej powie. Powiedziała, że nie ma takiej potrzeby. Najwyżej odsłucha wiadomość. Pod wieczór ojciec stwierdził, że muszę odpocząć i czas wracać do domu. Chodź próbowałam protestować to na nic się zdało w obliczu Damona i ojca po przeciwnej stronie. Pożegnałam się z Alexis, opiekunem Stevena i pojechałam do domu. Nie pamiętam powrotu do domu, bo co jakiś czas zamykały mi się oczy. Miałam za sobą trzy dni, a ten tydzień wcale nie zapowiadał się na lepszy. Gdy zamykałam oczy ciągle miałam dziwny sen, że to nie Steven jest w szpitalu tylko ja oraz, że jakiś znajomi – nieznajomi wchodzi do sali i mówi, że nie jestem tutaj bezpieczna. Miałam wrażenie, że go znam chociaż jego twarz była jakby zamglona. Nie potrafiłam stwierdzić kim tak naprawdę on jest. Przemawiała przez niego taka czułość, gdy podnosił mnie na ręce i wynosił z sali, a w jego ramionach czułam się bezpieczna. Jednak zawsze budziłam się w tym samym miejscu jak drzwi za nami się zamykają, a przez szybę widzę innych ludzi wchodzących z bronią w ręku do mojej sali. Ciekawiło mnie kim jest ów mężczyzna, który mnie uratował oraz co ja robiłam w szpitalu. Modliłam się w duchu by to nie był jakiś sen proroczy tego co ma się wydarzyć. W domu nie starałam się o nim nie myśleć tylko od razu poszłam pod prysznic by zmyć siebie zapach szpitala. To przez niego śnią mi się głupoty, a nie jakieś sny proroka. Ta jeszcze co może? Po prysznicu poszłam spać wtedy dopiero poczułam jak naprawdę jestem zmęczona.


Perspektywa Madeline

      Rano obudziła mnie kłótni w pomieszczeniu i oczywiście jak można było się domyślić były to dziewczyny, które kłóciły się o łazienkę. Emily próbowała otworzyć drzwi, a Anastazja krzyczała z toalety że jeszcze chwilę.
- Siedzisz już tam dobre pół godziny wpuść mnie! - krzyczała lala, a ja wstałam z łóżka wzięłam z szafki moje ulubione spodnie. Czarną bluzę z kośćmi, czarny sportowy stanik i do tego botki oraz złote kolczyki. Dziewczyna spojrzała na mnie a ja zabierając kosmetyczkę powędrowałam do pokoju chłopaków. Otworzył mi zaspany Josh i zerknął na rzeczy które trzymam w ręku.
- Mogę skorzystać z łazienki? – zapytałam z lekkim uśmiechem. Spojrzał mi w oczy i wpuścił do pomieszczenia. Reszta chłopaków jeszcze spała więc po cichu poszłam do toalety i przebrałam się. Wychodząc podziękowałam chłopakowi, który się uśmiechnął i szepnął mi, że poleca się na przyszłość. Wróciłam do siebie gdzie w tym momencie w toalecie siedziała Emily. Uśmiechnęłam się lekko do Any.
- Nie wiesz kto ma dzisiaj dyżur w kuchni? – zapytała po chwili.
- Nie. Dzisiaj się dowiemy przed śniadaniem – odpowiedziałam i schowałam swój telefon do kieszeni a do drugiej paczkę fajek i zapalniczkę. Nie udało się Alise ich skonfiskować z czego się cieszę. Włączyłam laptopa i spojrzałam która godzina. Była już 7 więc napisałam na facebooku wiadomość do moich przyjaciół czy wszystko u nich w porządku i czy mogą co jakiś czas spojrzeć na moją siostrę w szkole czy nie wdaje się w żadne kłótnie z Amy. Alexis odpisała mi że nie ma sprawy i życzy miłej „zabawy” oraz żebym pozdrowiła Petera. W tym czasie Emily wyszła z łazienki i z szeroko otwartymi oczami spojrzała na mojego laptopa.
- Przecież nie wolno mieć laptopów – oskarżyła mnie. Zerknęłam na nią i się uśmiechnęłam.
- Ja tego wolno nie wniosłam. Wręcz sam wleciał. Przez okno – zaśmiałam się, a Anastazja mi zawtórowała.
- Zobaczymy co na to opiekunka? - zagroziła mi podchodząc do drzwi. Szybko wstałam i pociągnęłam ją za rękę do tyłu tak, że się przewróciła.
- Jeśli szepniesz chociaż słówko to obiecuje Ci że wylecisz przez to okno jeszcze szybciej niż laptop tu wlatywał. Jasne suko? - powiedziałam ostro, a ta tylko się na mnie patrzyła. – Jasne?! - wrzasnęłam na nią a ta pokiwała lekko głową. – No mam nadzieję że się zrozumiałyśmy – oznajmiłam i odłożyłam laptopa spowrotem pod łóżko – Ana idziesz na świetlice? - zapytałam moją nową koleżankę. Ta podbiegła i wyszła z sypialni. Ruszyłam za nią. Wchodząc do jadalni zobaczyłam że jest rozstawiony włoski stół, więc podeszłam i wzięłam kromkę chleba i zrobiłam sobie kanapkę. Do tego wlałam sobie gorącą herbatę. Usiadłam przy oknie i zaczęłam przez nie wyglądać. Budynek w którym się znajdowaliśmy był ogrodzony siatką z drutem kolczastym i co parę metrów były jeszcze po włączane światła. Hhmm.. Zastanawia mnie jedna sprawa. Czemu ta głupia książka znajdowała się u nas. Przecież gdyby nie była ważna to by tata ją wyrzucił i dlaczego wgl zaczęłam czytać tą głupią rymowankę razem z siostrą. Przecież nie bawi mnie zabawa we wróżki, a wtedy czułam po prostu że muszę się przyłączyć. Intuicja mi podpowiadała że to bardzo ważne. Głupota prawda? I czemu w ogóle siostra nie dawała mi wczoraj znaków życia? Chyba zauważyła że do niej dzwoniłam, ale nie. Ani jednego połączenia. Wwwrrr… Jak ja tego nie lubię. Zwłaszcza  teraz gdy wiem, że ten chłopak… Echhh… Czy to wszystko musi dziać się właśnie nam? No dobra dość tego rozmyślania wróćmy do rzeczywistości. Rozejrzałam się po Sali i zauważyłam że dość dużo osób już przyszło, a w moją stronę, szedł Peter z Gabrielem. Nigdzie nie widziałam Josha, ale jakoś nie bardzo mi zależało na jego pobycie tutaj. Po paru minutach gdy w pomieszczeniu byli już wszyscy przyszła tutaj również właścicielka i nasi opiekunowie.
- No dobrze zebraliśmy się tutaj już wszyscy, a więc wytłumaczę parę reguł. Przede wszystkim brak używek i elektrycznych urządzeń typu laptop, tablet, komórka, więc jeśli posiadacie to proszę oddać niezwłocznie, bo jeśli usłyszymy że macie, ale się nie przyznaliście będą za to kary. Tak samo jak za dobre rzeczy nagrody – mówiła właścicielka.
- Będziemy traktowani jak psy!!! – ktoś krzyknął z tyłu Sali a wszyscy mu zawtórowali.
- Proszę o ciszę. Dzisiaj za godzinę będzie wywieszony harmonogram kto ma dyżury w kuchni. A za moment gdy skończycie jeść zaczną się pierwsze zajęcia. Czyli każdy wraz ze swoim opiekunem uda się do swoich busów oni wam wszystko tam wyjaśnią. Życzę smacznego – skończyła mówić i wyszła, a ja chciałam iść w jej ślady ale złapał mnie za rękę Peter. Spojrzałam na Niego, a ten szepnął żebym poszła do nich na chwilę. Kiwnęłam głową i zrobiłam to o co prosił. Usiadłam na jego łóżku i zaczęłam przyglądać się meblom które stały u nich. Były z ciemnego drewna ze złotymi końcówkami. Po chwili do pomieszczenia wszedł Pet.
- Co chciałeś? – zapytałam go, a ten podszedł do mnie i spojrzał w stronę okna.
- Od rana nie widziałem Josha. Wstałem a on akurat wychodził z pokoju, a na świetlicy go nie było – oznajmił mi, a ja się zdziwiłam.
- A co mnie to? Jego życie jego sprawa – oznajmiłam a ten spojrzał mi w oczy.
- Widziałem jak na Niego patrzysz Mad – powiedział, a w tym momencie do pokoju weszła nasza opiekunka.
- Proszę zejść na dół bo zaraz wyjeżdżamy – oznajmiła – już was ostrzegałam macie się trzymać zdala od siebie – zmierzyła nas wzrokiem, a ja wstałam i poszłam do siebie. Zabrałam telefon, scyzoryk i fajki i zeszłam na dół do autobusu, który był już zapełniony, ale Peter zajął mi miejsce obok siebie.
     Pojechaliśmy na jakiś plac gdzie nasza wspaniałomyślna pani dała nam wiadra, grabie, szczotki i rękawiczki. Oczywiście ja Peter, Joshua i Gabriel od razu rzuciliśmy wszystko i zaczęliśmy spacerować i rozmawiać.
- Od kiedy zadajesz się w większości z chłopakami? – zapytał Gab, a ja się uśmiechnęłam.
- Od zawsze, a tak na serio to sama nie wiem po prostu w takim otoczeniu lepiej się czuję i czuję się zauważana nie to co przy rodzinie – oznajmiłam.
- Jak to? – zapytał Joshua. Zerknęłam na Niego, a ten lekko się uśmiechnął.
- No więc mam siostrę bliźniaczkę dwujajową Noelle, która urodziła się parę minut wcześniej i to ona jest ta mądrzejsza, dojrzalsza, milsza i w ogóle naj, a ja to ta niechciana, zbuntowana, głupia, niemiła i wgl najgorsza. Także zawsze próbowałam na siebie zwrócić uwagę rodziny i znaleźć sobie takie osoby za które oddałabym życie a oni za mnie – skończyłam mówić i usłyszałam krzyk jednej z dziewczyn na placu. Podbiegliśmy tam i zobaczyłam jak dwie dziewczyny się kłócą i szarpią, a opiekunka próbowała je rozdzielić, ale w końcu dopiero dwóch chłopaków udało się je od siebie oddalić.
- Dlaczego się pobiłyście? – zapytała.
- Nie musimy Ci się tłumaczyć! – odpowiedziała Anastazja, która biła się z Emily.
- Bo chciałam powiedzieć pani o sekrecie tych dziewczyn – odezwała się lizuska a ja do niej w tym momencie doskoczyłam i szarpnęłam ją za włosy do takiej pozycji że prawie się lalunia przewróciła.
- Ostrzegałam cię pizdo – szepnęłam jej do ucha, a katem oka zauważyłam że jeden z tych chłopaków co rozdzielał dziewczyny ruszył w moją stronę, ale Joshua zastąpił mu drogę.
- Madeline zostaw ją!! I to natychmiast! – krzyczała opiekunka, ale miałam ją gdzieś.
- Pożałujesz. Uwierz mi. Twój chłoptaś Cię nie pozna – szeptałam by tylko ona mnie usłyszała. Puściłam ją odwróciłam się i poszłam do autobusu. Nie chciało mi się tam siedzieć.
     Po paru godzinach czyli około 17 wróciliśmy wszyscy do obozu i od razu poszliśmy na obiadokolacje. Na Sali jak rano przyszła właścicielka i oznajmiła nam że osoby wyczytane mają się stawić jutro rano w salonie, a byli to:

Madeline Lively
David Lacroix
Bastien Lively
Peter Willimas
Draco Sheehan
Joshua Blanc
Gabriel Eris
Samara Evens
Lara Evens
Kimberly Crause
Aiden Jonson
Ridge West

      Zaciekawiło mnie nazwisko Lively przy imieniu Bastiena czyżby to była moja rodzina? Miałam zamiar się go zapytać ale jak na razie nie wiem jak wygląda więc musi to trochę poczekać. Zjedliśmy i udaliśmy się do pokoi. Anastazji nigdzie nie było więc podejrzewałam że wymknęła się do swojego chłopaka który też tutaj trafił, za to Emily przyszła ze mną do pokoju… Niestety…
      Schyliłam się żeby wyciągnąć spod łóżka laptopa i zauważyłam że go nie ma spojrzałam się wściekle na nastolatkę.
- Ostrzegałam – powiedziałam ostro i podeszłam do niej chociaż ta chciała uciec złapałam ją i popchnęłam na ścianę w taki sposób że upadła i się uderzyła. Miałam ochotę podejść i jej coś zrobić, ale była za blisko drzwi i mi uciekła. Usiadłam wściekła na łóżku i rozglądałam się po pokoju, ale nie potrafiłam się skupić. Przypominałam sobie układ pomieszczeń. Od wejścia na wprost jest archiwum i pokój właścicielki później jest salonik i tam znajduje się łazienka i jadalnia. Obok jadalni są schody na górę. Na pierwszy rzut znowu jest salonik i są pokoje opiekunów oraz nieopisane pomieszczenia później już są sypialnie dla nas. Nie wiem czemu, ale przez cały ten czas kiedy sobie układałam to w głowie patrzyłam się na kosz do śmieci, który jak oprzytomniałam zapalił się, a dokładniej to śmieci w nim zaczęły świecić na czerwono żółty kolor ognia. W mgnieniu oka ruszyłam do szafki żeby wyciągnąć butelkę wody, ale kiedy odwróciłam się żeby zgasić mały pożar ktoś już to zrobił i stał przypatrując mi się. Przypomniałam sobie to spojrzenie i twarz mężczyzny. To on przypatrywał mi się na imprezie i mignął mi również na wyścigach. Odstawiłam butelkę i założyłam ręce.
- A ty to kto? – zapytałam oschle.
- David Lacroix. Kuzyn twój i Noelle – powiedział ciepło i usiadł na moim łóżku. Zrobiłam to samo ale wciągnęłam się głębiej i skrzyżowałam nogi po turecku.
- Kuzyn.. Hhhmmmm… Nie wiedziałam że jakiś mamy – zastanowiłam się chwilę, ale jak chciałam sobie przypomnieć stare czasy to bolała mnie strasznie głowa.
- Domyśliłem się. Jest jeszcze Damon. Mój młodszy brat. Siedzi teraz z Noe i wszystko jej tłumaczy, a mi przypadłaś ty – uśmiech nie schodził mu z ust. Przekrzywiłam lekko głowę, ponieważ zaintrygował mnie.
- A co z moją siostrą? – zapytałam zapominając o wszystkim innym nawet o tym dziwnym zdarzeniu.
- Nic jej się nie stało. Damon był z nią i wszystko dobrze się skończyło. Teraz siedzą w domu i mam nadzieję że wasz ojciec da już spokój – spojrzał mi w oczy, chyba chciał zobaczyć moją reakcję, ale ja tylko pokiwałam lekko głową.
- Co to było? – zapytałam po chwili milczenia.
- To była twoja moc Mad. Jesteście czarodziejkami, tak jak nasza prawie cała rodzina. Wasze moce zostały zablokowane, ale od jakiegoś czasu przyglądamy wam się, bo wpakowałyście się w kłótnie z Amy. Ona jest wiedźmą. Istnieją też łowcy, ale o tym może później bo zaraz przyjdą dziewczyny. Mamy mało czasu. Muszę ci pokazać jak nad tym chociaż trochę zapanować, bo u ciebie moce są zależne od uczuć, a ty za bardzo się w nie angażujesz – mówił, a ja nie chciałam mu przerywać, chociaż po mojej minie mógł odczytać że niezbyt mu wierze. Taaa Czarodzieje, wiedźmy i łowcy jeszcze zaraz mi powie że istnieją krasnoludki. Hah… Świr. David wstał i odszedł ode mnie na kilka kroków i zaprosił gestem ręki żebym zrobiła to samo. – aha i tak dla twojej wiadomości, nie krasnoludki nie istnieją – skąd? ,,Czy ty czytasz myśli?" Zapytałam tak dla kitu, a on kiwnął głową na potwierdzenie. Zrobiłam wielkie oczy. Czyli to prawda. O losie czemu dowiaduje się o tym dopiero teraz już dawno Amy byłaby martwa. Wyobrażam sobie na lekcji patrzę się na nią a ta niczego nie świadoma staje w płomieniach.. ahhh jakie to byłoby wspaniałe… Rozmarzyłam się. – Madeline – powiedział surowo chłopak, a ja oprzytomniałam że widział to wyobrażenie.
- Przepraszam. Fantazja – oznajmiłam i szybko wstałam.
- A więc, gdy będziesz zła po pierwsze nie możesz skupiać na niczym wzroku, a przede wszystkim na NIKIM dopóki nie nauczysz się panować nad mocą do końca. Bo chyba nie chcesz kogoś zabić. Po drugie zawsze próbuj przypomnieć  sobie coś co cię chociaż trochę uspokoi. A teraz spróbuj przyzwać kulę ognia w dłoni - oznajmił. Skupiłam się, a po chwili na wyprostowanej dłoni widać było kulkę ognia.
- Wow – wymsknęło mi się.
- A no myślałem że pójdzie gorzej. Możesz również zdusić każdy pożar, ale to zabiera energię. Oraz jest kilka zasad które MUSISZ przestrzegać – oznajmił, a ja westchnęłam.
- No dobra jakie? - zapytałam zrezygnowana.
- Nikomu nie możesz mówić że jesteś czarownicą i że masz moce, drugie..
- Ale Noelle tak? – przerwałam mu, a ten gniewnie na mnie się spojrzał ale kiwnął że tak.
- DRUGIE: nie używać mocy na śmiertelnikach lub przeciwko niemu jedynie w samoobronie i to tak że cię z tym nie powiąże. Trzecie i najważniejsze nie rywalizować na moce z innymi czarownikami, czarownicami. Żyjemy w zgodzie ze sobą i tak ma pozostać. Ja muszę już iść do zobaczenia jutro, na wyspie – już się żegnał i chciał wyjść.
- Tak dzięki. A Bastien to rodzina? Człowiek? – zapytałam nie myśląc. Chociaż ja w ogóle nie myślę.
- Tak i tak. Cześć – zamknął za sobą drzwi a ja poszłam do łazienki z moją piżamką. Jeśli dobrze pamiętam David powiedział że na wyspie.. hhmm.. muszę zabrać ze sobą chociaż scyzoryk. Na pewno nam się przyda. Jestem ciekawa jak to będzie mieć 11 towarzyszy na wyspie, tylko czy będą na tyle ogarnięci żeby tam przetrwać.
     Leżałam już na łóżku i zastanawiałam się nad tym dlaczego Noelle nie dała mi jeszcze znaku życia. Anastazja już wróciła i dopytywała się co się stało, że nie ma tamtej szmaty. Zbyłam ją że nie mam laptopa a tamta uciekła. Kiedy tak leżałam usłyszałam mój telefon spod poduszki. Była to Noelle.
- Cześć siocha – odezwałam się przyciskając słuchawkę do ucha i odwracając się na drugi bok.
- Cześć... Wybacz, że nie zadzwoniłam wcześniej, ale dopiero teraz wzięłam telefon – powiedziała od razu a ja się uśmiechnęłam do siebie.
- Jakoś to przeżyje.... Może. Co robisz? – zapytałam niewinnie bo dobiegały mnie głosy jakby sobie imprezkę robiła.
- Ktoś musi robić kolację, bo jak zwykle w domu pełno leni – zaśmiałam się. Zawsze tak mówiła jak musiała gotować.
- No właśnie słyszę, że harmider masz. Co tyle ludu tam? – pytałam ciekawa, bo wiedziałam że muszę pociągnąć ją trochę za język.
- Zjazd rodzinny, a ja robię za kucharkę – nie podejrzewałam ze Noelle jest taka maruda. - Sorry ja oraz Damon i Młody - dodała po chwili.
- Rodzinka Bastiena i Davida? - zapytałam żeby dać jej lekko do zrozumienia że jestem w temacie
-Tak ojciec i brat Bastiena i brat Davida – oznajmiła z dziwnym tonem.
- I nasza rodzinka się okazało że jest okazała. Ech.. Ciekawie – zaśmiałam się po cichu.
- Nie tylko okazała ale przepełniona testosteronem – czyżby Noelle miała dobry humor no nie wierze.
- Ale mówię Ci jaki ten testosteron jest przystojny.. Mmmmm – przypomniałam sobie wygląd Davida i stwierdziłam po prostu fakt.
- Ty tylko o jednym ale wiesz, że ci słyszą bo mam na głośnik – powiedziała mi dopiero teraz. Jak tak mogła szuja mała.
- Ups.. sorki. To ja zamilknę, bo zrobię z siebie jeszcze większego błazna niż przed Davidem który co nieco umie czytać – zachichotałam do słuchawki mając nadzieję że ona tego nie usłyszy.
- Nie mogę się do czekać aż wrócisz, bo zaczyna mi brakować wkurzającej siostry – W tym momencie nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. Dziwnie się poczułam było to miłe ale z drugiej strony jakoś nie pasowało mi to.
- Dobra dobra nie podlizuj się, a możesz wziąć i wyjść na chwilę na ogródek? – Próbowałam się zdystansować
- Chwileczkę – oznajmiła i ucichła na chwilę.  - Okej już - usłyszałam po paru sekundach.
- No to teraz opowiadaj co u ciebie, bo ptaszki mi śpiewają – powiedziałam z uśmiechem na ustach.
- Nie wiem co mówiły ci te ptaszki ale u mnie wszystko dobrze – ech kocham jak muszę ja ciągnąć, ale niestety nie miałam na to już dzisiaj sił.
- No dobra, a ogólnie poznałam chłopaka –.zmieniłam temat na taki który był mniej więcej neutralny.
- Fajnego? – zdziwiłam się jak takie pytanie mi zadała. Myślałam że zaraz będzie coś typu „kolejny do kolekcji?”
- Szczerze to jeszcze nie wiem, gadałam z nim dwa razy. Powiem Ci jak lepiej go poznam – zaśmiałam się w głos.
- I od razu zakochana? – zapytała
- Nie powiedziałam zakochana, tylko że poznałam chłopaka różnica. Znowu chcesz mi prawić kazanie? To zmienię temat. Straciłam laptopa – Nie wierzyłam że za taką mnie miała rozumiem że lubię podrywać chłopaków, ale kurczę no nie puszczam się z każdym.
- Tata Cię zabije – Nie wiem czy mówiła poważnie, ale lekko to zlałam jak zazwyczaj wszystko.
- Nie po prostu kupi mi nowego –  powiedziałam na luzie.
- Pamiętasz że masz odcięte kieszonkowe? – Przypomniała mi rzecz zbędną, bo miałam trochę kasy odłożonej na „czarną godzinę”.
- Dlatego powiedziałam że on mi kupi a nie ja – naprawdę bawiły mnie takie wymiany zdań z moją siostrą. Niby nie jest moją mamą, ale troszczy się o mnie i to widać na pierwszy rzut oka.
- A czy to nie oznacza odcięcia od nowych rzeczy? – zapytała lekko zirytowana.
- Nie wiem bo chcę się po niego włamać – stwierdziłam najprostszy fakt świata.
- A nie oddadzą ci na koniec tego obozu?– zapytała a ja się chwilę zastanowiłam.
- No może ale ja chce go teraz. Pobiłam się z dziewczyną – Znowu zmieniłam temat, ale chyba nie trafiłam na neutralny grunt. Kocham tak zbijać ją z pantałyku.
- I co dalej bo słyszę że nie skończyłaś? – dodała jak przestałam się odzywać.
- I podpaliłam kosz.. Siłą woli – powiedziałam i czekałam na jej reakcję.
- Eh dać ci panowanie nad ogniem, a już bawisz się w pirotechnika – od razu mogłam sobie wyobrazić jak zwiesiła barki i zachciało mi się śmiać.
- No widzisz siostra nawet bez scyzoryka jestem groźna, a teraz wracając. Wiem że ty też miałaś niezłą przygodę, więc opowiadaj ja mam duuuuużo czasu – oznajmiłam i rozłożyłam się wygodniej na łóżku.
- Ja niczego nie podpalałam – Zbyła mnie dość szybko. - Sorry Mad ale muszę lecieć kolacja już gotowa, a po niej umówiłam się z Perth – dodała po chwili i usłyszałam jej kroki w stronę mieszkania.
      Gdy skończyłyśmy rozmawiać schowałam komórkę, a do pokoju weszła Emily z opuszczoną głową. Widziałam że ma rozbitą wargę i miałam ochotę ją jeszcze bardziej dobić, ale po prostu odwróciłam się do ściany i zamknęłam oczy. Zaczęłam powtarzać słowa Davida i uspokoiłam się do tego stopnia że zasnęłam.

***

     Rano obudziłam się przed budzikiem. Myślałam nad wyjazdem na wyspę. Nic nam nie pozwolą zabrać, więc muszę się ubrać tak żeby nie było mi chłodno ani ciepło. Zdecydowałam się że założę strój kąpielowy, dżinsy, bokserkę i bluzę na to. Do tego bransoletkę kolczyki i okulary przeciwsłoneczne a na nogi założyłam buty z grubą podeszwą. Włosy związałam w kłosa żeby mi nie przeszkadzały i zeszłam na dół do salonu. Strasznie mi się nudziło bo była dopiero 6 a śniadanie jest o 7, a mieliśmy się spotkać o 8. Ech…. Nudyyyyyyyyy.. W pewnym momencie usiadł koło mnie jakiś chłopak.
- Cześć jestem Draco. A ty to? – zapytał podając mi dłoń.
- Madeline – uściskałam rękę i spojrzałam na niego ciekawiło mnie czego on ode mnie chce.
- Widzę że jesteś rannym ptaszkiem –zaśmiał się.
- Nie tyle porannym ptaszkiem co po prostu mają tutaj niewygodne łóżka – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- A czego innego się spodziewać po takim ośrodku?- mówił i patrzył na mnie przenikliwym spojrzeniem
- W sumie prawda, ale myślałam że chociaż trochę się postarają – w sumie miał rację. Na co ja liczyłam?
- Ja tam nie liczyłem na jakieś specjalne luksusy. Brakuje tylko tortur – zrobiłam wielkie oczy ale lekko kiwnęłam głową, że w sumie ma racje.
- A co takiego złego zrobiłeś? -  zmieniłam trochę temat.
- Nic takiego wielkiego. Po prostu moi rodzice mnie wysłali –czyli praktycznie jak wszystkich innych.
- Hah. Rodzice.. Tak znam to – spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Twoi rodzice też cię wysłali? – zapytał ciekawsko.
- Raczej siostra. Ojciec się nami rzadko zajmuje. Jest zajęty pracą – powiedziałam szczerze, chociaż nie wiem czy powinnam się otwierać przed obcą osobą.
- Siostra młodsza czy starsza? – wypytywał cały czas a mi ulżyło że nie muszę sama ciągnąć tej rozmowy tylko on przejął inicjatywę.
- Starsza o parę minut – zaśmiałam się.
- I jej słuchałaś? – zadziwił się a ja machnęłam ramionami.
- Jeśli policja dała taki warunek to musiałam.
- Co takiego zrobiłaś ze policja wysłała?
- Szczerze? To nie pamiętam. Byłam na imprezie. A ty nie za ciekawski?
- Nie po prostu rozmawiamy.
- No to poopowiadaj o sobie a nie tylko ja.
- A co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. Czy masz rodzeństwo skąd jesteś.
- Jestem jedynakiem, a pochodzę za granicy. Przyjechałem tutaj za moją dziewczyną.
-Hhmmm… romantycznie
- Można tak powiedzieć
- Czemu? Coś się stało?
- Bo zniknęła i wszędzie jej szukam
- Jeśli kocha to wróci. Chyba tak to się mówiło.
- No tak się mówi
- To czym się przejmować?
- A kto powiedział, że ja się przejmuję
- No wiesz nie jestem głupia umiem rozpoznać kto jak się czuje.
- Ja wcale nie twierdzę, że jesteś głupia. – zaczął się szybko tłumaczyć.
- To po co udajesz? – zapytałam wpatrując się w niego
- Ale co niby ja udaje?
- Udajesz że cię to nie przejęło.
- Panuję nad swoimi emocjami
- Czyli udajesz. Czasem trzeba się dać im ponieść.
- A czasem lepiej trzymać je wodzy by nikogo nie zraniły by nas nie zabiły.
- Może masz rację, ale czasem trzeba się wygadać. Tylko żeby jeszcze było komu.
- Właśnie żeby było komu
- Draco.. Hmm.. czy ty nie byłeś na liście?
- Na te karę? Tak byłem na liście.
- Zdradzić Ci coś?
- Dawaj
- Tylko uznajmy że to kredyt zaufania jeśli komuś powiesz nie licz na mnie nigdy. Jasne?
- Spoko nikomu nic nie powiem
- Ta kara odbędzie się na wyspie
- Że co jaka znowu wyspa?
- No tego nie wiem podejrzewam że gdzieś niedaleko jest wyspa. Może na jeziorze albo gdzieś i tam nas wyślą.
- Po co?
- Nie wiem. Zobaczymy mogę jedynie podejrzewać.
- A co podejrzewasz?
- Że chcą zobaczyć jak się dogadamy. Osoby z listy są wyrzutkami z własnymi grupami i nie pracowaliśmy więc pewnie chodzi im o to żeby nas zintegrować. Wiesz głupie myślenie nauczycieli i opiekunów - dodałam po chwili.
- Może jest tutaj jakieś podwójne dno - Rozmawiało nam się dobrze. Nawet mogłabym rzec że za dobrze. Czas mi poleciał za szybko i chciałam jeszcze z nim spędzić parę chwil, ale śniadanie czekało. Weszliśmy na jadalnie i jak na kulturalnego chłopaka wypadało Draco wpuścił mnie pierwszą…
     Po śniadaniu mieliśmy czas jeszcze żeby skorzystać z toalety i mieliśmy stawić się w salonie na dole. W łazience na szybko schowałam scyzoryk ojca w staniku i zeszłam na dół. Jak się okazało przeszukiwali nas żeby nie było żadnych niedozwolonych rzeczy. Mogłam się tego spodziewać i gdy jeden z ochroniarzy podszedł do mnie spojrzałam na niego z niesmakiem. Zaczął mnie obmacywać od nóg. Gdy doszedł na wysokość bioder odskoczyłam od niego.
- Nie uciekaj. Chyba że coś ukrywasz. – powiedział podchodząc z wyciągniętymi rękami.
- Ani się waż mnie dotknąć zboczeńcu i na sto procent schowałam sobie coś w dupie pokazać ci? – zaśmiałam się z jego miny.
- Dobra daj spokój Christopher, ona na pewno nic nie ma, nie byłaby na tyle głupia – usłyszałam Davida, a opiekunka spojrzała na obydwu i kiwnęła głową. Ochroniarz poszedł to kolejnej osoby.  Po paru minutach siedziałam już w autobusie. Obok mnie było wolne miejsce które w pewnym momencie zajął David.
- Nawet nie zapytasz czy wolne? – powiedziałam patrząc w okno.
- Nie. Wiem że nikomu byś nie zajęła – odezwał się. – Co wzięłaś? – zapytał szeptem. Odwróciłam głowę w jego stronę. - Wystarczy że będę miał twoje myśli na oku a dowiem się wszystkiego jeśli nie chcesz mówić – chciał już wstać i odejść, ale złapałam go za rękę. I przyciągnęłam spowrotem na miejsce siedzące.
- Scyzoryk od ojca - szepnęłam. – A od moich myśli wara – powiedziałam dosadnie.
- A żeby to było takie proste. Nawet nie wiesz o czym mówisz dziewczyno, a ja wole za dużo nie zdradzić, więc wybacz – po tych słowach sobie poszedł, a mnie zostawił z lekkim poczuciem winy, że niepotrzebnie to powiedziałam. Zaczęłam zastanawiać się nad tym wszystkim.
     Kiedy byliśmy na miejscu opiekunka wytłumaczyła nam na czym będzie polegać ta ,,kara". Mieliśmy nauczyć się działać zespołowo. Przetrwać nie otwierając skrzynki, którą dali nam na pokuszenie. Po tym wróciła się ze swoimi bodygardami na drugi brzeg, na którym porozmawiała jeszcze z właścicielem.
- To może najpierw ustalimy, że to ja tutaj rządzę - powiedział chłopak o ciemnych włosach.
- A to niby czemu TY? Ja się nie zgadzam - powiedziałam z szyderczym uśmiechem. On podszedł do Mnie i zaczął szturchać mnie palcem.
- Bo ja tak mówię księżniczko - mówił patrząc mi oczy. Miałam ochotę splunąć mu w twarz. Jednak się powstrzymałam.
- Uważaj do kogo się zwracasz, bo szturchając mnie palcem możesz stracić całą rękę - odgroziłam się, bo szkoda mi śliny na takiego zjeba.
- Uuu ostra lubię takie - powiedział, a w tym samym momencie David stanął między nami odpychając go.
- Odwal się od niej - powiedział srogo, a tamten tylko spojrzał na Davida.
- Widzę, że musi nieźle dawać Ci dupy, że ją tak bronisz - oznajmił,  a ja nie wytrzymałam przeszłam obok mojego kuzyna i popchnęłam tego gnojka tak, że się przewrócił.
- Nie jestem twoją matką by dawać dupy każdemu, który tego chce, a ze mną się nie zadziera, bo możesz z tego nie wyjść cało - wrzasnęłam a mnie od tyłu za ramiona złapał, któryś z chłopaków.
- Uspokój się bo jesteś zła - szepnął mi do ucha nieznany mi głos - Spójrz na ręcę - mówił dalej, a ja lekko zerknęłam na dłonie zaczynały być gorące, wiec wzięłam głęboki oddech i spróbowałam się uspokoić.
- Jesteś nienormalna - odezwał się ten leżący, a ja na niego zerknęłam ale David mi go szybko zasłonił.
- Zrobimy tak. Jedna osoba najlepiej ty - pokazał palcem na chłopaka, który od nas odszedł -będziesz liczył głosy. Po kolei każdy do Ciebie podejdzie i powie na kogo głosuje, Będę startował Ja i ten oto siedzący. Ktoś jeszcze chce? - mówił David wyraźnie i spokojnie, tak jakby chciał przekazać swój spokój innym. Brzmiał jak prawdziwy przywódca. Nikt prócz nich się nie zgłosił. Więc mieliśmy tylko dwóch kandydatów. -Czyli jasne? Proszę Mad zacznij - kiwnęłam głową i podeszłam do tego nastolatka ubranego w odcienie szarości i czarnego. Złożyłam swój głos oczywiście na Davida i odeszłam kawałek w prawo. Po paru minutach było już wiadomo, że rządzić będzie mój kuzyn.
      Gdy było już wiadomo kto będzie przywódcą podeszli do mnie chłopak o dłuższych włosach oraz Draco, Peter i Joshua.
- Już lepiej? Nie wiem czy wiesz ale jestem Bastien i jestem twoim kuzynem od strony ojca. Nasi ojcowie to bracia - powiedział ten nieznajomy, a ja od razu poznałam, że to on mnie powstrzymał. Nie wiedząc czemu było w nim coś znajomego coś, co sprawiało, że mu uwierzyłam. Zastanawiało mnie czemu ojciec nie wspomniał, że ma brata i, że my mamy kuzynów. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy by być sto procentach pewną, że nie ma powodu kłamać zresztą też pomógł więc jedynie kiwnęłam głową.
-Tak, dzięki - oznajmiłam żeby podkreślić moje słowa. Kątem oka zauważyłam, że David podał rękę tamtemu chłopakowi, a za chwilę wszyscy podeszli do nas.
- Dobra pierwsze co to dzielmy się na grupy. Moi znajomi pójdą ze mną szukać chrustu i wybudujemy schronienie, a Wy pod dowództwem Ridga pójdziecie szukać jedzenia. Tylko na siebie uważajcie - mówił David, czyli z Westem doszli do porozumienia.
     Po przegrupowaniu razem z Draco, Davidem, Bastienem, Joshuą, Petrem i Gabrielem poszliśmy po gałęzie na ognisko i fundamenty na nasze szałasy, gdy wróciliśmy na plaże reszty jeszcze nie było. Zaczęliśmy od jednego, ale dość sporego ogniska. Okazało się, że nie wystarczy na wszystkie szałasy, więc Ja z Davidem zostaliśmy by budować co się uda, a reszta poszła zbierać dalej.
- Rozpal ogień - oznajmił chłopak gdy miał pewność, że nikt nas nie usłysz, ani nie zobaczy. Spojrzałam na Niego zdziwiona, ale też podekscytowana, bo to pierwszy raz, gdy pozwala mi użyć mocy. Podeszła do sterty gałęzi i liści, ukucnęłam w razie gdyby ktoś miałby przyjść. Przypomniałam sobie scenę sprzed paru godzin i poczułam ciepło na dłoniach. Spojrzałam na nie i lekko się przeraziła. One się paliły, a ja nawet nie czułam żadnego bólu. Dołożyłam ręce do chrustu, a ten od razu się zajął. Wyprostowałam się i chciałam już pomóc Davidowi, ale usłyszałam, że Aiden krzyknął, żebyśmy pomogli. Spojrzałam w stronę z której dochodził krzyk zobaczyłam chłopaka jak niósł na rękach dziewczynę o blond włosach. Nie zastanawiając się razem z kuzynem podbiegliśmy do nich. Aiden od razu poinformował nas, że spadła z kamieni i uderzyła się w głowę oraz jest nieprzytomna. David pokazał mu by ją położył, na jednym z wcześniej uszykowanym leżaku z liści. Po czym sprawdził czy nic poważniejszego jej się nie stało. Doszedł do wniosku, że jest tylko poobijana. Na szczęście przynieśli trochę jagód i innych owoców. Od razu je opłukaliśmy w wodzie i rozdzieliśmy miedzy osobami. Po jakimś czasie dołączyła do nas druga grupa, która miała za zadanie poszukać materaców potrzebnych na szałase i tym podobnym. Przejrzeliśmy całą zawartość po czym zaplanowaliśmy jak ile będzie potrzebne na szałas. Wyszło nam, że mieliśmy materiałów na kilka i każdy na dwie, trzy osoby. Tak więc nie czekając zabraliśmy się za budowę. Gdy wszytko było skończone mogliśmy w końcu pozwolić sobie na krótki relaks przy ognisku. Całe szczęście nikt nie zadawał zbędnych pytań jak udało nam się je tak szybko  je rozpalić. Pewnie większość zakładała, że pocieraniem patyk o patyk lub przy użyciu kamieni. Cóż ważne, że ja i David znaliśmy prawdę inni mogli wierzyć nawet, że krasnoludki je rozpaliły. Powoli zaczynało już zmieszkać, gdy rozmowy zaczęły kierować się na tor kalamburów czy grę w pytani czy wyzwanie. Atmosfera była luźna, co niektórzy zaczęli się wydurniać praktycznie wszyscy prócz Aidena, który trzymał się zdala od nas.
- Madeline pytanie czy wyzwanie? - usłyszałam głos Draco. Spojrzałam na chłopaka. Cóż był oczywiste, że wybiorę wyzwanie.
- Wyzwanie - odpowiedziałam pewnie i bez cienia zawahania. Prawdę wybierają tylko tchórze, którzy boją się podjąć wyzwanie. Gdy tylko powiedziałam ,,wyzwanie" zauważyłam złośliwy błysk w oczach Draco. Wiedziała, że mogę  szykować się na wszystko...
- Podejdź do Aidena i - zaczął mówić, ale zawiesił swój głos jakby się nad czym zastanawiał - i go pocałuj ale tak namiętnie z języczkiem - dodał, a te ostanie słowa gdy już wstała. Spojrzałam na niego przez ramię i zmierzyłam wzrokiem. Machnęłam ręką, że to żaden problem po czym podeszła do chłopaka powolnym krokiem. Wiedząc, że wszyscy się na mnie patrzą. Uklęknęłam przy nim, a ten popatrzył na mnie.
- Dostałam takie wyzwanie, przepraszam Cię - oznajmiłam i pocałowałam go lekko i niepewnie. Najpierw bardziej niż odwzajemnił, ponieważ jak tylko nasze usta się spotkały on dotknął mojego policzka ręką i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Nie wiem ile to trwało, ale dla mnie stanowczo było to za krótko. Odsunęliśmy się od siebie, a Aiden spojrzał mi w oczy.
 - Świetnie całujesz - oznajmił szeptem.
- Ośmielę się powiedzieć to samo - powiedziałam z lekkim uśmiechem zarezerwowanym dla niego i wstałam powoli. Wróciłam do reszty jednak czułam spojrzenie na Aidena na plecach. Uśmiechnęłam się do reszty zwycięsko widząc ich zdziwione miny.
- No co? Wyzwanie to wyzwanie - powiedziałam zajmując swoje poprzednie miejsce.
- Nic - odpowiedział o wiele za szybko Bastien. - Wybieraj - pokazał ręką, że moja kolei. Zamiast tego spojrzałam na mojego kuzyna Davida.
- David oddaję ci tą przyjemność. Ja idę się przejść - oznajmiłam wstając z miejsca.
- Mogę iść z Tobą? - spytał się Gabriel, skinęłam tylko głową, że okej. Bo nie widziałam powodów czemu miałabym odmówić. Szliśmy w milczeniu i w sumie mi to odpowiadało. W pewnym momencie potknęłam się o jakąś gałąź i gdyby nie to, że chłopak mnie złapał za dłoń upadłabym.
- Pozwolisz, że będę Cię trzymał, żebyś nie upadła? - spytał się, a ja nic mu nie odpowiedziałam, ale też nie wyrwałam ręki więc uznał to za zgodę. Szliśmy dalej każde z nas było pogrążone własnych myślach. Kiedy wróciliśmy do obozowiska zobaczyłam, że Bastien i David mają wartę, więc poszłam do siebie i bardzo szybko odpłynęłam.

niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 10

Rozdział 10

Perspektywa Madeline

Kiedy jechałyśmy pod szkołę bałam się odezwać pierwsza, ale wiedziałam, że i tak kiedyś będę musiała jej o wszystkim powiedzieć. Spojrzałam na moją siostrę i zaczęłam bardzo ale to bardzo niepewnie.
- Będziesz na mnie zła jak Ci powiem gdzie wczoraj byłam? - jej mina była dla mnie dość dziwna i nie widziałam czego mogę się po niej spodziewać.
- Nie jestem pewna czy chce to wiedzieć – odpowiedziała mi po chwili milczenia. Która dla mnie wydawała się wiecznością. Trochę jej słowa mnie zaskoczyły i nie wiedziałam jak na nie zareagować.
- No wiesz, myślałam, że się o mnie martwiłaś – zaśmiałam się, - a poza tym chociaż nie dowiesz się tego od tej jebanej Barbie – dodałam poważniej. Na prawdę nie lubię tej tlenowej lali. Za każdym razem jak ją widzę mam ochotę przyozdobić jej buźkę o kilka pięknych blizn.
- Jeśli nikogo nie zabiłaś i nie będzie powodu by policja wystawiła za tobą list gończy. Sądzę, że obejdę się bez tej wiadomość.  Zresztą od kiedy się nią tak przejmujesz? – powiedziała do mnie Noelle w ogóle nie patrząc w moją stronę tylko na drogę. Jej wypowiedzi była dla mnie zaskakująca. No bo zawsze starała się trzymać rękę na pulsie i chciała wiedzieć co robię, gdzie idę i z kim. Zachowywała się jak moja matka, a nie siostra. Teraz nie chce wiedzieć. Przez chwilę zastanowiłam się co też powiedzieć. Chciałam by dowiedziała się tego od de mnie, a nie od Amy czy kogoś innego. W końcu ona wczoraj mi się zawierzyła chciałam również być z nią szczera.
- Nią? Ha nigdy i przenigdy, ale wystarczy jedno słowo albo chociaż dowiem się, że coś ci zrobiła to będzie z nią krucho – odpowiedziałam na pytanie siostry. Ja niby przejmuję się to Barbie. To co nie. Prędzej nie wiem co świnie zaczną latać niż ja będę się nią przejmować. - A co do policji. Hmm… Mogą się o mnie pytać – puściłam jej oczko, gdy na mnie zerknęła.
- Nigdy od de mnie usłyszysz tego słowa. No dobra widzę, że nie odpuści powiedz mi to co masz do powiedzenia i skończymy temat o Barbie – powiedziała do mnie początkowo surowo ale później jej głos stał się bardziej zrezygnowany. Spodziewałam się, że będzie chciała wiedzieć jak dowie się, że policja może się o mnie wypytywać.
- A no więc… Była na nielegalnych wyścigach motocyklowych oraz brałam w nich udział To znaczy, że się ścigałam z Barbie. W czasie tego wyścigu doszło do wypadku w którym zginął chłopak. Tam też poznałam Mathew, który mi pomógł – odpowiedziałam w bardzo dużym skrócie wczorajsze wydarzenia. Pominęła jedynie fakt, że Mathew pomógł mi uciekać przed policją. Która przyjechała na miejsc zdarzenia.
- Po pierwsze nie zaczyna się zdania od ,,a no”, a po drugie domyśliłam się, że wiesz coś na temat śmierci tego chłopaka – powiedziała do mnie, a mnie zatkało. Ja jej tutaj wyznaję, że byłam świadkiem śmierć chłopaka, a ona mnie jeszcze poprawia. SZOK… Ktoś inny na jej miejscu na pewno sam kazał mi się zgłosić na policję i odpowiedzieć im jak to było lub chociaż mnie ochrzanił. Iż byłam nie odpowiedzialna, głupia oraz co ja też sobie myślałam by brać udział wyścigach.
- I tylko tyle? Myślałam, że się wkurzysz.
- Jestem zła i wolę byś nie brała udział w wyścigach motocyklowych. Jednak wiem, że jeśli będę ci tutaj rozkazywać, krzyczeć to ty i tak zrobisz po swojemu – powiedziała do mnie, a już nic nie mówiłam. Bo wiedziałam, że miała rację. Jeśli by mi zakazała jeździć to tym bardziej mnie by do tego ciągnęła. W końcu zakazany owoc smakuje najlepiej. Zresztą akurat wjechaliśmy na parking pod szkołą. Gdzie zauważyłam, że naprzeciwko wejścia do niej stała dyrka wraz z innymi ludzi. Pewnie również na ten cały obóz, więc wyszłam samochodu i pożegnałam się z Noell. Ruszyłam w stronę mojego przyjaciela Petera. Widziałam, jak jakaś kobiet rozmawia z naszą kochaną dyrektorką po czym podchodzi do nas. Można powiedzieć, że spojrzała na nas. Jednak dla mnie to było bardziej lustrowanie czy też ocenianie. Nie byłam jej dłużna i również ją zmierzyłam. Jednak ciekawiło mnie, co też pomyślała na nasz widok i kim do chuja jest.
- Nazywam się Alise Margaret Floweres i będę waszą opiekunką na obozie. To znaczy, że macie robić wszystko co wam powiem jeśli chcecie dotrwać do końca bez jakichkolwiek nieprzyjemności – zaczęła mówić, ale jakoś specjalnie nikt jej nie słuchał. A może tylko ja i moi znajomi jej nie słuchaliśmy. Gdy drzwi do autobusu się otworzyły, a ta cała Alise czy jak jej tam było pokazała nam, że możemy wejścia. Każdy chciał wejść pierwszy by zająć jak najlepsze miejsce. Nie którzy byli tak zdesperowani, że łokciami się przepychali. Miałam ochotę się z nich śmiać. Zachowali się żałośnie jak banda dzieciaków. Nam, czyli mi i Peterowi udało się usiąść gdzieś pośrodku. Zdziwiłam się jak zobaczyłam wchodzącego Joshuę, który zajął miejsce przed nami. Nie wiem czemu ale gdy tylko wszedł to tak jakbym wyczuła jego obecność. Coś jakby przyciągało mnie do niego.
- Cześć Josh. Pamiętasz Madeline? - oznajmił Peter, a chłopak z tatuażami obrócił się lekko w naszą stronę. Tak, że zauważyłam jak się lekko uśmiechnął. No może zaraz się tam nie uśmiechnął lecz drgnął mu kącik ust.
- Siema… Jasne, że pamiętam. Czy to nie ona ostatnio groziła scyzorykiem Amy? - powiedział Josh w stronę Petera. Wiedziałam, że chłopak o niczym nie wie, bo jakoś wcześniej nie złożyło się abym mu opowiedziała co zdarzyło się wczoraj.
- Ej ja tutaj cały czas jestem! - prawie krzyknęłam na cały autobus oraz pomachałam im przed twarzą ręką. Tak by zwróć ich uwagę na mnie, że jednak nie zmieniłam się jakiegoś tam ducha.
- Widzimy – powiedzieli prawie równocześnie, po czym Peter powiedział do mnie pół szeptem – Ale co ty zrobiłaś ostatnio, że tak cię zapamiętał?
- Nie teraz – powiedziałam do niego i się zaśmiała. Jednak usłyszałam moje imię i nazwisko od strony kierowcy. Wstałam i spojrzałam się na opiekunkę. Miną wyrażającą mega niezadowolenie. -Co? - zapytałam się ją tak na odpierdziel.
- Może trochę grzeczniej? Sprawdzam obecność oraz chce byś się przestawiła i powiedziała coś o sobie – powiedziała nasz opiekunka. Skrzyżowałam ręce na pierwsi i spojrzałam na nią jak na człowieka niespełna rozumu.
- Aha… No skoro muszę. Mam na imię Madeline ale to już pewnie wiesz. Nazwiska nie ma sensu również mówić, bo po co. Coś więcej? Hmm… No wiec tak na pewno nie jestem tutaj z własnej woli pewnie jak inni. Nie myśl sobie, że się podporządkuje tobie lub jakiemuś innemu opiekunowi. Co zamierzam osiągnąć po tym jakże ciekawym obozie. Cóż chce mieć spokój- mówiłam do niej z lekceważeniem nawet nie patrząc na nią. Wyglądało to tak jakbym mówiąc to oglądałam swoje paznokcie. Kątem oka widziałam, że Alise coraz bardziej się wkurza. Nie powiem podobało mi się to. Jednak nic nie powiedziała tylko gestem dłoń kazała mi usiąść tak też uczyniłam. Gdy siedziałam spojrzałam się na Josh, który zerknął na mnie. Uśmiechnęłam się do niego pewna siebie po czym obserwowałam jak inni się przedstawiają. Gdy przyszła kolej mojego przyjaciela, którego wypowiedź była krótka i podobna do mnie. Jednak najbardziej skupiłam się na słowach Josha.
- Jestem, a imię moje już wam znane. Nie lubię pleść głupot typu moje zainteresowania. Bo po co komu to do wiadomości. Wystarczy wam, że znacie moje imię – powiedział do niej również wkurzając opiekunkę. Która próbowała od niego wyciągnąć coś więcej. Jednak Josh machnął tylko ręką i usiadł. Po nim było kilka jeszcze osób. Okazało się, że brakuję jednej dziewczyny. Opiekunka stwierdziła, że nie ma co czekać więc ruszyliśmy. Jednak po chwili kazała kierowcy się zatrzymać i otworzyć drzwi. Do autobusu wpadła zadyszana dziewczyna. Rzuciła do opiekunki, że przeprasza za spóźnienie. Jednak ta kazała jej usiąść i wróciła do rozmowy z kierowcą, który ruszył. Wyjeżdżając widziałam Noelle, której pokazałam dyskretnie cześć by nikt nie widział. Wracając do pani spóźnialskiej, która usiadła z Joshem. Nie przeszkadzało mi to, że usiadła koło niego. Do czasu aż nie zaczęła go podrywać. Najchętniej bym ją udusiła lub rzuciła hieną na pożarcie. Jednak nie tylko ja, bo pana tatuaż też to denerwowało. Było widać, że nie ma ochoty z nią rozmawiać, bo albo patrzył przez okno lub z nami rozmawiał.
Z tego co udało mi się usłyszeć to obóz jest oddalony od szkoły o około trzy lub cztery godziny ale oczywiście podróż się przeciągnęła, ponieważ jakaś grupa na samym końcu autobusu piła piwa i musieli co jakiś czas korzystać z toalety. Naliczyła chyba z dziesięć razy gdy przez nich musieliśmy się zatrzymać. Oczywiście w czasie tych postojów nie odbyło się od przyłapania mnie i moich znajomych na paleniu fajek, ale moje zdążyłem schować. Więc Alise moich nie zabrała. Około godziny 16 byliśmy na miejscu. Po krótki przywitaniu oraz rozdzieleniu nas po pokojach kazali nam iść się rozpakować, a następnie pojawić się na kolacji. Okazało się, że los lubi wplatać mi figle. Gdyż jakby ten cały obóz nie był wystarczając karą. Jeszcze do tego okazało się, że jestem w pokoju z Emily. Z tą która w autobusie podrywała bez skutecznie Josha i się spóźniła. Prócz niej jest z nami jeszcze Anastazja. Nie miałam ochoty przebywać w pokoju z Emily dlatego też szybko się rozpakowałam i poszłam do jadalni. Kolacja była słaba, bo była jajecznica. Mało tego okazało się od jutra będą dyżury w kuchni i to my będziemy gotować. To jest obóz dla trudnej młodzieży czy obóz prac. Po kolacji poszłam do salonu gdzie na razie było pusto. Usiadłam na jeden z kanap przy kominku. Obóz nawet dobrze się nie zaczął, a ja mam już go dość. Zaczęłam się zastanawiać jakie jeszcze szykują dla nas niespodzianki. Gdy pewnym momencie ktoś mi zasłonił oczy. Złapałam te osobę za dłonie, bo od raz wiedziałam kim on jest.
-Peter- powiedziałam do niego  wyrzutem. Puścił mnie i usiadł koło mnie. - Już rozpakowany? Z kim jesteś na pokoju? - spytałam się przyjaciela. Liczyłam, że ma on więcej szczęścia niż ja.
- Tak już po. Jestem z Joshem oraz z takim Gabrielem. Fajny koleś, ale trochę narwany jak dla mnie – oznajmił Peter i mnie objął. Było przyjemnie tak siedzieć na kanapie przy nim. Niestety nie mogło to trwać wiecznie, bo ktoś nas rozdzielił.
- Zakaz miziania się! - usłyszałam naszą cudowną opiekunkę, która oczywiście musiała pojawić się w nie odpowiednim momencie. Spojrzałam na kobietę takim spojrzeniem jak tych wszystkich kreskówkach, że błyskawice idą od oczów. Po czym wstałam i złapałam za dłoń chłopaka po czym skierowaliśmy się w stronę jego pokoju. - O 21 jest cisza nocna! - krzyknęła jeszcze raz za nami opiekunka, a ja się zaśmiałam. Dobrze, że nie po dobranocce. W tedy dopiero była by żenada.
- Czyli przed 21 muszę odstawić do pokoju beż żadnego ,,ale”- oznajmił Peter i otworzył mi drzwi. Usiadałam na jego łóżku. Przy okazji napisałam SMS'a do Noelle, że dojechaliśmy. Potem się już tylko wydurniliśmy i poznałam Gabriela. Niestety Peter dotrzymał słowa i o 21 byłam u siebie, a dziewczyna już spały. Przebrałam się w piżamę i kładą się do łóżka wybrałam numer do Noelle. Próbowałam się do niej dodzwonić trzy razy, a później dałam już sobie spokój i schowałam komórkę pod poduszkę, a laptopa, którego przełożyłam na szafkę nocą pod łóżko. W pewnym momencie odpłynęłam.

Perspektywa Noelle


Niedziela jak niedziela. Człowiek chce pospać dłużej niestety dzisiaj nie było to dane ani mi ani mojej siostrze. Ponieważ musiałam zawieść Mad pod szkołę. Gdyż dzisiaj wyjeżdża na ten cały obóz. Trochę się martwiłam, że będę sama domu jednak dobrze mi zrobiła ta rozmowa wczoraj. Jednak nie zmieniało faktu, że bałam się być sama w domu. Bałam się, że może coś się zdarzyć, że mogę go znowu gdzieś zobaczyć. No ale nie mogłam dać po sobie nic poznać, bo Maddie na pewno nie pojedzie na ten obóz. Jeśli zobaczy coś po mnie, a wtedy będzie miała kłopoty. Rano jak codziennie wstałam wcześnie, gdyż obudził mnie mój budzik tym swoim charakterystycznym DRYŃ. I tak w kółko puki go nie wyłączyłam. Pierwszej chwili miała wielki znak zapytania w głowie, po co ja w ogóle nastawiłam zwłaszcza, ze wczoraj wróciliśmy późno do domu. Jednak to nie trwało długo bo zaraz sobie przypomniałam: ,,Ah obóz, no tak”. Po czym poszłam przebrać się w długą spódnicę w paski oraz białą bluzkę na ramiączkach. Postanowiłam, że jak będę wychodzić wezmę te bransoletkę od Mad oraz brązowe sandały i torebkę. Gdy miałam już zaplanowany strój zrobiłam sobie lekki makijaż dzienny i zeszłam na dół by zrobić sobie i Mad śniadanie. Chciałam zamówić taksówkę, bo tata jednak nie przyjechał. Jednak gdy wyjrzałam przez okno zobaczyłam mój samochód. Przecież dzisiaj miałam dzwonić do mechanika i lawetę. To skąd on się tutaj wziął. Zjadałam szybko śniadanie i rzuciłam Mad, że czekam na nią na dworze. Na samochodzie widniała kartka.

,,Samochód jest sprawny możesz śmiało z niego korzystać. Kiedyś mi podziękujesz”  

Nie wiedziałam co o tym myśleć i kto jest adresatem tego listu. Uznałem, że pewnie to ojciec załatwił często tak robił. Robił coś, a później zostawiał kartki z informacją. Dlatego postanowiłam się tym nie przejmować tylko wsiadałam do samochodu i go odpaliłam. Po pewnym czasie z domu wyszła również Mad. Nie widziałam jej miny na widok samochodu. Gdy moja siostra wsiadała odpaliłam i ruszyłam w stronę szkoły.
- Będziesz na mnie zła jak Ci powiem gdzie wczoraj byłam? - pierwsza odezwała się moja siostra. Nie wiedziałam czy aby na pewno chce wiedzieć. Przecież Amy mówiła, że Mad była świadkiem śmierci. Do tego dochodziło jeszcze fakt, że ta rozmowa Amy i jej kolegów wydawała się podejrzana. Obiecałam sobie, że nie będę za bardzo intrygować w jej życie.
- Nie jestem pewna czy chce to wiedzieć – odpowiedziałam jej po chwili milczenia.  Zgodnie z prawdą nie była pewna czy chce to wiedzieć. Nie wiedziałam, czy z tym sobie dam radę, bo co jeśli Maddie tym razem przesadziła i plątała coś bardziej poważniejszego.
- No wiesz, myślałam, że się o mnie martwiłaś, a poza tym chociaż nie dowiesz się tego od tej jebanej Barbie – Cóż jakoś nie wydawało mi się, że by chciała mi powiedzieć tylko dlatego, żeby Amy tego nie powiedziała. W końcu Madeline nie należy do osób, które by się przejmowały jakimiś pustymi lalami. Eh naprawdę bym wolała by tego nie mówiła. Zwłaszcza, że sama miałam swoje podejrzenia i nie chciałam by one się potwierdziły.
- Jeśli nikogo nie zabiłaś i nie będzie powodu by policja wystawiła za tobą list gończy. Sądzę, że obejdę się bez tej wiadomość.  Zresztą od kiedy się nią tak przejmujesz? – powiedziałam do niej w ogóle nie patrząc w jej stronę tylko na drogę. Wiedziałam, że zaskoczyłam ją gdyż zawsze starała się wiedzieć jak najwięcej by móc ją chronić czasem przed nią samą. Mad często narzucała mi, że zachowuję się jak matka, a nie siostra. Jednak obiecałam sobie, że nie mogę cały czas nad nią skakać.
- Nią? Ha nigdy i przenigdy, ale wystarczy jedno słowo albo chociaż dowiem się, że coś ci zrobiła to będzie z nią krucho – odpowiedziała na moje pytanie. - A co do policji. Hmm… Mogą się o mnie pytać – nie wytrzymałam zerknęłam na nią. Chociaż tego się spodziewałam, w końcu była świadkiem śmierci Camilo. Więc to było pewne, że policja będzie chciała wiedzieć co się stało. Wracając jednak do jej pierwszej wypowiedzi. Ode mnie nigdy nie usłyszy pozwolenia na skrzywdzenia Amy. Nawet nie będę się jej żalić. W końcu nie może ciągle rozwiązywać moich problemów tak jak ja nie mogę zachowywać się jak jej matka.
- Nigdy ode mnie nie usłyszysz tego słowa. No dobra widzę, że nie odpuści powiedz mi to co masz do powiedzenia i skończymy temat o Barbie – powiedziałam do niej na początku trochę zbyt surowo niż zamierzałam, bo brzmiałam jak jej matka, a nie siostra. Jednak później mój głos stał się bardziej zrezygnowany. Liczyłam, że może Mad zmieni zdanie i da sobie z tym spokój.
- A no więc… Byłam na nielegalnych wyścigach motocyklowych oraz brałam w nich udział. To znaczy, że się ścigałam z Barbie i innymi. W czasie tego wyścigu doszło do wypadku w którym zginął chłopak. Tam też poznałam Mathew, który mi pomógł – odpowiedziała mi. Szczerze nie dodała nic nowego. Więc mamy tak nielegalny wyścig, śmierć chłopaka, Mad świadkiem i być może policję w przyszłości. Po prostu pięknie… Jasne zdawałam sobie sprawę, że zrobiła jakąś głupotę oraz, że to było coś poważnego skoro ktoś zginął. Jednak nie spodziewałam się, że Madeline mogłaby okazać się tak nieodpowiedzialna. Mało jeszcze media mówią jak kończą ludzie ściągających się nawet w legalnych wyścigach. To jest bardzo niebezpieczne to czemu ona w ogóle brała w tym udział. Co by było gdyby to ona zginęła. Pomyślała o nas, o mnie i tacie. Co byśmy my czuli gdyby zginęła?
- Po pierwsze nie zaczyna się zdania od ,,a no”, a po drugie domyśliłam się, że wiesz coś na temat śmierci tego chłopaka – powiedziałam do niej starając się panować nad sobą, by znowu nie brzmieć jak nasz ojcem. W końcu nie chce co wieczór pytać siebie: ,,Co by było gdyby?”.
- I tylko tyle? Myślałam, że się wkurzysz – no oczywiście, że jestem zła. Jak mam nie być zła. Gdybyśmy się zamieniły miejscami ona też była by zła. Każdy na moim miejscu był by zły. To, że nie krzyczę na nią to nie znaczy, że nie jestem na nią zła.
- Jestem zła i wolę byś nie brała udział w wyścigach motocyklowych. Jednak wiem, że jeśli będę ci tutaj rozkazywać, krzyczeć to ty i tak zrobisz po swojemu – powiedziałam do siostry, a później już żadna z nas się nie odezwała. Pewnie ani ja ani ona nie wiedzieliśmy co miałybyśmy powiedzieć. Co miałam powiedzieć jej? ,,Dziękuję Mad, że mi się zwierzyłaś” lub ,,Dobrze Mad” i pogłaskać ją po główce. Żadna z tych wypowiedzi nie była na miejscu. Można powiedzieć, że byłam uratowana przez to, że właśnie wjechaliśmy na parking przed szkołą. Pożegnałam się z siostrą po czym poczekałam przy samochodzie. Chciałam poczekać aż odjedzie w między czasie napisałam SMS do Perth.

,,Hej laska właśnie ostawiłam Mad na obóz i mam wolną chatę wpadłabyś do mnie na nocowanie”

Napisałam do przyjaciółki na wszelki wypadek gdyby ojciec nie wrócił. Nie chciałam jeszcze być sama w tak wielkim domu. Czułam, że nie jestem jeszcze na to gotowa. Nawet sama nie wiem, czego się boję. Na szczęście odpowiedź nadeszła szybko.

,,Jasne przyda mi odpoczynek od chłopaków. Czyli babski wieczór?”

Uśmiechnęłam się do telefonu po czym schowałam go do torebki. Spojrzałam na znajomych Mad, którzy nie byli w komplecie. Ciekawe czemu akurat tylko dwójka jest wysłana na ten obóz, a nie cała czwórka. W końcu ich wszystkich przesłuchiwała policja. To czemu tylko moja siostra i ten czarnowłosy chłopak są ukarani. Wolałam się na tym nie rozwodzić i nie szukać kolejnego spisku. Odczekałam więc do chwili gdy autobus odjedzie. Po czym sama wsiadłam w swoje auto. Które chodziło jeszcze lepiej niż wcześniej. Postanowiłam po drodze wstąpić do sklepu aby kupić coś na wieczór. W razie czego napisałam do taty, że dzisiaj wpada do mnie przyjaciółka jednak on nie odpisał mi nic. Co oznaczało, że jeszcze wykonuję te swoją pracę.
W sklepie kupiłam kilka paczek chipsy czy też paluszki, popcornu, napoju i tym podobnym. Mogłabym wymieniać tak w nieskończoność. Ale jestem pewna, że wy nie chcecie tego słuchać. Weszłam jeszcze do wypożyczalni filmów po jakieś romanse, horrory i jakieś akcję. By nie było, że dziewczyny na nocowaniu oglądają same romanse. Wręcz przeciwnie czasem sięgają po inne gatunki. W gruncie rzeczy zależy wiele to od tego z jakich powodów się spotykają. Zabrałam wszystkie torby do samochodu i rzuciłam na tylne siedzenia. Do wieczora miałam jeszcze wiele czasów więc wróciłam do domu i przebrałam się. Postanowiłam nie siedzieć zamknięta czterech ścianach tylko wybrać się po wędrówkę po okolicznych lasach. Dlatego przebrałam się w coś bardziej wygodniejszego i wyszłam na spacer. Chociaż początkowo planowałam pochodzi po lasach jednak szłam przy brzegu jeziora.
- Będziesz długo jeszcze za mną szła – powiedziałam do Amy już jakiś czas temu zauważyłam, że idzie za mną. Jednak początkowo starałam zachowywać się normalnie. Jednak już nie wytrzymałam więcej, bo coraz częściej brakuję mi na nią sił. Podobnie jak Madeline źle reaguje na ludzi którzy coś mają do mnie.
- Wpadasz w paranoję wcale za tobą nie chodzą po prostu wyszłam na spacer. Chociaż tobie trochę się dziwię, że oddaliłaś się tak daleko od miasteczka – powiedziała do mnie, a ja nie wiedziałam co chciała przez to powiedzieć. Odwróciłam się w jej stronę i spojrzałam na nią. Nie dam jej tej satysfakcji i nie pokarze jej, iż się jej obawiam.
- O co tak właściwie chodzi Amy? - powiedziałam do niej. Byłam sama zaskoczona, że mój głos brzmiał pewniej niż tego się spodziewałam. Bo w końcu ja byłam sama one były trzy. Jak zawsze towarzyszyły Mackenzie i Penelope. Jeśli miałabym powiedzieć, która z nich wygląda bardziej sztuczniej nie potrafiła bym wskazać. Wszystkie trzy były tak plastikowe jak lalki Barbie.
- Chyba raczej nam? Ja i moje koleżanki liczymy, że nam odpowiesz na kilka pytań – powiedziała blondynka. Spojrzałam na nią próbując naśladować spojrzenie Madeleine. Które zawsze uważa w kłótniach z ludźmi pokroju Amy i jej świty.
- Co jeśli ja nie mam zamiaru odpowiadać na wasze głupie pytania?
- Wyglądasz na mądrą dziewczynę. Pewnie wiesz, że czasem pogoda nad jeziorem może się szybko zmienić – boże tej dziewczynie bardziej przyda się psycholog niż mnie. Ja wariuję ale ona swoim szaleństwem bije mnie na głowę.
- Lecz się dziewczyno, bo pod tą farbą już całkowicie mózg twój nie pracuję najlepiej – powiedziałam do niej zaciskając dłoń pięść. Jeśli będzie trzeba będę się bronić. Już nigdy nie będę słaba! Nie będę ofiarą! Nie wiedziałam o co jej chodziło z tą pogodą.
- No skoro sama nasz prosisz by odbyło się nie przyjemnie – powiedziała po czym spojrzała na swoją przyjaciółkę Mackenzie. Brązowowłosa skinęła głową, a chwilę później zaczęły na niebie zaczęły pojawiać się ciemne chmury. Nie wiedziałam czemu, ale miała wrażenie, że to ona jest tego sprawczynią. Jakby  potrafiła panować nad chmurami. - Spójrz na mnie Noelle – zwróciła się do mnie raz jeszcze Amy. Spojrzałam na nią prawie krzyknęłam, bo jej twarzy wyglądała jak tego chłopaka.
- Co jest do chuja – powiedziałam, bo nie wiedziałam co tutaj się dzieję. Miałam ochotę powtarzać sobie, że to tylko sen, że musiałam w domu zasnąć. Jednak podświadomość mi podpowiadała, że to wszystko działo się naprawdę.
- Tak to ja zaatakowałam cię tamtego wieczora – zaczęła mówić do mnie Amy zbliżając się do mnie. Odruchowo zaczęłam się cofać. Nie wiedziałam co miałam zrobić. Kim ona jest?! Co to za sztuczki? W głowie miała te pytania i wiele innych. - Za sprawą iluzji sprawiłam byś ty i ten chłopak widzieli chłopaka. Już w Madeleine wyczułam coś dziwnego. Kim wy jesteście!
- Kim jesteśmy? Raczej czym wy jesteście i co do chuja tutaj się dzieję – powiedziałam do niej. Kompletnie nie wiedząc co znaczyło jej pytanie. Przecież to oczywiste kim my z Mad jesteśmy.
- My jesteśmy wiedźmy, a wy? Czym jesteś Noelle? Wiedźmą? A może Czarodziejką? Czy kimś innym – mówiła do mnie cały czas podchodząc.
- Człowiekiem – odpowiedziałam jej pierwsze co przyszło mi do głowy. Nie byłam ani wiedźmą ani czarodziejką a tym bardziej nikim innym niż człowiekiem. Zwykłym szarym człowiekiem, który lubi się uczyć.
- Oh nie ładnie bawić się z nami kotka i myszkę, Penelope chyba przyda się jej nauczka – powiedziała Amy w stronę czarnowłosej dziewczyny.
- Z przyjemnością – powiedziała tamta po czym skierowała otwartą dłoń moją stronę. Na dłoni jej widziałam wyładowania elektryczne. Widziałam jak błyskawice idą w moją stronę gdy naglę między mną, a nimi pojawił się ten chłopak co wcześniej. Wykonał jeden ruch dłonią a te wyładowania trafiły w drzewo.
- Dajcie jej spokój – powiedział do nich. Kim on był? I czemu mi pomagał? Przeszło mi przez myśl. Tak wiem jestem głupia zamiast się cieszyć, ze ktoś mi pomaga. Ja się zastanawiam czemu to robi. Jednak koleżanka Amy nie dawała spokój posłała w jego stronę kolejne iskry. Chłopak odpowiedział jej tym samym, że ich spotkały się na środku. Powodując wybuch, który odrzucił nas wszystkich. Jeszcze chwilę po tym słyszałam jak szumi mi w uszach. Jednak tamta dwójka nie odpuszczała. Gdy jedno atakowało to albo drugie kontratakowało lub też robiło unik. Zauważyłam jak Amy skupia się na chłopaku jednak on nie zwraca na nią uwagi.
- Mackenzie rusz się wreszcie i pomożesz nam – krzyknęła stronę brązowej włosy Amy. Spojrzałam na dziewczynę. Wyglądała na oszołomioną podobnie jak ja. Jednak szybko poderwała się na nogi. Widziałam jak jej włosy się unoszą. Nie potrafię tego dokładnie opisać jednak chwilę później z nieba stronę chłopaka kierował się piorun, który uderzył w niego. Gdy próbował się podnieś Penelopę próbowała raz jeszcze go zaatakować.
- Nieeeee!! - krzyknęłam w jej stronę do końca nie zdawała sobie sprawy z tego co robię. Dopiero jak krzyknęłam zauważyłam jak wszyscy patrzą na mnie. To było dziwne mój głos był o wyższych falach dźwiękowych. Spróbowałam jeszcze raz musiałam mu pomóc. Uratował mnie przed nim już drugi raz. Tym razem po prostu wydobyłam z siebie krzyk, coś Lydia w serialu Teen Wolf. W stronę Amy nie wiem czemu akurat w jej stronę. Może przez to, że czułam iż to jej wina, że to ona zaczęła.
- Przestań bo ją zabijesz! - gdzieś w tym krzyku usłyszałam głos Mackenzie, jednak przestałam dopiero wtedy gdy przede mną pojawił się ten chłopak i złapał mnie za ramiona. Opadałam wtedy na kolana, czułam się jakby wypompowywana z wszystkich sił. Spojrzałam na jego twarz jednak po chwili mi zniknęła. Obudziłam się dopiero w domu na kanapie salonie. Gdy próbowałam się podnieś chłopak podszedł do mnie i powstrzymał mnie.
- Musisz jeszcze odpoczywać – powiedział do mnie. Spojrzałam na niego zdezorientowana jednak zaraz po chwili zauważyłam na fotelu śpiącą Pertheinę. Chłopak podążył za moim spojrzeniem. - Twoja przyjaciółka przyszła gdy byłaś nie przytomna powiedziałam jej półprawdy, że przepracowałaś się i straciłaś przytomność i musisz odpoczywać. Jednak uparła się zostać do czasu aż ci się poprawi.
- Kim ty jesteś? I co ja właściwie tam zrobiłam – spytałam się go prosto z mostu szeptem aby przypadkiem nie obudzić różowłosej.
- Mam na imię Damon i jestem twoim kuzynem. Twój tata będzie rano, bo do niego zadzwoniłem kazał poczekać na siebie. Więc pewnie on ci resztę wyjaśni – powiedział Damon. Damon ładne imię, ale ja nigdy nie słyszałam, żebyśmy mieli kuzyna o tym imieniu. Nie wiedziała, że w ogóle mam jakiś kuzynów.
- Ale ja nie mam kuzynów. Przynajmniej nic o tym nie wiem – powiedziałam uparcie dążyłam by dowiedzieć się więcej. Przecież gdybym miała jakiś kuzynów wiedziałabym o tym. Czyż nie?
- Masz i to nie jednego lecz kilku. Oprócz mnie masz jeszcze Devida i dwóch od strony ojca. Przyjadą rano wraz z bratem twojego ojca. Wiesz o tym tylko nie pamiętasz. Gdy byliśmy mali mieliśmy jakieś pięć lat bawiliśmy razem. Dopóki nasze mamy się nie pokłóciły – powiedział do mnie. Próbowałam sobie to przypomnieć ale miałam pustkę głowię. Zresztą jak próbowałam coś sobie przypomnieć tylko czułam ten ogromny ból głowy. - Musisz jeszcze odpocząć… Może chcesz iść do swojego pokoju? - pokiwałam przecząco głową. Wolałam zostać tutaj gdzie będę słyszeć gdy ojciec przyjdzie. Położyłam głowę. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Strój Madeline


Strój Noelle

Odwiezienie Mad

Spacer